Oczywiście, kiedy tylko zeszłam na dół, Conall od razu porwał mnie w swoje ramiona. Nie zwracał uwagi na nikogo, ani na nic. Nie czekał, aż się przywitam z innymi. Pokazywał tym do kogo należę. Tak, jak powiedział. Nie lubił się dzielić.
Przytuliłam się, opierając głowę na jego przedramieniu. Tak bardzo za nim tęskniłam.
-Zapomniałem telefonu. - Wymruczał mi do ucha, a potem odgarnął mi włosy za plecy. - Ładna sukienka.
Zarumieniłam się, ponieważ celowo założyłam taką, która uwydatni trochę moje piersi. Tak. Trochę. Nie pomijajcie tego słowa. Trochę to znaczy w granicach rozsądku. Nie byłam Tatianą, żeby chodzić z wywalonymi cyckami, a poza tym przecież byli tu też inni.
Z żalem odsunęłam się od chłopaka, ale raczej nikt nie patrzył na nas krzywo, no może poza siostrą Conall'a.
Uśmiechnęłam się do niej niepewnie, ale ta całkowicie mnie olała. Obróciła się w bok z wielkim fochem.
-Nie zwracaj na nią uwagi. - Mruknął chłopak.
Kiwnęłam, więc głową i stanęłam z powrotem obok Cam.
Tato odchrząknął i rozpoczął standardową regułkę przywitania. Przedstawił Camilię, a rodzice Conall'a tak, jak podejrzewałam przedstawili nam Mię, swoją córkę.
Dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną. Kiwnęła tylko głową i nie odezwała się nawet raz.
Idąc do stołu, Cam złapała mnie za dłoń, pochylając się do mojego ucha.
-Mówiłam, że to jakaś dzikuska.
Zacisnęłam wargi, ale nic nie odpowiedziałam. Obawiałam się, że moja przyjaciółka ma rację.
Zastanawiałam się też, co tu robi tak naprawdę siostra Conall'a. Przecież mówił, że poznam ją dopiero na ślubie, a potem nagle przyjechała do domu.
Usiedliśmy do stołu.
Po jednej stronie miałam mojego narzeczonego, a po drugiej Cam, więc czułam się dużo lepiej.
Nie mogliśmy zacząć jeść, bo jeszcze nie było wszystkich gości, w tym babci chłopaka. I szczerze mówiąc nie mogłam się jej doczekać.
Conall złapał mnie za dłoń i masował jej zewnętrzną stronę kciukiem, dobrze wiedząc, że się stresuję.
Zerknęłam dyskretnie w stronę Mii. Siedziała nieruchomo, wpatrując się ze złością w stół.
-Co jej jest? - Zapytałam cicho zielonookiego.
Spojrzał na siostrę.
-Ona już taka jest. Po prostu to olewaj.
Uniosłam brwi, ale tylko pokręcił głową.
Pół godziny później przywitałam się z babcią Conall'a. Bratem taty i jego żoną, a na koniec z jakimś wspólnym kolegą naszych ojców.
Przyszła też ich koleżanka z pracy, którą chyba zaprosiła mama. Musiały się polubić na tych ich piątkowych wieczorkach w barach.
Jeśli oczekiwaliście hucznej imprezy, byliście głupcami.
Moi rodzice wciąż byli moimi rodzicami. I chociaż matka spuściła trochę z tonu, za pewne też dla tego, że ostatecznie stanęło na jej zdaniu, nadal byli mocno sztywni.
Siedzieliśmy więc przy stole, jedząc i rozmawiając. W tle leciała cicha muzyka klasyczna. I z pewnością nikt nie miał zamiaru tańczyć.
Salon przystrojony był czerwonymi różami, a na stole postawiono wysokie świeczniki, o tym samym zapachu, co kwiaty. Półmiski i talerze były z ulubionej zastawy mamy, a znajdujące się na nich potrawy wyglądały tak smacznie, że ślinka sama napływała do ust.
Był mój ulubiony makaron z suszonymi pomidorami w sosie śmietanowym, roladki z soczewicy i pieczarek, faszerowany filet z indyka z szynką i marchewką, oraz różne bezalkoholowe drinki.
Mia nie odzywała się do nikogo, poza siedzącą obok niej babcią.
Za to, dużo jadła i rzucała ludziom, w tym przeważnie mi, wściekłe spojrzenia.
Wyczuwałam też konflikt między Conall'em, a jego ojcem, i chociaż obaj starali się to ukryć, wychwyciłam raz, czy dwa nutkę irytacji w ich głosach.
Siedziałam więc i zajadałam się pysznymi daniami, nie udzielając się zbyt często. Bo i co miałam mówić? Zresztą, rodzice dostarczali nam wystarczająco dużo atrakcji. Nie wiem kto, w trakcie imprezy postawił wino na stole, ale to był zły pomysł. Nasze matki nawijały coś o wnukach, których przecież nie miały, a ojcowie o męskich sprawach, o których żadne z nas nie miało ochoty wiedzieć.
Kiedy już myślałam, że nie może być gorzej, ktoś zapukał do drzwi.
Zerwałam się na równe nogi oferując, że otworzę. Musiałam, chociaż na chwilę wydostać się z salonu.
Przeszłam szybko korytarz i bez uprzedniego sprawdzenia kto to, po prostu otworzyłam drzwi.
I to był błąd.
Dosłownie zamarłam.
W progu stał Gawin i nie wyglądał na, ani trochę trzeźwego. Trzymał w dłoni butelkę wina i uśmiechając się, bezczelnie spojrzał w mój dekolt.
Zadrżałam, marząc tylko o tym, aby się zakryć.
-Gawin nie możesz tu być. - Powiedziałam, dziwnie piskliwym głosem. - To koniec. Mówiłam ci.
Spróbowałam zamknąć drzwi, ale postawił w nich nogę.
-Chciałem tylko teściowi złożyć życzenia. - Rzucił, napierając na mnie.
-Idź sobie! - Warknęłam, próbując go wypchnąć, ale nic z tego. Złapał moje nadgarstki i mocno szarpnął mną w przód.
Nagle zobaczyłam, jak ktoś uderza go w ręce kijem od szczotki.
-Kurwa. - Wysyczał i odskoczył w tył upuszczając wino.
Odłamki szkła rozprysnęły się na wszystkie strony.
Z piskiem odskoczyłam w tył, wpadając na osobę za mną.
-Jezu, kretynko zamykaj drzwi! - Powiedziała dziewczyna i rzuciła się przede mnie.
Popatrzyłam na nią przez chwile, ale zaraz zrozumiałam, o co chodzi.
Gawin już się otrząsnął po tym, jak dostał od Mii i znów próbował wejść do środka.
We dwie miałyśmy więcej szans go wypchnąć.
Natarłam na drzwi całym ciężarem ciała, a chwilę później na przedpokój wyszła na pewno zaalarmowana tłuczonym szkłem Cam.
Dziękowałam w myślach Bogu, że nie był to Conall, ale stało się jeszcze gorzej. Zaraz za moją przyjaciółką, wyleciała moja matka.
Spojrzałam prosto w jej oczy.
Cam podbiegła nam pomóc.
Miałam nadzieję, że wypchniemy go dyskretnie za drzwi, ale Gawin miał inne plany. Zaczął krzyczeć. Wyzywać mnie i moich rodziców, a najbardziej Conall'a.
Goście z salonu zaczęli wychodzić na korytarz.
Matka zabrała ich z powrotem do stołu, a nasi ojcowie ruszyli do drzwi.
-Odsuńcie się.
Oczywiście Conall chciał iść z nimi, ale nie mogłam na to pozwolić.
Złapałam go za kołnierzyk koszuli i szarpnęłam, nim w tył.
-Zostajesz.
-Odsuń się Lano.
-Cam pomóż mi!
Dziewczyna od razu podbiegła, łapiąc chłopaka za rękę i ciągnąc go w tył.
Mia stanęła obok, przyglądając się całej sytuacji.
Obejrzałam się.
Mój tato pchnął Gawina, a ten zataczając się, upadł na plecy. Miał szczęście, że nie wylądował w odłamkach szkła.
-Dzwonie na policję. - Ojciec Conall'a i Mii, wyjął telefon.
-Zakapujesz na swojego braciszka? - Zapytał Gawin, przytrzymywany na ziemi przez mojego ojca. - Jeśli zadzwonisz wyśpiewam wszystko.
Poczułam, jak Conall sztywnieje.
-O czym ty pierdolisz? - Zapytał Philip.
-To Vincent powiedział mi, że macie imprezkę i mnie tu przywiózł. - Mówił uśmiechając się szeroko. - Trzeba było nie wyciągać go z pierdla.
Spojrzałam na Cam.
-Philipie kim do cholery jest Vincent? - Mój ojciec tracił cierpliwość.
-Jego bratem. - Odezwała się Mia, a Conall szarpnął się w przód.
Zakręciło mi się w głowie.
-Kochanie chodź ze mną. - Zaczął Gawin, patrząc na mnie. - Zostaw ich. Będzie tak, jak dawniej.
-Kochanie? - Philip patrzył to na mnie, to na niebieskookiego.
Westchnęłam.
Wiem, że nie powinnam, ale nie miałam siły tego tłumaczyć.
Użyłam więc jedynej broni, jaką miałam.
Spojrzałam prosto w oczy Conall'a, a potem po prostu zatoczyłam się w tył i udałam, że mdleję.
__________________
Gdybyście nie pamiętali, bo było to wspomniane dawno. Philip to ojciec Conall'a.
Także co mogę powiedzieć? Vincent to brat Philipa, i czyżby cały plan Lany i Conall'a się wyda?
CZYTASZ
Aż Do Śmierci ✔
RomansZmarszczyłam brwi. -Właściwie to był chyba remis. - Powiedziałam. - Jak na piłkarza jest cholernie dobrym koszykarzem. Cam wybuchnęła śmiechem. -Więc, jeśli dobrze rozumiem... Grałaś z nim w piżamie. - Wyliczała na palcach. - W środku nocy w kosz...