Rozdział 3

7.3K 373 29
                                    

Położyłam się do łóżka już w nieco lepszym humorze. Miałam plan i z całych sił wierzyłam, że uda mi się wcielić go w życie. Zasnęłam szybko i spokojnie przespałam całą noc.  Następnego dnia musiałam spotkać się z Gawinem i cieszyłam się, że będę mogła podać mu jakieś konkrety. No dobra, może to był tylko ich zarys, ale przecież to zawsze coś?
Oczywiście budzik, jak zwykle zadzwonił za szybko. Niezadowolona, strąciłam go ręką z szafki nocnej, stojącej obok dużego, dwuosobowego łóżka, po czym z zamkniętymi oczami, zwlokłam się na podłogę. Najgorsze zawsze było pierwsze trzydzieści sekund, potem zrywałam się na równe nogi i biegiem, pędziłam do łazienki. Zupełnie tak, jak i dziś.
Równo pół godziny później ubrana, uczesana i umalowana, wrzuciłam do torby książki i ruszyłam na dół, by zjeść w towarzystwie rodziców śniadanie.
Weszłam do jadalni. Ojciec czytał akurat gazetę, a matka ubrana w elegancką sukienkę, popijała kawę.
Westchnęłam.
Nie miałam ochoty siedzieć z nimi przy jednym stole, ale wiedziałam, że czekają tylko na mnie. Tak było każdego ranka. Nie zaczynali śniadania, póki nie zajęłam swojego miejsca. Wtedy ojciec odkładał gazetę i uśmiechając się z zadowoleniem, zabierał za posiłek.
-Wyspałaś się? - Zapytała matka, patrząc na mnie uważniej. - Dziś wyjątkowy dzień!
-Mhm. - Mruknęłam w odpowiedzi, cicho pod nosem.
-Henryku. - Kobieta przeniosła wzrok na swojego męża. - Zaczynam się zastanawiać po kim, ona ma tak karygodne zachowanie?
Ojciec uniósł w zadumie brwi.
-Jak mniemam po twojej babce.
-Bynajmniej! Uważam, że to raczej wina twojej matki.
Mężczyzna westchnął.
-Może to wina obu? - Zapytał pojednawczo.
Mama zmarszczyła zabawnie brwi, ale zaraz pokiwała głową.
-Tak, to możliwe. - Przyznała, a sekundę później, zerknęłam w moją stronę i mało elegancko zakrztusiła się chlebem.
-Na miłość! Lano! - Wydarła się. - Wyprostuj się, kiedy siedzisz przy stole!
Zazgrzytałam zębami, ale nie dałam wyprowadzić się z równowagi.
Zamiast tego, zjadam szybko dwa jajka na twardo, popijając sokiem i przegryzając je chlebem, a następnie bez pozwolenia wstałam od stołu, głośno szurając krzesłem.
Ojciec zareagował pierwszy.
Wstał, karcąc mnie pełnym niezadowolenia wzrokiem.
-Lano! - Wrzasnęła matka, ale ja miałam to gdzieś.
Wyszłam z jadalni, a potem nie odwracając się więcej za siebie, założyłam buty i wybiegałam na podwórko.
Zła, wyżyłam się na stojącym koło chodnika flamingu. Kopnęłam go, ale przekrzywił się tylko odrobinę.
Nienawidziłam tej całej chorej etykiety! Tak, znałam ją na pamięć, ponieważ uczono mnie tego od dziecka, ale z rodzicami takimi, jak moi, aż prosiło się o jej łamanie.
Wsiadłam do samochodu i krzyżując ręce, niczym obrażona pięciolatka, czekałam na ojca.
Nie miałam wyjścia. Większość czasu to on, zawoził mnie i przywoził ze szkoły. Miałam prawo jazdy, ale rodzice uparcie nie chcieli kupić mi samochodu.
Mężczyzna wyszedł z domu parę minut po mnie. Następnie wsiadł do środka i rzucając mi na kolana szkolną torbę, odpalił silnik. Wyglądał na wkurzonego.
-Przyprawiasz matkę o migreny. Wiesz, jaka jest wtedy nieznośna!
Westchnęłam, czując wyrzuty sumienia. Musiało mu się za mnie oberwać.
-Wiem tato. Przepraszam, nie chciałam utrudniać ci życia.
Skinął głową.
-Mam tylko nadzieję, że wieczorem zachowasz się, jak trzeba. Ojciec Conall, naprawdę jest moim bliskim przyjacielem.
-Czy istnieje możliwość, że już go widziałam? - Oczywiście pytałam o ojca, jego syna z pewnością nie mogłam z nimi widzieć.
-Widziałaś na pewno. Jest jednym z prezesów banku.
Zmarszczyłam brwi.
-Czyli stoi nad tobą?
Mężczyzna posłał mi pełne zadowolenia spojrzenie.
-Myszko, jeśli wszystko dobrze pójdzie, od przyszłego roku, będziemy prowadzili bank wspólnie.
Skrzywiłam się.
Nie byłam głupia. Umiałam dodać dwa do dwóch.
-A mój ślub z Conall'em ma ci w tym pomóc?
Wzruszył przepraszająco ramionami i wreszcie wyjechaliśmy z podjazdu.
-Wiesz mi, mój kandydat na męża jest dużo lepszy, od kandydatów twojej matki.
Zacisnęłam dłonie w pięści.
W to, akurat nie wątpiłam.
Matka miała koszmarny gust, jeśli chodziło o mężczyzn.
-To nie zmienia faktu, że próbujecie przehandlować córkę!
-Trafisz w dobre ręce. - Zapewnił.
-Ale ja jestem z Gawinem! - Upierałam się.
Ojciec rzucił mi smutne spojrzenie.
-Przykro mi Lano. Osobiście nic nie mam do tego chłopca, ale nie pasuje do naszej rodziny.
Prychnęłam.
-Rodziny czy interesów?
Nie odpowiedział, ale nie musiał tego robić. Dobrze znałam odpowiedź.
Reszta drogi upłynęła nam w grobowym milczeniu. I szczerze mówiąc z ulgą opuściłam samochód.
Przed bramą szkoły czekała na mnie Cam, więc czym prędzej pobiegłam się przywitać. Ucałowałam ją w policzek, a następnie, dziewczyna wzięła mnie pod ramię i razem, ruszyłyśmy w stronę budynku.
-W domu nadal wojna? - Zapytała, przyglądając mi się uważniej.
-Tak. - Pokiwałam głową. - Ale nie mam zamiaru się poddać. Tym razem nie postawią na swoim.
-Tak trzymaj! - Zawołała, ściskając mnie za szyję. - Jestem w twojej drużynie!
Przewróciłam oczami, śmiejąc się.
-Gdyby, tylko moja matka wiedziała, jaka jesteś naprawdę.
-Zapewne nie wypuściłaby mnie więcej do waszego domu. - Rzuciła wesoło, nic sobie z tego nie robiąc. Chwilę później zesztywniała. - Gawin na lewo. - Mruknęła, a potem odsunęła się i odbijając na prawo, zostawiła nas samych.
Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w jego stronę. Siedział na ławce, gapiąc się tępo w telefon. Zauważyłam, że założył dziś moją ulubioną, granatową koszulę. Musiałam przyznać, że wyglądał w niej cholernie uroczo.
-Cześć przystojniaku! - Rzuciłam wesoło, siadając obok niego w stosownej odległości.
Chłopak uniósł do góry głowę i odruchowo przysunął się bliżej, chcąc mnie przytulić, ale zaraz zawahał się. Widziałam w jego oczach rozdarcie. Nie był pewien, czy może, a ja nie miałam mu tego za złe. Sama byłam równie zagubiona, co co.
Okej, może rodzice już o nas widzieli, ale co dalej? Jakby to było się teraz ujawnić? Czy bardzo zostalibyśmy potępieni?
Udałam, że nie dostrzegam jego niemego pytania.
-Cześć. - Odpowiedział, czekając na mój ruch.
Wzięłam kilka głębokich wdechów, a potem, jak przystało na silną, młodą kobietę zebrałam się na odwagę.
-Przepraszam, za to przedwczoraj.
Pokiwał głową, ale nadal milczał.
Spróbowałam inaczej.
-Nie zadzwoniłeś.
-Nie chciałem pogarszać sytuacji. Poza tym i tak mnie odprawiłaś. - Powiedział z wyrzutem. - Myślałem, że załatwimy to razem.
-Gawin, ja nie... - Popatrzyłam na niego wystraszona. - Ja nie miałam zamiaru cię urazić!
-Nieważne. Jakoś przeżyję. Więc na czym stanęło?
Wydęłam wargi.
-Oni po prostu nie dopuszczają do siebie myśli, że jesteśmy razem. - Ściszyłam głos. - Zupełnie, jakby to nie miało znaczenia czy miejsca.
-Szczerze mówiąc sądziłem, że twoja matka dostanie szału.
-Też tak myślałam. - Przyznałam. - To znaczy wiesz, że będzie gorzej. Wielka awantura i tak dalej, ale ona nawet nie podniosła za specjalnie głosu. Głównie krzyczałam ja.
Uśmiechnął się smutno.
-To do ciebie podobne.
Przygryzłam wargę.
Przez chwilę panowała między nami kompletna cisza, ale nie była ona taka, jak zwykle; spokojna i przyjemna. Tym razem dało wyczuć się między nami napięcie i otaczający nas niepokój.
-Rozmawiałem z matką. - Powiedział wreszcie, a ja poczułam się tak, jakby spadł na mnie ciężar całego świata.
Zamknęłam oczy. Ciepłe promienie słońca, dotykały mojej twarzy, przyjemnie ją ogrzewając.
Była jeszcze jedna przyczyna dla której Gawin, był dla moich rodziców nieodpowiednim kandydatem na męża. Jego mama. Niegdyś szanowana, pochodząca z naszej klasy majątkowej, członkini rady prawnej. Była najlepszą przyjaciółką mojej matki, ale to skończyło się, gdy poznała ojca Gawina. Była taka, jak ja. Nie wierzyła w podział na ludzi lepszych i gorszych pod względem majątkowym, a dla podkreślenia swojej opinii wyszła za mąż, za mężczyznę z niższej sfery. Wybuchł wielki skandal. Kobieta straciła koneksje, a dla moich rodziców, posiadanie kogoś takiego w rodzinie, byłoby plamą na honorze.
Wiedziałam, że nawet, jeśli Gawin nie posiadał, zbyt dużej wiedzy na temat naszej etykiety, ona znała ją na wylot. Takich rzeczy się nie zapomina. Czułam też, że chociaż nie było nam wolno o tym mówić, dla niego zrobiła wyjątek. I wcale jej za to nie winiłam.
-Więc, już wiesz. - Rzuciłam cicho, a jemu w końcu puściły nerwy.
-Ona wiedziała! - Warknął, obracając się w moją stronę. - Przez cały ten czas wiedziała, że mi się podobasz i nie pisnęła nawet słówka, o tej waszej zasranej etykiecie!
Przełknęłam ślinę.
Cóż, może on tego nie rozumiał, ale ja podejrzewałam, czemu kobieta na ten temat milczała. Być może tak, jak ja, miała nadzieję, że mnie to nie dotyczy. Znała, przecież moją matkę od dziecka, a ta, jako młoda dziewczyna zawsze powtarzała, że jej córka weźmie ślub z miłości. Cóż, ludzie się zmieniają.
-Gawin, ona nie chciała źle i myślę, że... 
-Daj już sobie spokój. - Wszedł mi w słowo.
Zacisnęłam wargi w cienką linię.
-Więc, co ci dokładnie powiedziała?
-Tylko jakieś ogólniki, ale to wystarczyło. - Gestykulował rękami. - Podobno w większości rodzin z waszej klasy majątkowej, zaaranżowane małżeństwa są bardzo popularne. Rodziny się łączą, zazwyczaj pod względem interesów, czerpiąc z tego obopólną korzyść.
Westchnęłam.
-Tak, te małżeństwa raczej mają mało wspólnego z miłością. - Przyznałam.
-I mało, kiedy dochodzi do sytuacji, gdzie rodzice nie stawiają na swoim. - Zakończył, rzucając mi wściekłe spojrzenie.
Skrzywiłam się.
Jego matka miała rację. Od lat nie zdarzyło się, by ktoś nie chciał wziąć ślubu z wybranym przez rodziców kandydatem, bądź kandydatką. Właściwie, to słyszałam tylko, o jednym takim przypadku na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat. Historia jednak była, o tyle smutna, że dziewczyna została oszukana przez swojego kochanka, dzień po tym, jak zerwała zaręczyny.
Została sama, jak palec. Spadając nie o jeden, a o trzy szczeble w dół.
Ja jednak wierzyłam, że nasza sytuacja jest inna. Przecież Gawin mnie kochał. Mieliśmy szansę, tylko musiałam dobrze, to rozegrać.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś? - Zapytał z wyrzutem.
Wzięłam w dłonie jego rękę. Był taki przybity!
-Ponieważ nie myślałam, że i mnie to spotka. Moja mama nigdy, o tym nie mówiła, a poza tym, przecież sama wyszła za mężczyznę, którego sobie wybrała.
-Twoja mama to nie ty. - Mruknął.
Przewróciłam oczami.
-Gawin, wiesz dobrze, że nie mogę nikomu opowiadać o etykiecie. - Powiedziałam stanowczo. - Jakoś przez to przejdziemy. Razem.
Zabrał rękę.
-Niby, jak?
Wzruszyłam ramionami.
-Po prostu nie wezmę tego ślubu. Powiem temu, całemu Conall'owi, co o tym wszystkim myślę i po sprawie.
Prychnął.
-Chciałbym, żeby to było takie proste. - Rzucił, a potem zabierając z ławki plecak, oddalił się w stronę swojej szkoły.
Odprowadziłam go wzrokiem i nie wiem, jak długo, ale siedziałam przez pewien czas sama. W mojej głowie kłębiło się zbyt wiele czarnych myśli i nie wiedziałam, jak sobie z nimi poradzić.
Przecież nie mogłam stracić Gawina. Nie mogłam, a on nie mógł się poddać. Bo jeśli to zrobi, albo jeśli ja to zrobię, to miłość, w którą, tak bardzo wierzę, okazałaby się taka, jaką widzi ją moja matka. Nietrwała i nic nie znacząca.
Jakiś czas później z zamyślenia, wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Wzdrygnęłam się i wstając, rozejrzałam, po prawie pustym dziedzińcu. Mój wzrok padł na biegnącego w stronę szkoły Shawna. Chłopak uśmiechnął się, a potem machnął w moją stronę.
-No dalej Lana! Pospiesz się! - Zawołał, zatrzymując się, by na mnie poczekać.
Złapałam w dłoń torbę i ruszyłam biegiem. Dziś czekał nas mecz tenisa, a ja i blondyn mieliśmy zagrać w jednej drużynie.
Chłopak przytrzymał dla mnie drzwi. W korytarzu dołączyła do nas Cam, a zaraz za nią przyplątał się Derek.
Następnie, wpadliśmy na salę gimnastyczną w akompaniamencie śmiechu i przepychanek. Cóż, w brew temu, jaką chciałaby mnie widzieć matka, ja naprawdę nie potrafiłam być stu procentową damą. Nie byłam wulgarna, nie chodziłam zapijaczona po osiedlu i zawsze mówiłam sąsiadom "dzień dobry", ale lubiłam śmiać się na całe gardło i nie umiałam chodzić po szkole tak, jakby włożyli mi w tyłek kij.
Trener rzucił nam wkurzone spojrzenie, ale nie skomentował naszego zachowania.
Obrócił się przodem do reszty klasy i oświadczył, ku naszej radości, że dziś zajęcia spędzimy w szatni, bo on ma coś ważnego do załatwienia.
-Tylko pamiętajcie! - Pogroził palcem z nutką rozbawienia w głosie. - Szatnia damska, to nie męska!
Facet był naprawdę w porządku.
Razem z Cam, opuściliśmy nasze męskie towarzystwo i z resztą dziewczyn, udałyśmy się zająć miejsce.
Dziesięć minut później, chłopcy wparowali do naszej szatni, rozsiadając się na wolnych krzesełkach. Kilkoro przyniosło zeszyty, aby spisać prace domową, a inni po prostu chcieli się z nami podrażnić.
Oparłam się plecami o ścianę i patrzyłam, jak parę dziewczyny krzywi się, wyganiając ich, a jeszcze inne, po prostu zaczęły wygłaszać tyradę, że chłopcy w naszej klasie nie są w ogóle wychowani.
Mnie ich obecność nie przeszkadzała, ani trochę. Przecież żadna z nas nie miała gołych cycków. I na pewno nie zamierzała się przebierać, bo i po co?
Chociaż się uśmiechałam i gadałam z Cam, moje myśli nadal w dużym stopniu, zaprzątał Gawin i ta cała, nieszczęsna kolacja. Na domiar złego byliśmy w takim wieku, że zaaranżowane małżeństwa, były czymś na topie. Chcąc, nie chcąc musiałam wysłuchiwać zachwytów, nie posiadających się z radości koleżanek.
-Tak, wczoraj poznałam mojego przyszłego narzeczonego. - Trajkotała Betty. - Jest przystojny i bogaty. Wiem od znajomej, że ma w domu prywatny kort tenisowy. Czy to nie wspaniałe?
-Ważne, że nie ma dużego nosa. - Chichotała druga.
W końcu Cam, pochyliła się do mojego ucha.
-Spójrz tylko na Debrę. - Szepnęła. - Może oddasz jej Conall'a?
Zmarszczyłam brwi i zaciekawiona, odnalazłam twarz dziewczyny wspomnianej przez moją przyjaciółkę.
Przysłuchiwała się rozmową innych, z malującą się w oczach wściekłością.
-Co jej jest? - Zapytałam szeptem.
-Słyszałam, jak żaliła się, że czuje się całkowicie gotowa na małżeństwo, a jej rodzice, jakoś nie kwapią się do wybrania jej męża.
Wydęłam policzki.
-Nawet nie wie, jakie ma szczęście.
-Coś mi się wydaje, że tylko ty uważasz ten stan rzeczy za szczęście. - Zachichotała, zwracając na siebie uwagę innych.
-A ty Camilio? - Z drugiej strony szatni, dobiegł nas nosowy, nie przyjemny głos.
Podniosłam głowę, trafiając wzrokiem na Celię.
I chociaż teoretycznie, każdy w naszej sferze majątkowej, żył na tym samym poziomie tak, jak to bywa w życiu, nawet tu znajdowały się osoby, które uważały się za lepsze, a ta z pewnością należała do ich kręgu.
Byłam pewna, że chciała dopiec mojej przyjaciółce, ale Cam nie dawała się tak łatwo. Posłała jej szeroki, niemal życzliwy uśmiech.
Oczywiście nie tylko Celia chciała znać odpowiedź, więc prawie wszystkie spojrzenia, powędrowały w naszą stronę. Zwłaszcza część męska była zainteresowana tematem.
-Ja jestem wolna. - Rzuciła wesoło. - I nadal mogę wybierać w kim, tylko mi się podoba. - Tutaj, puściła oczko w stronę Dereka. - Ale...- Nadała swojemu głosu dramatyczny ton na, co cała się zjeżyłam, dobrze wiedząc, co zaraz powie. - ... za, to nasza, najdroższa Lana ma poznać, dziś wieczorem swojego przyszłego narzeczonego.
No i się zaczęło!

Aż Do Śmierci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz