Punkt dziewiętnasta Conall zapukał do drzwi, a moja matka i przyjaciółka wyglądały tak, jakby obie miały umrzeć za chwilę z radości.
Wyprzedziłam je i przewracając oczami, otworzyłam drzwi.
Chłopak stał przede mną rozluźniony, ubrany w ciemne jeansy i białą koszulę. Nadal był uroczo potargany, ale z jego szczęki zniknął drobny zarost.
Przez chwilę wyobrażałam sobie, jak się goli, ale zaraz otrząsnęłam się z tej absurdalnej myśli i posłałam mu szeroki uśmiech, odrobinę się kłaniając.
Uniósł brwi, ale nie skomentował.
-Dobry wieczór. - Przywitał się, wręczając mi kwiaty, więc wykorzystałam sytuację i podałam je mamie prosząc, by ta zaniosła je do wazonu. Popatrzyła na mnie zła, ale nie miała wyjścia. Udała się do kuchni, zostawiając nas samych.
-Poznaj moją najlepszą przyjaciółkę Camilię Swan. - Zwróciłam się do chłopaka, a potem spojrzałam na dziewczynę i zaprezentowałam również jego. - Camilio, to jest właśnie Conall Laverence.
Następnie poczekałam, aż Cam się skłoni i łapiąc ją za nadgarstki, niemal siłą wyciągnęłam z domu. Chciałam ulotnić się zanim matka wróci, a byłam pewna, że szukała wazonu w ekspresowym tempie. O ile nie wcisnęła kwiatków po prostu do szklanki, byle by, jak najszybciej znaleźć się w naszym pobliżu.
Cam gapiła się na Conall'a, jakby ten był, co najmniej jakimś bóstwem. Na szczęście on nie zwracał na nią uwagi.
Ruszył pierwszy, a ja z ulgą udałam się za nim. Zaciekawiony, rozglądał się po naszym ogrodzie, a kiedy jego wzrok padł w stronę basenu, na który mogliśmy sobie ostatnio pozwolić, zerknął przez ramię w moją stronę.
-Pływasz?
-Pływam. - Przyznałam cicho.
Dostrzegłam kątem oka, jak idąca obok mnie Cam, przewraca oczami.
-Jeszcze jej nie znasz. - Rzuciła wesoło. - Ale ona potrafi prawie wszystko. No może poza śpiewaniem... Śpiewa koszmarnie! Ale to dobrze, bo chociaż jeden talent przypadł dla mnie! - Paplała, w końcu odnajdując w sobie siłę, by odezwać się do tego nieziemsko przystojnego chłopaka.
Posłałam jej pełne oburzenia spojrzenie i nie zwracając uwagi na towarzystwo Conall'a, zdzieliłam ją w ramię.
-No co!? - Pisnęła.
-Nie słuchaj jej. - Poprosiłam chłopaka. - Jest moją przyjaciółką, więc nie jest zbyt obiektywna.
Zielonooki (mogłam przysiąc, że dziś miał bardziej zielone, niż czarne oczy!) uśmiechnął się szeroko i otwierając bramę, przepuścił nas przodem.
Stanęliśmy na chodniku, przy taksówce. Cam spojrzała na mnie znacząco, ale udałam, że tego nie widzę. Nie miałam zamiaru zdradzać Gawina, ani też Bóg jeden wie, robić tego, co też miała na myśli. Była dobrą przyjaciółką, ale jej niechęć do mojego chłopaka wiele komplikowała.
W końcu przyszedł czas się pożegnać, więc ucałowałam dziewczynę w policzek, a ta życząc nam dobrego wieczoru, szybko oddaliła się w stronę swojego domu.
Przełknęłam ślinę i obróciłam się w stronę Conall'a.
Patrzył na mnie rozbawiony.
-Ona wie, że tylko udajemy?
Przygryzłam wargę.
-Jesteś zły, że jej powiedziałam?
-Nie. - Pokręcił głową. - Po prostu jej "bawcie się dobrze" zaleciało mocnym podtekstem.
Zamrugałam. Cholera.
Czułam, jak czerwienieją mi policzki. Więc, on też to zauważył?
-Ona... - Wydęłam wargi. - Też nie lubi Gawina.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Poważnie?
Pokiwałam głową.
W jego oczach widziałam pytania, ale nie zadał żadnego.
Zamiast tego otworzył mi drzwi i wyciągnął w moją stronę rękę.
-Gotowa?
-Tak. - Powiedziałam śmiało, łapiąc go za ciepłą dłoń.
Następnie pomógł mi wsiąść, a sam wślizgnął się zaraz za mną, zamykając za nami drzwi.
Poczułam, jak nasze kolana stykają się ze sobą, ale nie odsunęłam nogi. Nie chciałam być niegrzeczna, a poza tym to, przecież nic takiego. Ja miałam Gawina, a on mnie nie chciał. Wyraziliśmy się wczorajszego wieczoru bardzo jasno. Oboje znaliśmy granice.
Cieszyłam się też w duchu, że tym razem nie posłuchałam matki i ubrałam się po swojemu.
Ciemne jeansy i biała koronkowa bluzka idealnie zgrały się z ubraniem chłopaka.
Zerknął na mnie, widocznie myśląc o tym samym.
-Zrobiłaś to specjalnie, prawda?
Posłałam mu niewinne spojrzenie.
-Ale co? - Zapytałam, szczerząc się i udając, że nie wiem, o co mu chodzi.
-Założyłaś bluzkę z zakrytym dekoltem! - Rzucił, niemal obrażonym tonem.
Zachichotałam.
-Będziesz musiał znaleźć sobie coś lepszego do podziwiania.
Pokręcił z niedowierzaniem głową, ale po szerokim uśmiechu poznałam, że sobie żartuje.
-Dobrze, że chociaż wybrałem film akcji.
Przygryzłam wargę, posyłając mu nieśmiałe spojrzenie.
-Czyli taki, jak lubię.
Zerknął na mnie.
-Nie jesteś typową córeczką mamusi, prawda?
Wzruszyłam ramionami, wytrzymując jego wzrok.
-Raczej nie.
Zwilżył wargi językiem.
-Więc moja matka miała rację. Jest lepsza w te klocki ode mnie. - Przyznał.
Zmarszczyłam brwi.
-W te klocki?
-Wiesz, uczą nas od dziecka, jak odczytywać innych ludzi. - Zdradził. - Jesteśmy prezesami firm, zatrudniamy czasami tysiące osób. Wypadałoby ich znać.
Poczułam, jak w moim brzuch zawiązuje się supeł. Z jakiegoś powodu nie chciałam, by jego mama myślała o mnie w zły sposób.
-Więc ona mówiła coś o mnie?
-Plotkowała z moim ojcem pół wieczora myśląc, że już śpię.
Poprawiłam się na siedzeniu. Nie byłam pewna czy chcę wiedzieć, jak bardzo źle wyszłam. No i musiałam mieć na względzie pracę ojca. Nie mogłam od tak...
Chłopak spojrzał na mnie rozbawiony.
-Spokojnie, nie mówili nic złego. Matka twierdziła, że masz potencjał, cokolwiek to dla nich znaczy. - Zamyślił się. - Chyba spodobał im się ten twój tekst, o graniu na nerwach. Twoi rodzice za to wyszli bardzo sztywno.
Odetchnęłam z ulgą.
-Cóż, oni zawsze tacy są. Chyba sądzą, że tak właśnie powinny zachowywać się osoby z naszej klasy majątkowej.
Pokiwał ze zrozumieniem głową.
-Moi też czasem tacy są.
Uśmiechnęłam się smutno.
-Ale potrafią spuścić z tonu, kiedy tego wymaga sytuacja, prawda?
-Tak. - Przyznał.
-A moi niestety nie nauczyli się tej, jakże przydatnej umiejętności.
Zmrużył oczy.
-No nie wiem... Twój ojciec w pracy jest zupełnie inną osobą.
Uniosłam zdziwiona brwi.
-Inny?
Chłopak wzruszył ramionami.
-No wiesz... bardziej wyluzowany.
Zaskoczyło mnie to. Żałowałam, że nigdy go takiego nie widziałam. Czy to wina matki, że w domu był taki, jaki był? Czy to, co mówił Conall było w ogóle możliwe?
W środku wiedziałam, że mogło tak być. Przecież w ojcu widziałam więcej dobra, niż w mojej lodowato uprzejmej matce.
Wyjrzałam przez szybę. Pędziliśmy pustymi ulicami miasta.
***
Conall zabrał mnie do jednego z mniejszych kin, ale wcale nie było gorsze. Miałam wręcz wrażenie, że jest dużo przytulniej, niż w tych ogromnych centrach handlowych, gdzie ludzie plątają się, co rusz pod nogami.
Film, na który poszliśmy był naprawdę świetny. Grał mój ulubiony aktor, a sala była prawie pusta. Poza nami, siedem rzędów wyżej, siedziała tylko jedna, zakochana parka, całkowicie zajęta sobą, więc oboje mogliśmy komentować akcję filmu i dyskutować na temat różnych wątków do woli. Zjedliśmy dwa duże popcorny i wypiliśmy po trzy kubki coli.
Conall był pod wrażeniem, że nie dbam obsesyjnie o linię, jak większość jego koleżanek, a ja, że zachowywał się, jak zwyczajny chłopak. Owszem, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, biła od niego powaga, autorytet i klasa, ale dziś, gdybym nie wiedziała, że pochodzi z jednej z najbogatszych rodzin, po jego zachowaniu nigdy, nie domyśliłabym się tego.
To niesamowite, że widzieliśmy się dopiero drugi raz, a ja czułam się tak, jakbyśmy znali się od zawsze. Początkowo tego dnia obawiałam się, że nie zdołam pokazać przy nim klasy, ale on wcale nie miał zamiaru jej we mnie szukać. Chciał po prostu dobrze spędzić ten wieczór. Inaczej, niż zwykle. Nie powiedział tego, ale czułam, że i on bawił się równie dobrze, co ja. I tak samo tego potrzebował. Po prostu czuliśmy się w swoim towarzystwie dobrze.
Nie poszliśmy na kolację do obrzydliwie drogiej restauracji, tylko wsiedliśmy z paczką chipsów do taksówki (swoją drogą, to chyba był jakiś jego kierowca, bo chociaż na górze pisało wyraźnie "TAXI", facet czekał na nas na parkingu przez cały wieczór) i wróciliśmy do domu.
Oczywiście Conall za każdym razem, otwierał i zamykał przede mną drzwi. Był wyluzowany, ale nie zapomniał o kulturze, nawet na chwilę.
-Może nie jesteś stu procentową kobietą? - Zażartował, kiedy stanęliśmy pod furtką mojego domu.
Obróciłam się w jego stronę.
-Wtedy wyszedł byś na geja. W końcu zaprosiłeś mnie do kina.
Rozbawiony, podniósł ręce w poddańczym geście.
-Wygrałaś!
-Tak powinno być! - Posłałam mu triumfujące spojrzenie, a on przyjrzał mi się uważniej.
-Rodzice oczekują, że poznam cię z moimi znajomymi.
Och.
Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć, więc pozwoliłam mu kontynuować.
-A skoro mieliśmy udawać, nie mogę im odmówić.
Skrzywiłam się, całkowicie to rozumiejąc. Conall jednak wyglądał na osobę, która zawsze wie, co robi. Jego głos był normalny, a słowa przemyślane.
-Pomyślałem, że mogłabyś wziąć tę swoją koleżankę i zajrzeć do mnie na domówkę?
Pozostawił wybór w moich rękach i byłam mu za to wdzięczna, ale ja przecież go, tak właściwie nie miałam. Wiedziałam, co muszę zrobić.
-Jasne. - Uśmiechnęłam się, bo przecież Conall nie był niczemu winien. To nasi rodzice wpakowali nas w tę niedorzeczną sytuację. - Im szybciej uwierzą tym my, szybciej będziemy mieli to z głowy, prawda?
Patrzył prosto w moje oczy.
-Dokładnie. - Otworzył mi furtkę. - Odezwę się jeszcze do ciebie na dniach, żeby dogadać szczegóły.
Przygryzłam wargę.
-W takim razie do zobaczenia?
-Tak. - Puścił mi oczko, po czym machnął w stronę taksówkarza, aby ten podjechał bliżej.
Skłoniłam się mu, a potem zanim zareagował, obróciłam się w tył i ruszyłam chodnikiem do domu.
Byłam zmęczona i chciałam, jak najszybciej sprawdzić czy dzwonił Gawin. Jak na złość zostawiłam komórkę w domu.
Złapałam za klamkę i wchodząc do domu, dopiero teraz zorientowałam się, że udanie się przeze mnie do pokoju nie będzie takie proste.
Rodzice, tylko czekali na mój powrót.
Oboje stanęli na przedpokoju i wlepiając we mnie wzrok, składali dłonie, jak do modlitwy. Matka zupełnie, jak nie ona, podeszła bliżej i otoczyła mnie ramieniem. Już nie pamiętałam nawet, kiedy przytulała mnie po raz ostatni.
Zaszokowana, zastygłam w bezruchu.
-Jak było? - Zapytała, odgarniając mi z policzka włosy. - Zachowywałaś się, jak należy?
-Czemu nie powiedziałaś!? - Krzyknął tato. - Odwiózłbym go do domu!
-Henryku! - Skarciła go moja rodzicielka. - Stać go na taksówkę.
-Ale czy to wypada?
Spojrzałam na nich smutno.
Stałam z nimi, a czułam się tak, jakby wcale mnie nie było. Jakbym patrzyła na to wszystko z boku. Patrzyłam na swoich rodziców i zastanawiałam się dlaczego nie jestem taka, jak oni. Może wtedy łatwiej byłoby mi znosić całą te sytuację? Może nie czułabym się rozerwana na pół.
-Było w porządku. - Odpowiedziałam wreszcie i nie dając im zadać kolejnych pytań, powiedziałam po prostu to, co czułam. - Nadal kocham Gawina.
Matka, odsunęła się ode mnie, jakby poraził ją prąd.
Westchnęłam.
Wiem, wiem. Miałam udawać, ale oni też nie byli głupcami. Znali mnie. Wiedzieli, że łatwo nie odpuszczę. Byłam uparta po matce. Musiałam grać najlepiej, jak umiem.
Ruszyłam schodami.
-Mów sobie co chcesz! Twoje uczucia nie są prawdziwe! - Zawołała za mną.
-Margaret, chodź. Niech idzie do siebie.
-Ależ Henryku... - Kobieta pozwoliła zaciągnąć się do salonu, ale oczywiście nie skończyła dyskusji.
Obróciłam się w tył i zamiast wejść do pokoju, przykucnęłam za poręczą, słuchając.
-Jest uparta po tobie. - Powiedział ojciec. - Ale to minie, nie panikuj Margaret. Przekona się do niego. Zobaczysz.
-Och Henryku! - Matka nadała swojemu głosu, dramatyczny ton. - Dlaczego ona nie rozumie!? Ten chłopiec jest dla niej szansą!
-Zrozumie. Widzisz, że już nawet zgodziła się z nim iść do kina?
-Tak, tak. Masz rację! - Przyznała. - To moja córka, więc nic dziwnego, że się martwię.
Uśmiechnęłam się, a następnie po cichu, wycofałam w tył.
Haczyk rzucony, przynęta złapała.
Zamknęłam za sobą drzwi i od razu rzuciłam się do telefony.
Odblokowałam go, a supeł, który od kilku dni ściskał mój żołądek, zacisnął się z podwójną siłą.
Nie było żadnych nowych połączeń czy wiadomości.
Gawin nie napisał.
______________
No dobrze Kochani. To już ósmy rozdział tak, więc myślę, że mogę już Was zapytać; jak się podoba książka? Macie już jakiś swoich faworytów? ;*
Buziaki i miłego (nie wiem, jak u Was, ale u mnie mniej wietrznego) dnia 😘😘.
![](https://img.wattpad.com/cover/121217939-288-k116604.jpg)
CZYTASZ
Aż Do Śmierci ✔
Roman d'amourZmarszczyłam brwi. -Właściwie to był chyba remis. - Powiedziałam. - Jak na piłkarza jest cholernie dobrym koszykarzem. Cam wybuchnęła śmiechem. -Więc, jeśli dobrze rozumiem... Grałaś z nim w piżamie. - Wyliczała na palcach. - W środku nocy w kosz...