Rozdział 16

5.4K 343 44
                                    

Zaskoczona wsiadłam do samochodu i zerknęłam na zegarek. Było dopiero parę minut po dziesiątej. Myślałam, że posiedzimy dłużej.
Rodzice zajęli miejsca i mogliśmy ruszać. Oczywiście mamie przez całą drogę nie zamykała się buzia. Wychwalała dosłownie wszystko, co zobaczyła w domu Conall'a; od fikuśnych wazonów na kwiaty, przez czerwony, zdobiony złotymi nićmi dywan, aż po wiszące nad głową, śliczne żyrandole, a na każde wspomnienie mnie i chłopaka podskakiwała na fotelu i piszczała z radości.
-On cię uwielbia! - Zapewniała. - I trzymał cię ciągle za rękę. To urocze! Och, Henryku! - Pochyliła się w stronę mojego ojca. - My też kiedyś wyglądaliśmy ze sobą tak bajecznie, prawda?
Tato zerknął na nią, mrucząc coś pod nosem, po czym znów skupił się na drodze.
Westchnęłam i starając się nie słuchać jej trajkotania, wyjrzałam przez okno. Gdyby tylko wiedziała, co nasza dwójka planuje im zgotować...
-Lano! - Zawołała, obracając się w tył. - Umówiłaś się z nim na jakiś dzień? Możesz go zaprosić do nas, w końcu... - Mówiła, a ja przyglądałam się jej twarzy. Coś ścisnęło mi serce. Wyglądała na naprawdę zadowoloną.
Westchnęłam.
Mogłam mieć tylko nadzieję, że po naszej ucieczce z przed ołtarza - nie dostanie zawału.
Cóż, jaka by nie była, była moją matką. Nie umiałam się nią nie przejmować, chociaż ona sama pojmowała, przejmowanie się mną, na swój własny, zupełnie dziwny i pokręcony sposób.
I oczywiście jeszcze tego samego wieczoru musiała rozpętać awanturę.
W piątkowe wieczory wychodzili często z ojcem do restauracji. Tam przesiadywali do późnej godziny, a potem wracali do domu, zdając sobie nawzajem relacje z wieczoru. Mama z babskich plotek, ojciec - męskich. I nigdy nie uwierzylibyście, jak bardzo faceci potrafią plotkować!
I to właśnie w takich chwilach widziałam miłość w ich oczach. Siadali wtedy przy kominku, na dywanie i pili wino, nieświadomi, że ich obserwuję. Czułam się, jak jakiś podglądacz i było mi głupio z tego powodu, ale uwielbiałam to robić. Nie dla plotek. Tylko dla nich samych. Wydawali się wtedy tacy szczęśliwi, beztroscy, a przede wszystkim normalni. Bez tej otoczki pieniędzy i biznesu. Stawali się fajnymi, kochającymi się ludźmi. I to mnie przyciągało.
Jednak, powiedzenie im mniej wiesz, tym lepiej śpisz, trafiało w sedno. Z czasem więc, przestałam przysłuchiwać się ich rozmowom i tym razem też nie miałam zamiaru tego robić.
Wróciliśmy od Conall'a, rozdzielając się w holu. Ja, poszłam na góra, oni udali się do salonu. Niemal od razu wzięłam długi, gorący prysznic, po którym dokładnie wysmarowałam ciało balsamem, a następnie przebrałam się w ulubioną, różową piżamę i zmęczona usiadłam w fotelu. Chwilę później zadzwonił do mnie Shawn, chcąc porozmawiać o meczu w tenisa, który mieliśmy zagrać w przyszłym tygodniu. Oczywiście nasza strategiczna rozmowa, niemal od razu potoczyła się w całkiem innym kierunku. Plotkowanie z Shawn'im nie miało końca. Śmiałam się zakrywając usta dłonią, a on próbował rozśmieszyć mnie jeszcze bardziej. W efekcie sam, zaczął się śmiać tak bardzo, że parę minut przed dwunastą, jego mama wparowała do pokoju chłopaka i przerwała naszą rozmowę.
-Pogadamy jutro. - Rzucił rozbawiony, a ja rozłączyłam się, czym prędzej nie chcąc pogarszać jego sytuacji.
Rzuciłam telefon na łóżko i czując, jak burczy mi w brzuchu, skierowałam się w stronę drzwi.
Na kolacji prawie nic nie zjadłam, więc umierałam z głodu. Musiałam po cichu dostać się do kuchni i coś zjeść. Inaczej byłam pewna, że nie zasnę.
Wyszłam na korytarz i na palcach doszłam do schodków. Następnie słysząc dochodzący z salonu brzdęk lampek, zatrzymałam się zaskoczona.
Rodzicie musieli jeszcze nie spać.
Przygryzłam wargę.
Jeśli dobrze bym, to rozegrała... Może by mnie nie zauważyli? Nie chciałam im przeszkadzać, jednak nie miałam zamiaru głodować.
Ruszyłam w dół.
I uwierzcie mi, nawet nie próbowałam przysłuchiwać się ich rozmowie, ale w domu było cicho i im niżej byłam, tym wyraźniej słyszałam ich słowa, a to, co mówiła moja matka, dosłownie wmurowało mnie w ziemię.
Chcąc, nie chcąc. - zatrzymałam się i z rosnącą w sercu złością, po prostu stałam i słuchałam.
-I wyobraź sobie, ona do mnie, że nie mam prawa niszczyć ich związku! - Mówiła moja rodzicielka. - Myślałam, że spalę się ze wstydu! Dobrze, że nie było z nami na zakupach Elżbiety. Co by sobie pomyślała o naszej Lanie? Mogłaby nie chcieć takiej żony dla syna!
Zacisnęłam dłonie w pięści zgadując, że matka mówiła o mamie Gawina.
-Temu chłopcu musiało bardzo na naszej córce zależeć. - Westchnął tato. - I wcale mu się nie dziwię. Jest taka piękna. Ma to po tobie. Też taka byłaś, wszyscy się za tobą oglądali.
-Daj spokój. - Zaśmiała się.
-Mówię prawdę. - Powiedział, ciepłym głosem. - Może się buntuje, zresztą, jak każde dziecko, ale jest mądrą dziewczyną, Margaret.
Mama prychnęła.
-Mądrość mądrością, ale czasem trzeba nią pokierować. Nie chcę, by przytrafiło się jej to, co mnie.
Zmarszczyłam brwi, trochę tracąc z wcześniejszej złości. Zastąpiła ją ciekawość.
Co miała na myśli?
Moją głowę zalała fala teorii, ale zanim rozkręciłam się na dobre, ich głosy sprowadziły mnie na ziemię.
-Nie możesz mieć na to wpływu. - Ton ojca wydawał się przygnębiony, a może nawet zmęczony? Jakby wałkował ten sam temat bez końca. - To może się stać niezależnie od tego, za kogo wyjdzie, a Gawin...
-Henryku! - Przerwała mu. - Chyba go nie bronisz?!
-Nie, oczywiście, że nie. Po prostu jest mi go szkoda.
-Mnie, nie interesuje on w absolutnie żaden sposób. I ciebie też nie powinien. Poza tym jego cierpienie jest też jej winą. Gdyby tylko nas słuchała! - Powiedziała ostro, na chwilę przerywając. - Cóż, jak już powiedziałam dla mnie ważna jest tylko nasza córka, a Lolita, jeśli nie umie utrzymać go na smyczy w swojej grupie klasowej, niech lepiej zastanowi się, zanim zacznie oskarżać nas o jego krzywdę.
Ojciec chyba nie rozumiał, o co jej chodzi, bo zapytał, co ma na myśli, ale ja znałam ją, zbyt dobrze.
Zamknęłam oczy i modliłam się, aby nie powiedziała tego, co miała zamiar powiedzieć.
-Jak to co? - Zapytała zaskoczona. - To właściwie jej wina, że się zakochał. Nie nauczyła go etykiety, czy co? Nie wychowała go tak, jak powinna.
Czułam, jak krew buzuje w moich żyłach, domagając się uwolnienia. Ledwo trzymałam się w ryzach. Matka, zachowywała się okrutnie. Była niesprawiedliwa. Przecież ja też go do cholery kochałam! Równie dobrze mogła powiedzieć, o sobie samej, że też mnie źle wychowała, ale przecież nigdy, by tego nie przyzna! Nigdy by nawet, o tym nie pomyślała!
Nie, idealna Margaret Donovan!
Coś we mnie pękło.
Nie zwracając uwagi na to, że jest środek nocy, wparowałam do salonu.
Oboje spojrzeli w moją stronę. Ojciec wydawał się przerażony moim widokiem, ale matka, jak zawsze grała twardą. Nie zwracając uwagi na mój rozwścieczony wyraz twarzy, przywołała na usta coś, na kształt uśmiechu, co wkurzyło mnie jeszcze bardziej.
-Czemu nie śpisz?
-To co wygadujesz o mamie Gawina, to gówno prawda! - Wydarłam się czując, jak łzy napływają mi do oczu. - A jeśli ona nie wychowała syna, to ty nie wychowałaś córki!
-Uspokój się. - Rzuciła chłodno.
-Nie mamo! Mam tego dość! I powtarzam ci po raz setny, że ja też kocham Gawina!
-Wydaje ci się. - Warknęła i wreszcie wstała, odkładając na stolik lampkę z winem.
Skrzyżowałam ręce na piersi, widząc, jak się przybliża.
-Wydaje mi się!? - Prychnęłam. - Nie masz pojęcia, o czym mówisz! To jest prawdziwe, aż do bólu! My jesteśmy prawdziwi! - Krzyczałam. - I nie waż się traktować nas, jak marionetki, które można przekładać z kąta w kąt, bo może cię to zdziwi, ale oboje mamy uczucia!
-Dość tego! - Syknęła, stając na wprost mnie i posyłając mi lodowate spojrzenie, ale ja nie umiałam się zatrzymać. Przekroczyła granicę, doprowadzając mnie do ostateczności.
-Uczucia, mamo. - Powtórzyłam. - Mamy uczucia, ale czy ty wiesz w ogóle, co to znaczy?
Ojciec zerwał się na równe nogi i widząc, że awantura wymyka się z pod kontroli, spróbował stanąć między nami, ale nie pozwoliłyśmy mu na to, całkowicie pochłonięte kłótnią.
Matka pochyliła się w przód, a ja zrobiłam krok w jej stronę.
-Czasem mam wrażenie, że na świecie nie ma drugiej tak, bardzo egoistycznej osoby, jak ty! - Wysyczałam, a ona zrobiła się czerwona ze złości i zanim zorientowałam się, co się tak właściwie dzieję, jej dłoń trafiła mnie prosto w policzek.
-Nie będziesz się tak do mnie odzywała! - Wydarła się. - Nigdy.
Dotknęłam palcami pulsującego, ostrym bólem miejsca.
-Lano! - Tato jęknął i nie zwracając uwagi na protesty żony, spróbował podejść do mnie bliżej.
Nie pozwoliłam mu na to.
Cofnęłam się w tył, czując, jak łzy płyną po moich policzkach.
Następnie obrzuciłam ich oboje, zbolałym wzrokiem.
-I wy nazywacie siebie wzorowymi rodzicami? - Zapytałam, po czym nie czekając na odpowiedź, obróciłam się do nich plecami i uciekłam z płaczem do pokoju.
Miałam już tego dość! Nie miałam siły! Nie chciałam tego całego udawania!
Biegłam po schodach, zanosząc się spazmatycznym szlochem i miałam w nosie to, że mnie słyszą. Niech sobie myślą, co chcą! Nikomu nie zrobiłam nic złego! Chciałam być po prostu sobą! I być z kimś, kogo kocham!
Wpadłam do pokoju, zatrzaskując z hukiem drzwi, po czym niemal od razu, rzuciłam się na łóżko w poszukiwaniu telefonu.
Wiedziałam, że ostatnio między mną, a Gawinem nie było kolorowo, ale nadal był moim chłopakiem i nie miałam najmniejszych wątpliwości, co do tego, że zawsze mi pomoże.
Zapłakana wybrałam jego numer, ale ku mojej rozpaczy; odezwała się poczta. Chłopak miał wyłączony telefon.
Roztrzęsiona wybrałam na oślep numer Camili i obejmując wolną ręką, podciągnięte pod brodę kolana, bujałam się to w przód, to w tył - czekając, aż odbierze.
-Halo? - Odezwała się chwilę później, a ja słysząc jej głos, rozkleiłam się jeszcze bardziej.
Pozwoliła mi płakać ile tylko chciałam. Nie ważne, że był środek nocy. Słuchała cierpliwie mojego bełkotu, uspokajając mnie i wtrącając od czasu, do czasu obelgi pod adresem mojej matki, a ja smarkałam się i wyrzucałam z siebie wszystko, co leżało mi na sercu.
Była wspaniałą przyjaciółką.
Na sam koniec obiecała mi, że znajdzie Gawina i żeby nie wiem co, przyprowadzi go do mnie.
-Nawet, jeśli będę musiała odstrzelić mu ucho! - Zażartowała i rozłączyła się.
Po rozmowie z Cam, czułam się przez chwilę lepiej, ale nie trwało to długo. Usłyszałam z dołu głosy kłócących się rodziców i znów zalała mnie fala rozpaczy.
Opadając na łóżko, zwinęłam się w kłębek i zaczęłam płakać. Czułam się beznadziejnie. I szczerze mówiąc nie chodziło już nawet o to, że nie mogłam być z Gawinem czy, że miałam wyjść za kogoś, kogo nie kochałam. Ja po porostu miałam wrażenie, że to nie jest moje życie. Rodzice ciągle się we wszystko wtrącali i podejmowali za moimi plecami decyzje, dotyczące mojej przyszłości. Zmuszali mnie do grania na wiolonczeli, chociaż w sumie nie lubiłam tego jakoś specjalnie, a może gdyby nie naciskali, sama bym kiedyś doszła do tego, że chcę grać? Ich naciskanie tylko mnie zniechęcało. Nawet wtrącali się w moje przyszłe studia. Matka uważała, że myślę o złym kierunku i już wymyślała, gdzie pójdę.
Nie mogłam niczego wybrać samodzielnie i chociaż mieliśmy pieniądze, nie czułam się szczęśliwa. One mi szczęścia nie dawały.
Wytarłam twarz w rękaw.
Ale dziś przede wszystkim wkurzyło mnie to, jak moja rodzicielka wyrażała się o Lolicie, mamie Gawina. Rozumiałam, że nie chciała naszego związku, co więcej, spodziewałam się tego, ale ta odraza w jej głosie w stosunku do kobiety, z którą kiedyś się przyjaźniła...
Wzdrygnęłam się.
Jak mogła być tak nieczuła?
Jak mogła się tak zachowywać?
Miałam ochotę wrzeszczeć.
Schowałam, więc twarz w poduszkę i tłumiący nią krzyki, piszczałam wyrzucając z siebie złość.
Wydawało mi się, że leżałam tak godzinami, ale w rzeczywistości minęło niecałe pół godziny.
Cam wciąż się nie odzywała, a Gawin nadal miał wyłączony telefon.
Zamknęłam oczy, a jakiś czas później, zaczęło irytować mnie dziwne, ciągłe drapanie w okno. Z początku nie reagowałam. Myślałam, że to gałąź i miałam nadzieję, że ustanie, ale nie dawało za wygraną.
Doprowadzona do szału, zerwałam się z łóżka i myśląc, o tym, że powinniśmy ściąć to cholerne drzewo, podeszłam do okna i omal nie dostałam zawału.
Po drugiej stronie, na balustradzie balkonu, zobaczyłam uśmiechniętego od ucha, do ucha Conall'a.
Zamrugałam.
Cholera jasna! Musiałam zasnąć i znów miałam, jakiś dziwaczny sen z nim w roli głównej!
________________
Kochani taka tam dramatime XD
Ale co ważniejsze! Lana śni, czy Conall faktycznie, stoi na jej balkonie? ;p
Miłego dnia ❤. ;**

Aż Do Śmierci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz