Rozdział 5

6.1K 392 40
                                    

Patrzyłam na niego, mrugając z niedowierzaniem. Może, tylko mi się śniło, że jego pięknie, pełne, czerwone wargi powiedziały to, co właśnie powiedziały?
-C-co? - Wykrztusiłam zaszokowana. - C-co powiedziałeś? - Wiedziałam, że moje zachowanie jest mocno niezgrabne, ale nie umiałam się lepiej wysłowić. Nie po czymś takim. Musiałam się upewnić, że dobrze zrozumiałam.
-Nie chcę brać tego ślub. - Powtórzył, wlepiając we mnie ciemne, zielone oczy.
Wreszcie zamknęłam usta i nie zwracając uwagi na to, że pogniotę sukienkę, opadłam na łóżko.
Cholera. On tak poważnie, czy się ze mnie nabija? Dopadła mnie ulga. Przecież głowiłam się nad tym cały wieczór! Cały cholerny wieczór myślałam, jak mu powiedzieć to, co chciałam, a on tak po prostu powiedział mi to samo.
Chłopak zmarszczył brwi i usiadł obok mnie. Łóżko ugięło się odrobinę pod jego ciężarem.
-To znaczy nie to, że mi się nie podobasz. - Zaczął delikatnie. - Jesteś naprawdę ładna i ma się na czym oko zawiesić. - Mówiąc to, wymownie zerknął w mój dekolt.
Zaczerwieniłam się.
-Ale ja tego nie czuję.
Zamrugałam.
-Tego? - Wydukałam krótko.
-No wiesz! - Machnął ręką. - Chcę się jeszcze zabawić! Na ślub mam jeszcze czas... Kiedyś tam, za kila lat.
Poczułam, że zbieram mi się na płacz! Jezu! On po prostu spadł mi z nieba! Był prezentem od losu! Nie mogłam trafić lepiej!
Milczałam, a on przyglądał mi się, od czasu do czasu zezując w stronę mojego biustu. I chociaż miał rację, moje piersi nie były malutkie, rzuciłam mu karcące spojrzenie.
Uśmiechnął się przepraszająco.
-Jesteś na mnie zła?
-Zła!? - Krzyknęłam, wstając.
Poszedł w moje ślady, a ja dopiero teraz, zdałam sobie sprawę, że chociaż mam na sobie wysokie obcasy, on nadal jest ode mnie sporo wyższy.
-Nie chciałem cię urazić. - Zapewnił. - Wiem, że może pragnęłaś tego ślubu, a ja zrujnowałem twoje plany, ale...
Prychnęłam, nie ładnie mu przerywając.
Spojrzał na mnie odrobinę zdziwiony.
-Też nie chcę tego ślubu! - Wyjaśniłam.
Przez moment patrzył na mnie, jakby nie rozumiał moich słów, ale zaraz jego wzrok przepełnił szok.
-Nie?
-Na miłość! Oczywiście, że nie! - Paplałam, jak nakręcona. - Cały wieczór zastanawiałam się, jak ci o tym powiedzieć! Kamień z serca!
Conall naprawdę był mocno zaszokowany. Wyraźnie było widać, że ani trochę nie był na coś takiego przygotowany.
-Czekaj! - Złapał mnie za ramię, a ja poczułam dziwne ciepło w miejscu, gdzie mnie dotknął. - Nie podobam ci się?
Zmarszczyłam brwi przez moment nie rozumiejąc, o co tak właściwie mu chodzi, ale zaraz dotarło do mnie dlaczego pyta.
-Nie, to znaczy tak! - Plątałam się, a potem spojrzałam prosto w jego przystojną twarz i powiedziałam zgodnie z prawdą. - Podobasz mi się. Moje powody w ogóle nie dotyczą twojej osoby.
Wydawał się mi nie wierzyć.
-Też chcesz się jeszcze bawić? - Spojrzał na mnie z po wątpieniem w oczach. Wcale mu się nie dziwiłam. Na pierwszy rzut oka nie wyglądałam na kłótliwą czy przebojową. No i w sumie przebojowa nie byłam. To Cam nadrabiała za nas obie.
Odwróciłam się w bok.
-To skomplikowane...
Czułam na sobie jego wzrok.
-Powiedz mi, muszę widzieć, żeby sobie to jakoś poukładać. - Zaczął. - Może wtedy coś wymyśle, żebyśmy uniknęli tego całego bałaganu.
Westchnęłam, ale nadal nie mogłam na niego spojrzeć.
-Lano. - Wymówił moje imię w taki sposób, że przez chwilę byłam wstanie powiedzieć mu wszystko.
Chłopak złapał mnie za ramiona i obrócił w swoją stronę.
-No dalej dziewczyno, po prostu to powiedz!
Wzięłam głęboki wdech. Zasługiwał na prawdę.
-Mam kogoś. - Wyszeptałam. - A przynajmniej, tak mi się wydaje, że nadal mam.
Milczał przez jakiś czas, a potem puszczając mnie, usiadł na łóżku.
Obejrzałam się na niego.
-Nie dziwię się. - Rzucił wesoło, a ja poczułam ulgę. - Byłbym raczej zdziwiony, gdybyś nie miała.
Przygryzłam wargę, a potem powoli, ostrożnie usiadłam obok niego.
-Więc, co teraz zrobimy?
-Nie możesz powiedzieć rodzicom, że masz kogoś?
-Nie. - Odparłam krótko, zaciskając usta w cienką linię.
Uniósł pytająco brwi.
Westchnęłam.
-Oni o tym wiedzą, ale nie zgadzają się na niego.
Zaśmiał się.
-Kogo ty sobie wybrałaś? Jakiegoś narkomana?
Przewróciłam oczami.  
-Nazywa się Gawin i z pewnością nie jest narkomanem.
-Cóż, moja matka nie ma tego problemu. Raczej martwi się, że nie byłem jeszcze z nikim na poważnie.
Zamrugałam, całkowicie zdziwiona tym wyznaniem.
-Przecież dziewczyny muszą się o ciebie zabijać! - Wypaliłam, cała się czerwieniąc. Zbyt łatwo było mi czuć się przy nim sobą.
-Czy to komplement, Panno Donovan? - Zażartował, a potem puścił mi oczko, ale niczego więcej nie wyjaśnił. - Dzięki.
Przemknęło mi przez głowę, że może woli mężczyzn, ale zaraz odgoniłam od siebie tę absurdalną myśl. Przecież ciągle gapił się w moje cycki!
-To może ty powiesz swoim, że nie chcesz ślubu?
Skrzywił się.
-Nie mogę.
Zamknęłam oczy.
-No to po nas!
-Niekoniecznie. - Powiedział, dziwnym tonem, wstając. 
Rzuciłam mu zaciekawione spojrzenie, a on obdarzył mnie jednym z najpiękniejszych uśmiechów, jakie w życiu widziałam.
-Zostaje nam ucieczka z przed ołtarza.
Otworzyłam szeroko usta i po prostu się na niego gapiłam.
Co? On chyba nie mówił tego poważnie!?
-Nie patrz tak na mnie. Jeśli uciekniemy razem, oberwie się nam po równo, a naszym rodzicom odechce się szukać kandydatów na dłuższy czas.
Dobra, on serio o tym myślał.
Przełknęłam ślinę.
-To była by sensacja na pierwszą stronę. - Zauważyłam ostrożnie i również wstałam.
Wzruszył ramionami.
-Ale za to jaka skuteczna!
Przygryzłam wargę.
Nie mogłam się nie zgodzić. Miał stu procentową rację.
-Ale, żeby tak z przed ołtarza? - W moim głosie dało wyczuć się niepewność.
-Masz lepszy plan?
Zamknęłam oczy i pokręciłam głową.
-Nie.
-Świetnie! - Rzucił zadowolony. W jego oczach wyraźnie migotały psotne iskierki. - Więc jesteśmy umówieni?
Spojrzałam na niego, a moje serce zgubiło rytm. I to nie tylko z powodu jego szalonego pomysłu.
Skinęłam głową. Przecież nie miałam innego wyjścia. Musiałam zrobić to dla Gawina. Dla nas. Dam radę. Będę musiała tylko przebiec przez ołtarz. Tylko.
Conall rzucił mi dziwne spojrzenie.
-Co znowu!? - Zapytałam, bojąc się, że wymyślił coś, jeszcze bardziej szalonego.
-Nic. Zastanawiam się tylko, czy zdajesz sobie sprawę, że będziemy musieli udawać zakochanych w sobie na zabój?
Spojrzałam na niego, jakby oszalał. O czym on do diabła mówił!?
-Co?
Przewrócił oczami, spiesząc z wyjaśnieniami.
-Przecież muszą uwierzyć, że się zgadzamy. A mogłaby do tego zmusić nas tylko miłość. Nie wiem, jak twoi rodzice, ale moi idiotami nie są. - Mówił, a jego głos trafiał w mój umysł, niczym kule armatnie. - Jeśli nie uwierzą wszytko poleci na łeb, na szyję, a cały plan diabli wezmą.
Podszedł bliżej.
-Ja naprawdę chcę mieć z tym na jakiś czas spokój.
Podniosłam do góry głowę i rzuciłam mu pełne determinacji spojrzenie. Wiedziałam, że rzucał mi wyzwanie i czekał, aż się go podejmę. Wiedziałam też, że już rozszyfrował moją naturę. Zajęło mu to zaledwie dziesięć minut, ale wiedział już, że uwielbiam wyzwania. I szczerze mówiąc nie miałam zamiaru stchórzyć. Musiałam być silna i zrobić to dla Gawina. Marzyłam o tym, by rodzice dali nam spokój, a po czymś takim miałabym to gwarantowane. Już nikt nie stanąłby na mojej i Gawina drodze.
Cóż, po pierwsze nie miałam wyjścia, a po drugie chciałam pokazać Conall'owi, że jestem równie silna, co on.
-Dobrze. - Zgodziłam się, wyciągając w jego stronę rękę. - Wchodzę w to!
Spojrzał na mnie z ekscytacją w oczach i uścisnął moją dłoń. Jego własna nadal była ciepła.
-Może powinniśmy przypieczętować to krwią? - Zapytał już całkowicie rozluźniony.
Zachichotałam, odsuwając się w tył.
-Żadnej krwi!
-Szkoda.
Spojrzałam na niego, odrobinę poważniejąc.
-A co, jeśli nam nie wyjdzie?
Uniósł zdumiony brwi.
-Od czego są rozwody?
__________________
No i jest kolejny! Jestem bardzo ciekawa, co teraz sądzicie o Conall'u? 😁😁😁
No i Lana! Muszę przyznać, że weszła teraz w naprawdę niebezpieczną grę.

Aż Do Śmierci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz