Moja matka zawsze miała dziwne pomysły, ale kiedy po tygodniu nie odzywania się do mnie i taty, wpadła zadowolona - od razu powinniśmy zrozumieć, że nie będzie to nic dobrego.
Przynajmniej dla mnie.
Siedziałam akurat w salonie. Tato czytał gazetę, a ja przeglądałam materiał na zajęcia. Spokojne popołudnie przerodzone w totalny chaos zwany Margaret Donovan.
Nagle bez żadnego ostrzeżenia kobieta otworzyła z hukiem drzwi i z uśmiechem na twarzy wkroczyła pewnym siebie krokiem, tupiąc głośno obcasami.
-Mam je! - Zawołała, patrząc na naszą dwójkę triumfalnie.
Westchnęłam, ale usiadłam prosto.
Ojciec posłał swojej żonie pytające spojrzenie.
-To będzie weekend marzeń! - Krzyknęła niczym pięciolatka w Disneylandzie i wyjmując z torby jakieś kartki, położyła je na stół.
Oboje z mężczyzną pochyliliśmy się do przodu i wreszcie moim oczom ukazały się bilety wypoczynkowe dla rodzin.
Zamrugałam zdziwiona.
-Margaret... - Zaczął niepewnie tato nie wiedząc, co o tym myśleć. Zresztą ja też nie wiedziałam.
-Chcesz jechać gdzieś w ten weekend? - Zapytałam zerkając na datę.
Pokiwała głową.
-Załatwiłam je w ramach przeprosin.
Zmrużyłam oczy.
-Dla kogo?
-Dla naszej trójki. Przyda nam się trochę odpoczynku.
-Ależ, Kochanie... - Zawołał tato. - Wyjazd jest już jutro!
-Niespodzianka! - Uśmiechnęła się mama, klaskając w dłonie.
Spojrzałam podejrzliwie na kobietę, a ta widząc moja minę sięgnęła do torby po ulotkę.
-Masz. - Podała mi. - Spodoba ci się. Długo o nie walczyłam. Nie było już miejsc.
Westchnęłam, ale przyjęłam papierek i zerknęłam na propozycję. Masaże, SPA, baseny, kort tenisowy...
-No to, jak zgodzicie się? - Zapytała patrząc to na mnie, to na ojca.
-Oczywiście. - Powiedział mężczyzna i wstał przytulić żonę.
Wyraźnie mu ułożyło.
-Lano?
Wzięłam głęboki wdech.
-No dobrze. - Zgodziłam się czując, że będę potem tego żałować.
-Świetnie! - Zawołała i całując ojca w policzek ruszyła do drzwi. - Zacznę się pakować.
I tyle ją widzieliśmy.
Popatrzyliśmy na siebie, wzruszając ze zdziwieniem ramionami.
Mojej matki chyba nikt, nigdy nie będzie w stanie zrozumieć.
***
Spakowałam tylko kilka rzeczy i jeszcze ostatni raz przed snem zerknęłam na telefon. Zero wiadomości od Gawina. Obiecał, że zadzwoni. Po powrocie postanowiłam od razu skontaktować się z jego matką. Nie było na co czekać. Jeśli wymknie się to nam z pod kontroli... Jaką miałam gwarancję, że już czegoś nie przegrał?
Położyłam się spać pełna determinacji i dobrego nastawienia na jutrzejszy wyjazd. Miałam nadzieję, ze względu na ojca, że moja matka niczego nie odwali. Wciąż jakoś ciężko było mi uwierzyć, że nas przepraszała. Nigdy wcześniej tego nie robiła. Z drugiej jednak strony ojciec nigdy wcześniej, aż tak jej się nie postawił.
Ziewnęłam, przeciągając się i przytulając do poduszki odpłynęłam w spokojny sen.
Na tyle spokojny, że w końcu następnego dnia rano, mimo dzwoniącego budzika obudziłam się całkowicie wyspana.
Wyskoczyłam z łóżka.
Napisałam do Cam długą wiadomość, życząc jej udanego weekendu i rzucając telefon na łóżko, pobiegłem do łazienki się ubrać.
Pół godziny później gotowa, zeszłam na dół, ciągnąć za sobą walizkę.
Rodzice czekali w przedpokoju. Ojciec zabrał mój bagaż i poszedł włożyć go do bagażnika.
Matka poprawiała w lustrze makijaż. Widząc, że jej się przyglądam, obejrzała się w tył.
-O co chodzi, Lano?
Wzruszyłam ramionami.
-Po prostu nie rozumiem skąd ta cała twoja przemiana.
Uśmiechnęła się.
-Chcę po prostu spędzić z wami weekend, to wszystko.
Brzmiała przekonująco, ale błysk w jej oku kazał mi w to wątpić. Niestety tato wrócił do środka, a ja nie chciałam psuć mu humor. Moim, że moja matka czasem zachowywała się naprawdę, jak zimna suka, tato ją kochał.
Miłość bywała ślepa.
-Gotowe! - Zawołał i uśmiechając się do mnie, pocałował żonę.
Ruszyłam do wyjścia.
Być może miałam paranoje? Może naprawdę chciała spędzić czas z mężem? Przecież ostatnio się, tak bardzo pokłócili? A mnie przecież nie mogła zostawić samej, więc jechałam tam jako piąte koło u wozu.
Otworzyłam drzwi i wskoczyłam na tył. Czekało nas pięć długich godzin jazdy.
Oczywiście większą część drogi czytałam, od czasu do czasu grzecznie odpowiadając na pytania rodziców. Nie chciałam zepsuć im tego weekendu. Nie chciałam być tą, która przyczyni się do kolejnej awantury. Cóż, a może właśnie o to chodziło? O pokazanie ojcu, że to ja wszystko komplikuje? Postanowiłam zachowywać się bez najmniejszych zarzutów. Czego by nie przygotowała. Musiałam tylko zacisnąć zęby i jakoś to przeżyć.
***
Hotel, przed którym około godziny jedenastej zatrzymał się tato, był jednym z lepszych hoteli w całym okręgu. Przynajmniej tak głosiły gwiazdki zawieszone nad głównymi drzwiami.
Zabraliśmy rzeczy z bagażnika i ruszyliśmy w stronę wejścia.
Poczułam skurcz.
Nie rozumiałam czemu mam tyle obaw, ale kiedy moja matka położyła rękę na klamce i odwróciła się do mnie z szerokim uśmiechem miałam wrażenie, że upadnę.
-Mam dla ciebie niespodziankę. - Powiedziała, a tato spojrzał na nią z niepokojem. Chyba w końcu zaczynało do niego docierać, że matka nie robiła niczego bezinteresownie. - Zapraszam do środka.
Minęłam ją i niepewnie weszłam do dużego holu. I szczerze mówiąc w tym momencie przestałam zwracać uwagę na cały otaczający mnie świat. Na piękne zwisające z góry żyrandole, na ogromne schody z czerwonym dywanem, na rzeźby aniołów. Nic kompletnie nie dostrzegałam. Nic, poza nim.
Serce waliło mi, jak szalone.
Chłopak stał do nas tyłem, ale widziałam, że to on. Wykłócał się o coś z matką i był zdenerwowany.
Obróciłam się w stronę rodziców. Mama patrzyła na mnie zadowolona z siebie, a ojciec miał minę taką, jakbym miała zaraz zrobić coś strasznego.
-Co to ma znaczyć? - Syknęłam cicho.
-Niespodzianka. - Powiedziała mama. - Zorganizowałam ją z mamą Conall'a.
-Margaret na litość! - Tato pokręcił głową.
Kobieta dotknęła jego ramienia.
-Obie stwierdziłyśmy, że spędzają za mało czasu razem. To nie był tylko mój pomysł.
-Wychodzimy. - Warknęłam. - Wychodzimy, zanim...
-Jesteście! - Zawołał za nami ojciec Conall'a i nie było już odwrotu.
Zamknęłam oczy i zgrzytając zębami spróbowałam się uspokoić.
Moja matka bawiła się cudownie!
-Zameldowaliście się już? - Zapytała, wymijając mnie.
Spojrzałam na ojca.
-Słyszałaś. - Wzruszył ramionami. - To nie był tylko jej pomysł. - Rzucił i również ruszył do przodu.
Stałam tyłem do nich i rozważałam czy nie uciec, kiedy ktoś dotknął delikatnie mojego ramienia.
Wściekła obróciłam się w tył. Jeśli to moja matka, to nie będę się gryzła w język!
Moje spojrzenie trafiło prosto w zielone oczy Conall'a.
Chłopak mnie puścił i uniósł w górę ręce.
-Tylko nie bij! Nic o tym nie wiedziałem!
Wzięłam głęboki wdech.
Nie widziałam się z nim od wieczora, kiedy się pocałowaliśmy i nie byłam pewna, czy między nami wszystko jest w porządku.
-Jasne. - Uśmiechnęłam się. - W pierwszej kolejności zabiję moją matkę.
-Wiem, że to głupie, ale ten wyjazd pomoże nam w całej tej sprawie. Możesz w końcu zacząć przekonywać rodziców, że się zakochujesz. - Powiedział całkiem logicznie. - To może być twój punkt zaczepienia.
Obrzuciłam go podejrzliwym spojrzeniem.
-Ach tak? Więc czemu ty byłeś na nich wkurzony?
Zaśmiał się.
-Bo wiedziałem, że ta niespodzianka ci się nie spodoba. Chcieli dobrze.
Westchnęłam.
-Dobra, to tylko dwa dni. Jakoś dam sobie radę.
-Damy. - Poprawił mnie i biorąc pod ramię, poprowadził w stronę rodziców.
Po moim ciele rozniosło się przyjemne ciepło.
Widocznie wszystko było w porządku.
Ukłoniłam się lekko, a moja matka wręczyła mi kluczyk od pokoju.
-Chodź, zaprowadzę cię. - Powiedział Conall i pociągnął mnie w stronę schodów. - Na pewno masz pokój gdzieś koło mnie.
-A jakże by inaczej...
Obejrzałam się w tył.
Nasi rodzice udawali, że rozmawiają, ale ja miałam wrażenie, że śledzą każdy nasz ruch. Wyplątałam więc swoje ramię i złapałam Conall'a za rękę. Miał rację. Im szybciej to wszystko się skończy tym lepiej. Będziemy mogli wrócić do naszego życia.
Wchodząc na korytarz zalała mnie fala smutku. Bałam się, że mimo wszystko stracimy kontakt, a ja wcale nie chciałam go tracić.
Ruszyliśmy przed siebie kolejnym czerwonym dywanem.
-A ty już zaniosłeś swoje rzeczy? - Zapytałam nie widząc walizek.
-Tak, jaki masz numer pokoju?
Zerknęłam na kluczyk.
-Dwadzieścia jeden. - Rzuciłam i rozejrzałam się dookoła. - O jest! - Zawołałam i puściłam chłopaka. - Chodź, pokaże ci, jak wygląda. - Zaproponowałam i otwierając zamek, pchnęłam drzwi.
Pierwsze co zobaczyłam to leżące na podłodze walizki.
Weszłam do środka i marszcząc brwi obróciłam się w stronę Conall'a.
-Hmm. - Mruknęłam. - Ktoś chyba jeszcze nie zabrał swoich rzeczy, powinnam to zgło... - Powiedziałam, przechodząc obok niego, ale nie pozwolił mi wyjść na korytarz. Objął mnie w pasie i patrząc na mnie z rozbawieniem, przyciągnął bliżej siebie.
-Obawiam się, że to nic nie da. - Szepnął, a ja nie mogąc się powstrzymać oparłam mu dłonie na ramionach.
-Dlaczego? - Zapytałam niby śmiało, ale miałam wrażenie, że moje serce wyskoczy zaraz z piersi.
Wzruszył ramionami.
-Ktoś tu chyba celowo umieścił nas w jednym pokoju. - Powiedział.
-C-co? - Wykrztusiłam, oglądając się na leżące walizki.
Chłopak pokiwał głową, patrząc na mnie z niewinnym spojrzeniem, jakby był się, że zaraz oberwie.
-To moje walizki.
Spojrzałam na niego z przerażeniem.
-Twoje!? - Mój głos był cholernie piskliwy.
-Tak. - Przyznał, ale zaraz obrócił mnie w tył. - Ciesz się, że mamy osobne łóżka.
Zamrugałam.
Rzeczywiście.
Łóżka stały blisko siebie, ale faktycznie były osobne.
Mimo wszystko...
-Spróbuję z nimi porozmawiać. - Wymamrotałam.
-To tylko jedna noc. - Rzucił, wymijając mnie i ściągając przez głowę koszulkę. - Aż tak mnie nie lubisz, że nie dasz rady tu spać?
Wodziłam wzrokiem po jego klatce piersiowej.
Była taka... Cholera jasna!
-Nie, to nie tak...
-No widzisz. I tak nie będzie nas całe dnie w pokojach. Bo nie wiem, jak ty, ale ja mam zamiar korzystać z hojności naszych rodziców. - Puścił mi oko i skierował się do drugich drzwi. Zapewne łazienki.
Bezradnie podeszłam do łóżka i odpadając na nie, sięgnęłam do kieszeni po telefon. Musiałam poradzić się Cam. Musiałam...
Zamarłam.
Kurwa!
Telefon został na łóżku! W domu!
Schowałam twarz w dłonie.
Już ja pokaże mojej matce, jak bardzo mi się nie podoba ten pomysł!
W co ja się wpakowałam?! Gawin mnie zabije!
-Hej! - Usłyszałam za sobą Conall'a, a chwilę później chłopak klękał przede mną. - Co się dzieje?
Odciągnął mi ręce od twarzy.
Teraz przynajmniej miał na sobie koszulkę.
Przełknęłam ślinę.
Popatrzyłam na niego.
Boże, Gawin i ja... My...
-Bo to chyba koniec. - Jęknęłam. - K-koniec mnie i Gawina. - I dopiero teraz poczułam, jak bardzo w ostatnich dniach się od siebie oddaliliśmy. I to wcale nie była wina Conall'a. On już wcześniej miał dla mnie coraz mniej czasu. Zdarzały się dni, że miałam wrażenie, że jakoś to będzie, ale były rzadkie. To ja ciągle nalegałam na spotkania. Byłam taka ślepa! To wszystko psuło się już wcześniej. Conall otworzył mi tylko oczy.
Chłopak unosił mi do góry brodę i zmusił, żebym na niego spojrzała.
-Opowiesz mi?
Wytarłam łzę z policzka.
-Tak. - Mruknęłam i niczym pięciolatka wyciągnęłam ręce, wieszając się na jego szyi.
Tak ładnie pachniał.
______________
Także no... Matka Lany dalej knuje za jej plecami! 😱
CZYTASZ
Aż Do Śmierci ✔
RomansaZmarszczyłam brwi. -Właściwie to był chyba remis. - Powiedziałam. - Jak na piłkarza jest cholernie dobrym koszykarzem. Cam wybuchnęła śmiechem. -Więc, jeśli dobrze rozumiem... Grałaś z nim w piżamie. - Wyliczała na palcach. - W środku nocy w kosz...