Stałam na środku pokoju, a Cam i babcia Conall'a próbowały przebrać mnie w piżamę. Czułam, jak prostują mi włosy, wyjmują z nich spinki, ściągają sukienkę i przebierają w coś innego, ale nie byłam w stanie się odezwać, czy chociażby poruszyć. Bałam się, że jeśli to zrobię, to rozpadnę się na drobne kawałki. Czułam, jak coś rozrywa mnie od środka, jak tępy ból uciska klatkę piersiową, a przed oczami wciąż miałam twarz Conall'a. Nie widziałam już nikogo innego, nie widziałam niczego innego. Ani pokoju, ani osób w nim. Był tylko on.
Po moich policzkach leciały łzy, ale byłam pewna, że nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Nie mogłam. Przecież, gdybym to zrobiła to już nigdy, bym się nie pozbierała. Musiałam zamilknąć.
Jakieś dłonie wsunęły mi przez głowę koszulkę, a potem jeszcze inne, poprowadziły do łóżka. Położyły na nim i przykryły kołdrą. Było mi tak bardzo zimno. Tak zimno.
Zamknęłam powieki, ale to był bardzo zły pomysł.
Śniłam same koszmary. Jeden po drugim. Wciąż i wciąż, jakby w starym gramofonie zacięła się płyta.
Chciałam, aby moje otępienie trwało wiecznie. Było dla mnie ratunkiem, ale jak to bywa w życiu, przeważnie nie jest tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Nie mówię, że zawsze! Broń Boże!
Kiedy obudziłam się w środku nocy z głośnym krzykiem, wiedziałam już, że to koniec. Koniec ukrywania się w skorupie. Było tak, jakbym po długim przebywaniu pod wodą, wreszcie wypłynęła na powierzchnię i wzięła głęboki wdech. I z pewnością wolałabym zostać w tych cholernych głębinach. Bolało mnie dosłownie wszystko. Serce, głowa nawet nos!
-Lano. - Usłyszałam obok siebie Cam i poczułam się jeszcze gorzej. Nie chciałam, żeby mnie taką oglądała, żeby miała zmartwienia. Powinna odpoczywać.
-Nic mi nie jest. - Wychrypiałam przez łzy. - To tylko zły koszmar.
Jej drobne ramiona otuliły moją szyję.
-Mówisz. - Rzuciła z radością. - Bałam się, że już więcej się nie odezwiesz.
Co prawda nie do końca pamiętałam, jak trafiłam do pokoju, ale to chyba nawet lepiej. Mogłabym się załamać.
-No coś ty. - Dotknęłam jej policzka. - Przecież muszę kiedyś porozmawiać z twoim dzieckiem.
Wypuściła z ust powietrze.
-To dobrze. - Odsunęła się. - To znaczy wiesz, nie chcesz się zabić prawda?
Zamrugałam.
-Co? - Zapytałam, ale zanim mi odpowiedziała, usłyszałam ciche chrapanie. - Ktoś tu jest?
Nawet w ciemności widziałam, jak szeroko się uśmiecha.
-Babcia Conall'a. Nie chciała wyjść, a Mia dzwoniła już dwa razy.
Zadrżałam.
-A on?
-Nie.
Pokiwałam głową.
To było zrozumiałe. Na pewno nie miał jak. Jego ojciec się wściekł. Może nawet zamknęli go w tej swojej cholernie luksusowej twierdzy?
-Trzeba ją czymś przykryć. - Wskazałam na staruszkę, a Cam niemal od razu wzięła z podłogi koc i podchodząc na palcach, zarzuciła go kobiecie na ramiona.
-Dlaczego nie śpisz? Powinnaś odpoczywać.
-Nie mogłam zasnąć, ale skoro nie masz ochoty się zabić, to trochę się zdrzemnę. - Widziałam, że stara się żartować, więc wdzięczna wymusiłam na sobie uśmiech, a potem życzyłam jej dobranoc i zwijając się w kłębek, zamknęłam oczy.
Słyszałam, jak wychodzi, a chwilę później zamyka się w pokoju obok.
Oczywiście nie byłam w stanie zasnąć i przeleżałam wpatrzona w sufit, aż do rana.
Myśli kłębiły się w mojej głowie, rozsadzając ją od środka, ale to nie było najgorsze. Najbardziej bolało mnie serce. Miałam wrażenie, że pęknie mi klatka piersiowa, albo, że się uduszę.
Cierpienie mentalne było o wiele gorsze, niż fizyczne. Na ból głowy mogłam wziąć tabletkę, ale na złamane serce nie było lekarstwa.
Kto by pomyślał, że to nasi rodzice nas rozdzielą? Co się teraz działo z Conall'em? Tatiana będzie świętować.
Przekręciłam się na drugi bok. Za oknem było już widno, a ja miałam ochotę oderwać sobie głowę. Nie chciałam tych wszystkich myśli. Chciałam spokojnie prze leżeć w ciszy, topiąc się w swoim bólu.
Przed godziną ósmą, usłyszałam rodziców przed domem. Gdzieś jechali. I szczerze mówiąc przyjęłam to z ulgą. Mogłam, chociaż spokojnie przemycić sobie coś do jedzenia.
Westchnęłam i usiadłam, ale zakręciło mi się w głowie, a z moich ust wydobył się całkowicie bezwiednie cichy jęk.
Było mi cholernie słabo.
-Trzymasz się? - Usłyszałam z kąta pokoju, a kiedy podniosłam głowę, babcia chłopak usiadła obok mnie.
-Staram się.
Jej ciepła dłoń pogłaskała moją głowę.
-Coś wymyślimy. - Obiecała, uśmiechając się ciepło. - Elżbieta...
-Przepraszam. - Wtrąciłam się. - Tak bardzo was zawiedliśmy.
-To nie prawda. - Jej głos był pewny i zdecydowany. - Wasza miłość jest, jak skarb. W końcu to zrozumieją, a ojcem Conall'a się nie przejmuj.
-Nie lubi go Pani. - Powiedziałam z zaskoczeniem, a potem zakryłam usta dłonią.
-Nie muszę go lubić.
Nic nie rozumiałam.
-Ale Pani córka za niego wyszła!
-Ostrzegałam ją, ale ona bardzo go kocha. - Westchnęła. - I na całe szczęście on ją też. W innym przypadku nigdy bym się na ten związek nie zgodziła.
-Szkoda, że moja matka nie jest tak wyrozumiała. - Mruknęłam, a zaraz potem ugryzłam się w język. - A może to i lepiej? Gdybym nadal była z Gawinem... - Na samą myśl, przeszły mnie ciarki.
-Nasze wybory nie zawsze są mądre, ale ważne, abyśmy umieli dostrzec swoje błędy i je naprawić. - Wstała. - Jesteśmy tylko ludźmi, a to wszystko, co teraz przeżywasz jest częścią twojego życia. I albo weźmiesz je w swoje ręce i coś z tym zrobisz, albo pozwolisz, aby wszystko się schrzaniło.
Pokiwałam głową.
Rozumiałam jej słowa, ale czy to rzeczywiście mogło być tak łatwe?
***
Zeszłam z Cam na śniadanie, a babcia Conall'a wróciła do siebie do domu. Obiecała zadzwonić, jak tylko czegoś się dowie, więc bez przerwy zaglądałam w telefon, ale wciąż milczał.
-Lano, na Boga! Ona wyszła piętnaście minut temu! Daj jej chociaż dotrzeć do domu.
Westchnęłam.
-Przepraszam. Martwię się.
-Coś wymyślimy. - Podsunęła mi pod brodę talerz. - Zjedz coś!
-Nie jestem głodna.
Zacisnęła usta w wąską linię.
-Zrób to dla mnie.
Zamknęłam oczy.
To, jak mnie szantażowała było zdecydowanie niesprawiedliwe.
Ale czy miałam inne wyjście?
Posłusznie zabrałam się za jedzenie i dopiero wtedy zrozumiałam, że moja przyjaciółka miała rację. Byłam głodna, jak wilk i chociaż myślałam, że nic nie przełknę, pochłonęłam stos kanapek i talerz jajecznicy.
-Lepiej?
Spojrzałam na Cam i nie mogąc się powstrzymać zachichotałam.
-Brzmisz, jak ta reklama snickersa.
Przewróciła oczami, a potem wstała zbierając z blatu naczynia.
-Lepiej pozmywajmy to, zanim twoi nawiedzeni rodzice wrócą.
-Trzeba coś ukraść z lodówki. - Mruknęłam, również wstając. - Nie wiem czy będę w stanie wyjść z pokoju, kiedy będą w domu.
Podała mi torebkę foliową.
-Pakuj. Ja zajmę się zmywaniem.
-Dzięki. - Posłałam jej coś na kształt uśmiechu, ale w środku czułam się tak, jakby wciągała mnie w swoje czeluści czarna dziura. Chciałam tylko zobaczyć Conall'a. Być w jego ramionach i znów poczuć się kochaną i bezpieczną.
Wrzuciłam do foliówki kilka serków, ogórki, dwa pomidory i kilka kromek chleba. Zabrałam też półmisek z makaronem w sosie serowym. Mogłyśmy zjeść go na zimno.
Cam pozmywała, a potem zrobiła nam dzbanek herbaty, a ja zabrałam na górę sok.
Układałam akurat wszystko na parapecie, kiedy mój wzrok padł na pierścionek od Conall'a.
Momentalnie ugięły się pode mną nogi.
Upadłam na ziemię i nie było nikogo, kto mógłby mnie złapać.
Resztkami sił przysunęłam się bliżej łóżka i ukrywając twarz w kołdrze zaczęłam płakać.
Płakać, wrzeszczeć i uderzać na oślep pięściami.
-Conall! - Wydarłam się. - Obiecałeś mi! Obiecałeś, że nas nie rozdzielą!
Cam wpadła do pokoju chwilę później. Usiadła obok mnie i obejmując mnie ramionami, tuliła do siebie, jak dziecko.
-Już cicho, już cicho. Będzie dobrze. Jestem tu.
-Obiecał mi. - Wyjąkałam, a potem już tylko płakałam przez bardzo długi czas.
______________
Dzisiejszy rozdział był dla mnie mega wyzwaniem, ponieważ obudziłam się w bardzo dobry humorze i pisanie czegoś smutnego w takim humorze jest strasznie dla mnie ciężkie. Musiałam się co chwilę pilnować, żeby nie było to zbyt wesołe.
Cholercia! Ale i tak jest mniej smutne, niż miało być!
Przepraszam.
Inaczej się nie da.
Mogłabym poczekać, aż będę w bardziej depresyjnym humorze i dopiero napisać, ale wiem, że po poprzednimi rozdziale na pewno czekacie na kolejny. Więc wzięłam się za pisanie mimo wszystko. ;*
Miłego dnia! ❤
CZYTASZ
Aż Do Śmierci ✔
RomanceZmarszczyłam brwi. -Właściwie to był chyba remis. - Powiedziałam. - Jak na piłkarza jest cholernie dobrym koszykarzem. Cam wybuchnęła śmiechem. -Więc, jeśli dobrze rozumiem... Grałaś z nim w piżamie. - Wyliczała na palcach. - W środku nocy w kosz...