Rankiem, nadal byłam na rodziców wściekła. Obudziłam się pełna determinacji i nawet nie miałam problemu ze wstaniem.
Udałam się od razu pod prysznic, a tam obmyśliłam plan, jak zagrać na rodzicach tak, by już więcej, takie sytuacje nie miały miejsca.
Ciepła woda i różany żel, ukoiły moje nerwy i sprawiły, że polepszył mi się nieco humor.
Następnie, owijając się puchowym ręcznikiem, rozczesałam włosy i boso, wróciłam do pokoju.
Moją uwagę przykuł, leżący na szafce nocnej telefon.
Zmarszczyłam brwi i odblokowując go, weszłam w powiadomienia.
Miałam dwie nieodebrane wiadomości od Gawina.
Będę czekał pod szkołą. Mam nadzieję, że też nie możesz się doczekać. Wczoraj nie było zbyt dużo czasu, żeby pogadać.
Uśmiechnęłam się.
Oczywiście, że nie mogłam się doczekać!
Druga wiadomość dotyczyła naszego spotkania po południu, ale tu pojawiał się problem. Musiałam iść na kolację do Conall'a. Wolałam, jednak powiedzieć o tym chłopakowi później.
Westchnęłam i już miałam z powrotem zablokować telefon, kiedy dostałam nowe powiadomienie, o przychodzącej wiadomości.
Zmarszczyłam brwi.
Wczoraj, co prawda nie zapisałam numeru mojego przyszłego "narzeczonego", ale z treści śmiało, mogłam wywnioskować kim, był nadawca.
Cicho chichocząc, zakryłam usta dłonią.
Tylko nie pozabijaj tych rodziców. Z więzienia będzie ciężej uciec, Rudzielcu ;-).
Przygryzłam wargę i nie mogąc się powstrzymać, odpisałam.
Niczego nie obiecuję, ale przecież chodzisz do Madox, coś wymyślisz, żeby mnie z tego wyciągnąć, prawda ;-p?
Szczerząc się do siebie, jak kretyna odłożyłam telefon na łóżko i ruszyłam w stronę szafy, abyy się w coś ubrać.
Przez okno wlatywało ciepłe, majowe powietrze. Zapowiadał się kolejny piękny dzień.
Stanęłam na palcach i sięgnęłam swoją ulubioną, białą w czerwone grochy sukienkę.
Ubierając się, myślałam o Conall'u. Musiałam przyznać, że chłopak miał w sobie coś takiego, co przyciągało ludzi. I nie miałam tu na myśli tylko mojej osoby. On po prostu roztaczał wokół siebie jakiś specyficzny urok! A może to, wina jego pozytywnego nastawienia i ciągle obecnego, szerokiego uśmiechu?
Ten świat, a nawet nie tyle świat, co ludzie - mieli w sobie, zbyt dużo smutku. Osoby takie, jak Conall wprowadzały w życie trochę barw. I to sprawiało, że inni do niego lgnęli. Miałam nadzieję, że już taki pozostanie i że ciężar obowiązków, nałożonych na niego od dziecka, nie zgniecie jego pozytywnego stylu bycia. Osoby jego pokroju i klasy majątkowej w dorosłości, przejmowały firmy ojców i sterowały innymi. To była duża presja, ale i odpowiedzialność.
Ubrana, umalowana i uczesana w dobieranego warkocza, zabrałam z krzesła torbę i wrzucając do niej komórkę, ruszyłam na dół.
Oczywiście, kiedy zajmowałam miejsce przy stole, rodzice już na mnie czekali. Zerkając na talerz poczułam, jak burczy mi w brzuchu, ale moje ulubione roladki z tortilli z pastą jajeczną, suszonymi pomidorami i ogórkiem - musiały zaczekać na później. Teraz miałam do wykonania misje.
Odchrząknęłam głośno, zwracając na siebie ich uwagę.
-Lano. - Skarciła mnie zirytowana matka. - Nie rób tak przy stole.
Tato, uniósł do góry brwi.
-Coś się stało, Myszko?
Pokiwałam głową, robiąc smutną minę.
-Miło, że uprzedzacie mnie wcześniej, o swoich planach, co do kolacji.
Ojciec zamarł, trzymając widelec w połowie drogi do ust.
-Skąd o tym wiesz? - Zapytała matka.
Naburmuszyłam się.
-Bynajmniej nie od was! - Odpowiedziałam, rzucając w ich stronę ostre spojrzenia. - Czy możecie nie robić takich rzeczy za moimi plecami? - Kobieta już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale ja, nie dałam dojść jej do słowa. I sięgnęłam po najmocniejszą broń. - Ośmieszacie mnie przed Conall'em!
Zapadła cisza.
Siedziałam, czekając.
Rodzice przez chwilę wymieniali między sobą porozumiewawcze spojrzenia, zupełnie tak, jakby przez te wszystkie lata małżeństwa nauczyli się, czytać sobie w myślach. Następnie ojciec skinął głową, dając matce wolną rękę.
-Nie mieliśmy takiego zamiaru. - Przyznała. - Cieszymy się, że jesteś w kontakcie z Conall'em i razem z ojcem możemy zapewnić cię, że więcej taka sytuacja się nie powtórzy.
Pokiwałam głową, uśmiechając się w duchu.
Kiedy w grę wchodził Conall, miałam nad nimi władzę i szczerze mówiąc, cieszyło mnie to. Musiało, naprawdę bardzo zależeć im na tym ślubie, a ja mogłam wykorzystać to, na swoją korzyść. Chyba po raz pierwszy w życiu miałam nad nimi przewagę.
Zabrałam się za jedzenie.
W radiu leciała cicho muzyka.
-Henryku, podaj mi proszę cukier! - Zawołała moja matka, ciężko wzdychając. - Kiedy już wyjdziesz za tego chłopca, jak Boga kocham, wynajmę na stałe kelnera!
Przewróciłam oczami.
-Mamo teraz też cię na to stać.
-Nie żartuj sobie! - Skarciła mnie, a ja czując, że zaraz powiem coś obraźliwego, ugryzłam się w język. Nie było sensu zaczynać nowej kłótni.
Opuściłam jadalnie z ulgą. Śniadanie było pyszne i uniknęłam awantury. Należał mi się jakiś medal! Aż nie poznawałam samej siebie.
Chichocząc, wsunęłam na nogi baleriny i ruszyłam za tatą do samochodu.
***
Pod szkołą, pożegnałam się z ojcem i szybko, wyskoczyłam z samochodu, zanim zobaczył Gawina. Następnie ruszyłam chodnikiem w stronę ławki, gdzie czekała już moja przyjaciółka, a obok niej mój chłopak. Oczywiście nawet ze sobą nie rozmawiali.
Westchnęłam, ale posłałam im szeroki uśmiech.
-Cześć! - Przywitałam się.
Niebieskooki wstał pierwszy.
-Nie mam za dużo czasu. - Powiedział smutno. - Mam test z geografii, chciałem tylko dowiedzieć się, o której masz dziś czas?
Kątem oka zobaczyłam, jak Cam unosi brwi.
Cholera jasna.
-Możemy to przełożyć na jutro?
Chłopak zmarszczył brwi.
-Masz już plany?
-Tak, tak jakby dowiedziałam się o nich dopiero wieczorem.
Zacisnął usta w wąską linię.
-I rozumiem, że dotyczą twojego drugiego chłopaka.
Wydęłam wargi.
-To nie jest mój chłopak.
-Więc kim jest?
-Gawin... - Moja przyjaciółka położyła mu na ramieniu dłoń. - Myślisz, że ona się z tego powodu cieszy?
Zrzucił jej dłoń, ale przyjrzał mi się uważniej.
-No dobrze. - Mruknął. - Przepraszam.
Uśmiechnęłam się.
-Nie masz za co. Cieszę się, że przyszedłeś.
-To trochę mało. - Powiedział i biorąc plecak, ruszył w stronę swojej placówki.
Patrzyłam za nim nic nie rozumiejąc. Przecież jeszcze wczoraj mówił, że...
-Hej, Gawin! - Zawołałam za nim.
Spojrzał przez ramię.
-Tak?
Miał podkrążone oczy i był strasznie blady.
-Dobrze się czujesz?
-Tak, nic mi nie jest. Do jutra!
Pokiwałam głową, ale nie ruszyłam się z miejsca, patrząc, jak oddala się wąskim chodnikiem.
Camila stanęła obok mnie.
-Nie było tak źle. - Powiedziała, łapiąc mnie pocieszająco za dłoń.
Przygryzłam wargę.
-Nie o to chodzi. Po prostu... Mam wrażenie, że jest z nim coś nie tak.
Zamrugała.
-To znaczy?
-Widziałaś te podkrążone oczy?
Ciemnowłosa wzruszyła ramionami.
-Jakby moja dziewczyna balowała z innym, też bym nie spała po nocach.
Przewróciłam oczami.
-Kto tu baluje! - Rzuciłam, kiedy ruszyłyśmy w stronę szkoły. - Opowiadaj lepiej, jak było wczoraj.
Uśmiechnęła się.
-Cudownie! O matko mam ci tyle do powiedzenia! - Krzyknęła. - Twój Conall...
-Zapędzasz się. - Wtrąciłam.
-Nie przesadzaj. Na razie jest twój. I sama musisz przyzwyczaić się w końcu do tej myśli. - Rozejrzała się, szepcząc. - Przecież macie udawać.
Zamknęłam oczy.
-Nie musisz mi o tym przypominać. I hej, swoją drogą dzięki, że kazałaś mu uprzedzić mnie o kolacji.
-Nie ma sprawy. - Puściła mi oko.
-Gdzie poszliście? - Zapytałam ciekawa.
-Do Shawna. Mówię ci lepiej uważaj, on był nim totalnie zauroczony i ciągle gadał coś o tym, jak to Conall gra w nogę. - Paplała w najlepsze. - Musimy oczywiście włączyć sobie jakieś jego mecze i zobaczyć to same. A jakiego ma fajnego kolegę i rozumiesz, że pił z nami piwo!?
Zaśmiałam się.
-Cam on jest normalnym człowiekiem. Dlaczego miałby z wami nie pić piwa?
-No bo wiesz! Jest wyżej i kto wie, jaką oni tam mają etykietę, a słyszałam, że...
Spojrzałam na nią.
Wyglądała na naprawdę zadowoloną. Zrobiło mi się przykro. Chciałbym podchodzić do życia tak, jak ona. Moją przyjaciółkę mało co, wytrącało z dobrego nastroju.
-Dziewczyny! - Za nim weszłyśmy do klasy dobiegł nas głos Celi. - Cam, Lana!
Moja przyjaciółka posłała mi niezadowolone spojrzenie i marszcząc zabawnie brwi, pochyliła się do mojego ucha.
-A ta czego chce?
Wzruszyłam ramionami i obejrzałam się w tył.
-Dobrze, że was złapałam. - Wysapała. - Kim był ten chłopak, z którym wczoraj rozmawiałaś?
O nie!
Wzniosłam oczy ku niebu.
Jeszcze mi tego brakowało!
Czekał mnie kolejny ciężki dzień, spędzony na wysłuchiwaniu o ślubach, chłopakach i wymarzonych domach w ciepłych krajach.
W dodatku miałam niecałe dziesięć godzin, aby nastawić się na wieczorną kolację. No po prostu świetnie!
Wchodząc do sali, z plotkującymi za plecami Cam i Celią poczułam, jak wibruje mi telefon.
Wyciągnąłem go i odblokowując, odczytałam nową wiadomość.
Mam nadzieję, że założysz coś na wieczór z dekoltem! Może szybciej dzięki temu wymyślę, jakiś plan ratunkowy? Do wieczora ;-).
Zacisnęłam usta w cienką linię, próbując się oburzyć. W końcu otwarcie pisał o tym, że chce zobaczyć moje cycki, ale jakoś nie umiałam się zdenerwować.
Na moich ustach błądził uśmiech, a potem wyobrażając sobie, jak łatwo mogę zrobić mu na złość, zachichotałam.
W głowie układał mi się genialny plan!
Wzięłam głęboki oddech i bez wahania odpisałam.
Mam nadzieję, że lubisz koronki. Do wieczora Panie Lubię Twoje Cycki! ;-)
Zadowolona z siebie, schowałam telefon do torby.
___________
A cóż to nasza Lana wymyśliła?
I cóż się dzieje z Gawinem?
Mam nadzieję, że Was nie zanudzam ;*
Miłego wieczoru ;).
CZYTASZ
Aż Do Śmierci ✔
Storie d'amoreZmarszczyłam brwi. -Właściwie to był chyba remis. - Powiedziałam. - Jak na piłkarza jest cholernie dobrym koszykarzem. Cam wybuchnęła śmiechem. -Więc, jeśli dobrze rozumiem... Grałaś z nim w piżamie. - Wyliczała na palcach. - W środku nocy w kosz...