Uradowana z sukcesu, wyciągnęłam ze skrzyni wszystkie dokumenty. Na samym wierzchu leżało to, czego szukałam. Mama miała zeznawać przeciwko Gawinowi w sprawie włamania, kradzieży i próby wtargnięcia.
Co czułam? Zrobiło mi się gorąco, ale nic więcej. Uważałam, że może mu to pomóc. Z pewnością odciągnie go od hazardu. Z drugiej strony... Nie wiedziałam, jak to naprawdę jest. Czy odsiadka w czymkolwiek pomaga? Czy ci ludzie mogą po tym zmienić się na lepsze? Niby powinni.
Odłożyłam wezwanie na podłogę i sięgnęłam po kolejną kopertę.
Zmarszczyłam brwi.
Ta również była z komendy policji, ale datowana na prawie dwanaście lat wcześniej.
Sięgnęłam po znajdujący się w środku papier i zawahałam się.
Czy naprawdę chciałam to wiedzieć?
Wypuściłam ostrożnie z ust powietrze.
Nie chciałam, ale czy miałam wyjście? Rodzice wciąż milczeli. Nie rozumiałam dlaczego.
Przecież nie byłam już dzieckiem! Mogli mi zaufać.
Zamknęłam oczy, dając sobie chwilę na zastanowienie.
Obawiałam się, że będę tego żałować.
-Wszystko w porządku? - Głos Sophii wyrwał mnie z zamyślenia.
Podskoczyłam, mrugając.
-Tak, tak. Czy coś się stało?
-Chciałam tylko powiedzieć, że starłam plamę.
-Dziękuję. - Rzuciłam, a kiedy wyszła zabrałam się za czytanie.
Niestety tak, jak się tego obawiałam z każdym słowem żałowałam tego, coraz bardziej.
Mama była poszkodowaną. Tak właśnie ją nazywali. Ofiara lub poszkodowana. Wzywano ją do zeznań przeciw Gawina wujkowi. O ile dobrze kojarzyłam imię. Był to brat jego taty, który siedział w więzieniu. Gawin nigdy o nim nie mówił.
Przeglądałam inne dokumenty i miałam wrażenie, że nie może być gorzej, a potem dokopałam się do usg i dosłownie pochylając się nad podłogą, zwymiotowałam całe śniadanie.
Trzęsącymi się dłońmi, wytarłam usta i wrzuciłam z powrotem wszystko do skrzyni.
Robiłam to w dziwnie zwolnionym tempie. W uszach huczała mi krew, a żołądek ściskały bolesne skurcze.
Wiedziałam tylko, że muszę posprzątać wymiociny, ale moje nogi były tak miękkie, że nie potrafiłam się na nich podnieść.
Nie usłyszałam nawet, kiedy Sophia wpadła do sypialni.
Mówiła coś o mojej mamie rozgorączkowanym głosem, ale nie potrafiłam się skupić na niczym innym, poza słowem "mama".
Chwilę później już jej nie było, a ja się poddałam.
Położyłam się na ziemi i przykładając policzek do chłodnej podłogi, czekałam na swój koniec.
No dobra. Może dramatyzowałam, ale czułam się, jak gówno. Czułam się winna. Wciąż się z nią kłóciłam, a ona przeżyła tak wiele! Nie byłam dobrą córka! A przecież tylko ja jej zostałam! Tylko ja i tata.
W tym właśnie stanie mnie znalazła. Weszła do sypialni i głośno krzycząc, podbiegła do mnie. Poczułam na sobie jej ciepłe dłonie.
-Lano! - Uniosła mi do góry głowę. - Słyszysz mnie? Co się stało? Lano! Och Lano! Dlaczego to otworzyłaś!?
Wcześniej nie miałam w sobie siły płakać, ale teraz łzy popłynęły mi po policzkach bez żadnego hamulca.
-Mamo... - Jęknęłam, chowając twarz w jej piersi. - Przepraszam. Byłam t-tak podła.
Przytuliła mnie mocniej.
-Nie byłaś. - Kołysała mnie, zupełnie tak, jak byłam małą dziewczynką. - Nie byłaś.
***
Godzinę później leżałam na kanapie w salonie. Okropnie bolała mnie głowa, ale mimo to usiadłam.
-Powinnaś leżeć. - Usłyszałam głos mojej rodzicielki.
-Nie, nie. - Pokręciłam głową. - Nic mi nie jest.
Kobieta westchnęła.
-Chyba musimy porozmawiać.
Poczułam, jak czerwienieją mi ze wstydu policzki.
-Przepraszam, że grzebałam w waszych dokumentach.
Kątem oka dostrzegłam, jak przykłada sobie dłoń do czoła.
-To moja wina. Gdybym ci powiedziała nie musiała byś odkryć tego w taki sposób.
Westchnęłam.
-To w jaki sposób dowiedziałabym się, niczego by nie zmieniło.
-Zmieniłoby. - Naciskała. - Powiedziałabym to trochę delikatniej i...
-Mamo! - Warknęłam, ale w moim głosie było więcej rozpaczy, niż złości. - Tego nie da się powiedzieć delikatnej!
Wzięła głęboki wdech.
-Uspokój się, dziecko. To było dwanaście lat temu!
-To niczego nie zmienia.
-Zmienia wiele. - Jej głos był twardy, jak brzytwa. - Pogodziłam się z tym.
-Więc czemu wciąż płaczesz na wzmiankę o dzieciach?
Do jej oczu napłynęły łzy.
-Wolno mi opłakiwać moje nienarodzone dziecko.
Wstałam i niczym pięciolatka usiadłam jej na kolanach.
-Przepraszam.
-Nic nie szkodzi kochanie.
-Nie rozumiem tylko dlaczego niczego nie pamiętam.
Pogłaskała mnie po policzku.
-To był dla ciebie ogromny szok. Niemal od razu wszystko wyparłaś, ale to dobrze. Chociaż byłaś szczęśliwa.
Patrzyłam na mamę i pragnęłam, aby to wszystko było kłamstwem. Nie chciałam, żeby to była prawda, ale takie były fakty.
Mama została zgwałcona w piątym miesiącu ciąży przez wujka Gawina, a ja byłam tego świadkiem. Siedziałam tam i patrzyłam na to, przywiązania do krzesła. Tam tego dnia od ciężkiego pobicia mama straciła dziecko. Na samą myśl o tym znów miałam ochotę wymiotować.
Zrozumiałam też dlaczego czasem była taka zimna i zawsze chciała stawiać na swoim. Może funkcjonowała i żyła dalej, ale takie wydarzenia pozostawiają po sobie ślad. Zawsze.
-Więc... - Mój głos drżał. - Miałabym teraz brata?
-Tak. - Uśmiechnęła się. - Mieliśmy nazwać go Jamie.
-Piękne imię.
-Tata je wybrał. Był bardzo dumny z syna. - Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. - Ale dość tego. Muszę dowiedzieć się czemu sprzątaczka dziś nie przyszła.
Wstałyśmy.
Wciąż miałam miękkie nogi, ale czułam się odrobinę lepiej. I wiecie co? Byłam dumna z mamy, że poradziła sobie z tym wszystkim i w końcu zrozumiałam, dlaczego tak bardzo nie lubiła Gawina. Pomyśleć, że przez nasz związek musiałaby dzień w dzień spotykać się z jego rodziną.
-Mamo?
-Tak, Lano?
-Wciąż jesteś na mnie zła za Conall'a?
Przewróciła oczami.
-Trochę, ale to bardziej twój ojciec mnie wkurzył. - Przyznała. - Nie rozumiem czemu się nie zgadza na ślub, skoro utrzymujecie, że się kocha... - Urwała.
Słysząc głośny trzask drzwi, obie ruszyłyśmy w kierunku przedpokoju. Szłam pierwsza i omal nie zderzyłam się z tatą.
-Lano, Margaret! - Sapnął głośno. - Gdzie jest Melisa?
-Sprzątaczka? - Zadziwiła się mama. - Nie ma jej dziś. Właśnie miałam dzwonić do jej szefa.
-To ona! - Krzyknął tato.
-Ona? - Nic nie rozumiałam.
-To ona się do nas włamała, na litość Boską!
Opadła mi szczęka.
-Henryku jesteś pewny?
-Tak! Gadałem z tym gościem, co włamali się do nich tydzień przed nami. U nich też sprzątała.
Zamrugałam.
-Zniknęła zaraz po tym, jak zamknęli Gawina prawda, tato?
-Boi się, że ją wyda. Cholera jasna! Margaret dzwoń na policję!
Kobieta bez wahania rzuciła się w stronę telefonu.
-Ale skąd oni się znali? - Wyszeptałam. - Nigdy nie widziałam ich razem.
Mężczyzna spojrzał na mnie z ponurą miną.
-Nie wiem, ale ta rodzina zawsze stwarzała kłopoty. - Burknął i ruszył za mamą.
Tak tato.
Teraz to rozumiałam.
***
Oczywiście po powrocie ze szkoły Cam niemal od razu zauważyłam, że coś ze mną nie tak. Może jeszcze do końca się nie pozbierałam po tym wszystkim, co się działo?
Odpowiedziałam jej całą historię i właściwie to przegadałyśmy całe południe i wieczór.
Kładąc się do łóżka nie mogłam wyrzucić z głowy pewnych obrazów. Nie pamiętałam tego, co zaszło, ale mój mózg, jakby chciał mnie torturować ciągle na nowo odtwarzał różne wersje, napaści na moją mamę.
Kręciłam się z boku na bok, aż wreszcie otulił mnie sen.
Sen, który nie trwał długo.
Przerwało go ciche pukanie w szybę.
Podskoczyłam na łóżku z mocno bijącym sercem i nie czekając nawet chwili, pobiegłam otworzyć balkon. Sekundę później znalazłam się w silnych ramionach Conall'a.
-Mój Boże, jak ja za tobą tęskniłem. - Wymruczał, przyciskając mnie do piersi.
Zaciągnęłam się znajomym zapachem jego perfum. Piżma pomieszanego z bergamotką i lawendą.
-Kocham cię. - Wyszeptałam, całując go w szyję. - Tak bardzo cię kocham.
________________
Dobra. Nie wiem nawet, co dodać.

CZYTASZ
Aż Do Śmierci ✔
RomanceZmarszczyłam brwi. -Właściwie to był chyba remis. - Powiedziałam. - Jak na piłkarza jest cholernie dobrym koszykarzem. Cam wybuchnęła śmiechem. -Więc, jeśli dobrze rozumiem... Grałaś z nim w piżamie. - Wyliczała na palcach. - W środku nocy w kosz...