Wygraliśmy. Walka była zacięta, ale to zdobyte w ostatnich sekundach dwa punkty, zdecydowały o naszej wygranej.
Na trybunach rozległy się brawa, a uczniowie zaczęli powoli, schodzić na boisko.
Wyściskana przez chłopaków, wycofałam się w bok i opadając na ławkę, starałam się uspokoić oddech. Musiałam doprowadzić się do porządku przed spotkaniem z tatą. I szczerze mówiąc, marzyłam tylko o prysznicu.
Rozejrzałam się w tłumie za Cam, ale zamiast na nią, mój wzrok trafił prosto na Gawina.
Szedł w moją stronę, uśmiechając się, a z jego oczu biła duma.
Na widok chłopaka, dosłownie zaparło mi dech. Tak bardzo za nim tęskniłam! Miałam ochotę wstać i rzucić się mu w ramiona, ale nie mogłam. Otaczało nas zbyt wiele osób. Siedziałam więc i ściskając w dłoniach butelkę czekałam, aż podejdzie bliżej.
-Hej! - Zaczął, siadając obok mnie. - Wiedziałem, że wygracie.
Wydęłam wargi.
-Poważnie? Ja przez moment w to wątpiłam.
Przyjrzał mi się uważniej.
-Powinnaś się przebrać zanim, przyjedzie po ciebie ojciec.
-Wiem, wiem. - Zapewniłam wstając, ale nie ruszyłam się z miejsca. - Co słychać?
Wzruszył ramionami i również wstał. Pod jego oczami widać było wyraźne cienie. Musiał nie sypiać najlepiej.
-W porządku... - Zawahał się. - Przepraszam, że ostatnio się nie odzywałem, ale... - Rozejrzał się. - Sama wiesz, że miałem sporo do przemyślenia.
Serce podeszło mi do gardła.
-I co, wyciągnąłeś jakieś wnioski? - Zapytałam, chociaż bałam się odpowiedzi.
Jego twarz niczego nie zdradzała. Czekałam w napięciu.
-Spróbuję jakoś to znieść. - Powiedział w końcu. - Ale niczego nie obiecuję.
Zamknęłam oczy i odetchnęłam z ulgą czując, jak z ramion spada mi, ciężar ostatnich dni.
-Dziękuję. - Posłałam mu szeroki uśmiech.
Zacisnął usta w wąską linię.
-Ty w końcu też wkładasz w to jakieś poświęcenie, prawda?
Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co, tak dokładnie mu chodzi, ale zanim zapytałam, usłyszałam za sobą głos Cam.
Zrezygnowana, obróciłam się w tył.
Dziewczyna stała w towarzystwie Shawna, Derek i ... Conall'a. Ten ostatni wlepiał wzrok w Gawina.
-Co? - Odkrzyknęłam chcąc, jak najszybciej wrócić do rozmowy z chłopakiem.
-Idziesz z nami? - Zapytał Derek.
Uniosłam brwi.
-Dokąd?
-Co-oo!?
-Gdzie idziecie!? - Starałam się przekrzyczeć gwar rozmów, toczących się na boisku.
-Świętować! - Zawołał Shawn, obracając się wokół własnej osi. Machał przy tym tyłkiem i rękoma, co zapewne miało oznaczać taniec.
Zachichotałam, ale pokręciłam głową.
-Zaraz przyjedzie po mnie tato. Innym razem!
-Żałuj! - Krzyknął Derek, po czym pochylając się, szepnął coś do ucha Cam, ale ona nawet nie zareagowała. Zajęta była przyglądaniem się na zmianę Conall'owi i Gawinowi.
Conall, Gawin. Gawin, Conall.
Zmarszczyłam brwi i dopiero teraz zauważyłam, jak obaj się sobie przyglądają.
Cholera.
Poczułam się odrobinę głupio, więc pomachałam do kolegów i posyłając Cam znaczące spojrzenie, spróbowałam zasłonić Gawinowi widok na moich znajomych, a przynajmniej na Conall'a.
-Hmm... - Chrząknęłam, ale nic to nie dało. - Idę się przebrać. Spotkamy się jutro? - Zapytałam, a on wreszcie, zwrócił na mnie uwagę.
Wyglądał na wkurzonego, a z jego oczu bił chłód.
Cholera! A tak dobrze nam szło.
-To on? - Dobrze wiedziałam, kogo ma na myśli.
Przygryzłam wargę.
-Gawin, proszę.
-Odpowiedz!
Przewróciłam oczami, chcąc pokazać mu, że to nic takiego.
-Tak, to jest Conall.
-Świetnie. - Warknął. - Zaprosiłaś go tu?
Zamrugałam.
-Zwariowałeś!? Gawin, tu grała jego szkoła! Nie musiałam go zapraszać, żeby przyszedł.
Przyjrzał mi się uważniej, po czym kręcąc głową, podszedł bliżej i ku mojemu zaskoczeniu, pocałował mnie w czubek głowy.
-Wolę, kiedy zachowujesz się, jak dama, a nie, jak chłopak. - Szepnął. - Ale cieszę się, że wygraliście.
Westchnęłam.
Akurat za to, rodzice na pewno, by go pochwalili. No, przynajmniej za tę pierwszą część.
-Dzięki. - Bąknęłam, a on odsunął się i bez słowa, poszedł w stronę bramy.
Co to do licha było? Nigdy nie dotykał mnie przy ludziach.
Bojąc się, że ktoś to widział, rozejrzałam się dookoła, ale chyba nikt, nie patrzył w naszą stronę. To znaczy, nie wliczając w to Conall'a.
Czując na sobie jego wzrok poczułam, jak zalewa mnie fala ciepła.
Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, posłałam chłopaki blady uśmiech i biegiem, ruszyłam do szatni.
***
Wybiegłam przed szkołę, a ojciec zatrąbił na mnie, rzucając w moją stronę mordercze spojrzenie.
Jeszcze tego mi tylko brakowało!
Wsiadłam do samochodu, zapinając pasy.
-Czekam prawie od dwudziestu minut! - Warknął.
Skrzywiłam się.
Cholera.
-Przepraszam tato, był mecz i ...
-Lano. - Przerwał mi. - Cieszy mnie to, że masz różne zainteresowania, ale to nie jest gra dla ciebie. Zajmij się czymś pożytecznym.
Osłupiałam.
-Ale ja nie... - Próbowałam jakoś się bronić, ale od początku stałam na przegranej pozycji.
-Przecież widzę, że jesteś cała czerwona. Nie rób ze mnie idioty.
Westchnęłam, opadając plecami na fotel.
-I popraw włosy, bo twoja matka dostanie zawału. - Mruknął, ruszając. - Dobrze, że Conall nie wie, jak skandaliczne się zachowujesz. Strach myśleć co, by sobie o tobie mógł pomyśleć.
Zacisnęłam dłonie w pięści, rzucając mu wściekłe spojrzenie.
-Kiedyś kobiety grały nawet w piłkę nożną! - Burknęłam.
Prychnął.
-Nie myl przeszłości z teraźniejszością! - Powiedział, wyjeżdżając z parkingu i przyłączając się do ruchu. - Poza tym całe szczęście, że te czasy minęły! I założę się, że zgodziłby się w tym, ze mną każdy mężczyzna. Kobieta ma być kobietą. - Rozkręcał się coraz bardziej. Chyba spędzał za dużo czasu z moją matką. - Ty masz dbać o swój wizerunek przed narzeczonym, a nie latać, jak nie wiadomo kto, cała czerwona po boisku.
-Nie mam jeszcze narzeczonego! - Odcięłam się. - Poza tym uważam, że taki osobnik powinien wziąć mnie taką, jaką jestem. Inaczej niech się wypcha!
-Lano na miłość! - Krzyknął, hamując na czerwonym świetle.
Skrzyżowałam ręce na piersi i gryząc nerwowo wargę, obróciłam się do ojca bokiem, starając się uspokoić.
Miałam ochotę wykrzyczeć mu, że Conall, tak właściwie mnie widział i ani trochę, nie wydawał się zniesmaczony moją grą. Wręcz przeciwnie! Pogratulował mi jeszcze, a teraz poszedł bawić się z moimi przyjaciółmi, kiedy ja siedziałam tu i wracając do domu, słuchałam bezsensownych tyrad!
Musiałam, jednak ugryźć się w język. Ojciec na sto procent zacząłby, zadawać niewygodne pytania, na które nie miałam absolutnie, żadnej ochoty odpowiadać.
***
Wieczorem, kiedy wreszcie uporałam się z pracą domową i leżąc w łóżku, oglądałam Oświadczyny po Irlandzku, rozdzwoniła się moja komórka.
Wcisnęłam na pilocie "stop", po czym zaciekawiona, zerknęłam na wyświetlacz.
Dzwonił numer, którego nie miałam na liście kontaktów.
Zdziwiona, sprawdziłam godzinę. Dochodziła jedenasta.
Kto do cholery mógł dzwonić do mnie, o tej godzinie!?
Zmarszczyłam brwi i odebrałam.
-Tak, słucham?
-Cześć Lana! - Po drugiej stronie, odezwał się, dobrze znany mi głos.
Zamarłam.
-Conall? - Wykrztusiłam, starając się zamaskować szok.
Moje serce waliło, jak szalone.
-We własnej osobie! Co robisz?
Zerknęłam na swoją skąpą koszulę i zupełnie tak, jakby chłopak mógł mnie zobaczyć, szczelniej opatuliłam się szlafrokiem.
-Skąd masz mój numer? -Usiadłam.
-Od Camilii.
Wzięłam głęboki oddech, obiecując sobie w myślach, że ją zabiję.
-Nie jesteś chyba zła? - Zapytał, kiedy nic nie odpowiedziałam. - Wiesz, to by było trochę dziwne, gdybym nie miał twojego numeru.
Zmęczona, przyłożyłam do czoła dłoń.
Miał rację.
-Nie. - Rzuciłam wzdychając, ale zaraz cała się spięłam. - Czy coś się stało?
-No coś ty! Dzwonię tylko, żeby powiedzieć ci, że fajnych masz tych znajomych. - Wyjaśnił, a chwilę później, coś łupnęło w słuchawce.
Zmarszczyłam brwi.
-Conall? Co ty tam wyprawiasz? - Odpowiedziała mi cisza. - Halo? - Zerknęłam na wyświetlacz. Połączenie wciąż było aktywne. - Co się dzieję?
-Czekaj chwilę! - Szepnął.
Zaciekawiona zamilkłam, ale usiadłam wygodniej, próbując usłyszeć coś jeszcze, ale poza kolejnym trzaskiem, nie wyłapałam nic więcej.
Parę sekund później do moich uszu, dobiegł szelest i wreszcie usłyszałam w słuchawce głos chłopaka.
-Już. - Rzucił. - Bałaś się o mnie?
Przewróciłam oczami.
-Powiesz mi co ty wyprawiasz?
-Jasne! - Zaśmiał się. - Właśnie zakradałem się do domu.
-Co? - Zapytałam, chichocząc wbrew sobie. - Poważnie?
-Nie pytaj, długa historia.
Oparłam się o poduszkę.
-Mam czas.
-Kiedyś ci opowiem. - Obiecał, a ja usłyszałam, jak w tle, znów coś trzaska. - Cholera. - Szepnął, a ja zaczęłam się śmiać.
-Umiesz być dyskretny.
-Staram się, ale... - Urwał.
-Co teraz robisz? - Zapytałam, wyobrażając go sobie, majstrującego przy zamku w drzwiach, albo, co było jeszcze zabawniejsze - przeskakującego przez płot.
-Już jestem w pokoju. - Powiedział, psując mi całą zabawę, ale zaraz dodał coś, co sprawiło, że moje serce momentalnie zgubiło rytm. - Przebieram się.
Och, moje myśli całkowicie zmieniły bieg i chcąc, nie chcąc przypomniało mi się, jak dobrze wygląda bez koszulki.
Przełknęłam ślinę, zmieniając temat.
-Powiesz mi po co, tak naprawdę dzwonisz?
-Tak, tak. Właściwie to mam dwie sprawy.
-Strzelaj!
-Zacznę od trudniejszej. - Ostrzegł, a ja się skrzywiłam. - Co z twoim chłopakiem? - Zapytał. - Nie wyglądał na zadowolonego.
Westchnęłam.
-Jakoś będzie musiał to przeżyć. No, przynajmniej powiedział, że wszystko przemyślał i spróbuje. - Wyjaśniłam.
Dziwnie było mi mówić, o tym wszystkim Conall'owi, tym bardziej, że znałam go tylko kilka dni. Nie rozumiałam też dlaczego, tak łatwo jest mi się mu zwierzać.
Naprawdę, z ręką na sercu! Chłopak miał w sobie coś takiego, że z miejsca budził moje zaufanie.
-Widzisz? - Rzucił. - Mówiłem, że musiał to przemyśleć.
Uśmiechnęłam się.
-Mówiłeś, dzięki.
-Nie ma za co, słuchaj...
-Słucham. - Szepnęłam, kiedy zapadła cisza.
-No dobra. Przejdę od razu do drugiej sprawy. - Mruknął, a ja z jego tonu wywnioskowałam, że ta była trudniejsza, niż poprzednia. - Cam, powiedziała mi, że raczej na pewno nic, o tym nie wiesz i że lepiej cię uprzedzić.
Ścisnęłam z niepokojem telefon.
-To znaczy?
-Moi rodzice robią jutro kolację. - Powiedział prosto z mostu. - I jesteś na liście gości, razem z rodzicami.
Zaparło mi dech.
-Słucham!? - Krzyknęłam, wkurzona. - Nic mi o tym nie wiadomo!
-Przykro mi, gdybym wiedział wcześniej, dałbym ci znać zaraz po meczu.
-To nie twój obowiązek! - Rzuciłam ostro. - Tylko ich!
-Zdenerwowałem cię. - Zauważył.
-Nic nie szkodzi! - Oświadczyłam. - Dziękuję Conall'u, że posłuchałeś Cam. Już ja im rano powiem, co myślę o tym ich zasra... - Urwałam, krzywiąc się. - Kurde, przepraszam cię! - Dodałam, czerwieniąc się.
Chłopak wybuchł głośnym śmiechem. I było to tak urocze, że i ja zaczęłam się śmiać.
Dobry Boże!
Chichotaliśmy dobre kilka minut, nie mogąc wydobyć z siebie, ani jednego zrozumiałego słowa.
-Dość tego! - Przerwał wreszcie pierwszy. - Pobudzę zaraz wszystkich.
-O tak! - Zgodziłam się, wycierając z kącików oczu łzy. - Już mnie boli brzuch i policzki!
-Więc, co? - Zapytał, poważniejąc.
Wiedziałam, co ma na myśli.
Wydęłam wargi.
-Więc jutro czeka nas udawanie. - Odpowiedziałam.
-Teraz, tak będzie. - Przyznał, a potem życząc mi dobrej nocy, rozłączył się.
________________
No i mamy kolejny! No i pojawił się Gawin. Czyżby wracał do gry? Co myślicie o jego i Conall'a postawie? Rozdział może być trochę chaotyczny, bo coś nie mogłam się skupić, więc przepraszam ;* .
Miłego dnia Kochani!
CZYTASZ
Aż Do Śmierci ✔
RomanceZmarszczyłam brwi. -Właściwie to był chyba remis. - Powiedziałam. - Jak na piłkarza jest cholernie dobrym koszykarzem. Cam wybuchnęła śmiechem. -Więc, jeśli dobrze rozumiem... Grałaś z nim w piżamie. - Wyliczała na palcach. - W środku nocy w kosz...