Zalała mnie fala pytań. Jedna dziewczyna mówiła przez drugą, a w męskim gronie dało słyszeć się pomruki niezadowolenia. Nie to, żeby chcieli być moimi życiowymi partnerami, (no dobra, może miałam kilka propozycji, ale odrzucałam wszystkie ze względu na Gawina) po prostu dobrze się razem bawiliśmy. Rzuciłam Camili wkurzone spojrzenie, ale ona nie potraktowała tego poważnie. Uśmiechnęła się do mnie szeroko i szepnęła coś, o tym, że przecież i tak, kiedyś musieli się dowiedzieć.
Przewróciłam oczami, przenosząc wzrok na znajomych.
-Kto to taki? - Dopytywała Betty.
-Jak ma na imię? - Chciała wiedzieć Debra.
-Całe szczęście, że nie chodzi z tym całym Gawinem, prawda? - Rzuciła głośno Celia.
-Znasz datę zaręczyn? - Pytały inne.
Pokręciłam głową.
-Kochani, ja naprawdę jeszcze nic nie wiem. - Oświadczyłam, wymuszając na sobie słaby uśmiech.
Shawn poderwał się z miejsca i zajął wolne krzesło obok mnie.
Pochyliłam się w jego stronę.
On i Derek byli naprawdę świetni.
-Jeśli nie spodoba ci się kandydat, mów śmiało! - Zaczął z szerokim uśmiechem. - Mój tato, zna twojego. Mogę namówić go, żeby nas no wiesz, połączyli.
Zaśmiałam się.
-Zawsze można na ciebie liczyć.
-Hej! Nie żartuje. Moglibyśmy stworzyć fajny duet.
Duet. Właśnie w tym tkwił problem. Nie chciałam tworzyć duetu, chciałam wyjść za kogoś, kogo kocham. Zachowałam jednak swoje myśli dla siebie.
Pokiwałam głową.
-Dzięki.
Reszta zajęć minęła a podobnej atmosferze. Ciągle ktoś mówił o zaręczynach i przedstawiał swoją wizję ślubu idealnego. Kwiaty, konfetti, gołębie i biała długa suknia były w tym roku na topie.
Inne dziewczyny zastanawiały się, który jeszcze z wolnych chłopaków, mógłby zostać ich mężem, a ja snułam się po szkole i najzwyczajniej w świecie tęskniłam za Gawinem.
Chłopak naturalnie nie chodził do mojej szkoły, ale jego własna, znajdowała się zaledwie za ścianą. Kiedyś nasze szkoły były jednym budyniem, a potem podniosły się głosy, że nasze klasy majątkowe nie mogą się mieszać i tak oto, rozdzielono nas płotem i zamurowanymi ścianami.
Wiem, że to głupie, ale czasem dochodziłam do owej ściany i przykładając do niej dłoń, wyobrażam sobie, że Gawin stoi gdzieś tam, po drugiej stronie, robiąc to samo.
Zastanawiałam się też, jak chłopak mógł kompletnie nic, nie widzieć o naszej etykiecie. Owszem nie wolno nam było, o tym mówić, ale przecież każdego dnia mijaliśmy się na ulicy z ludźmi z różnych sfer i chcąc, nie chcąc czasem coś przeciekało.
Zaraz, jednak uświadomiłam sobie, że przecież Gawin i w ogóle cała jego klasa majątkowa, prawie w ogóle nie zadają się z naszą. Nie raz słyszałam, jak nazywają nas snobami. I szczerze mówiąc nie miałam im tego za złe. Sami stworzyliśmy o sobie taką opinię.
Chociaż moją i Gawina klasę majątkową różnił, tylko jeden szczebel, śmiało mogłam stwierdzić, że tak naprawdę dzieli nas przepaść. Zupełnie inaczej, niż w przypadku mojej klasy i wyższych sfer, czy też jego i niższych. Nieustannie zastanawiałam się czemu tak jest. Zupełnie, jakbyśmy toczyli między sobą cichą wojnę.
Dlaczego nie mogliśmy się ze sobą wiązać. Dlaczego moja klasa nigdy nie chciała mieszać się z ich? Nawet chłopcy, woleli szukać dziewczyn na swoim poziomie, niż wciągać którąś z nich na nasz. A przecież sfera nad nami nie miała takich oporów. Dlaczego moja i Gawina znajomość była takim wyjątkiem? I dlaczego u diabła nikt, o tym nie mówił?
Westchnęłam i biorąc tacę z obiadem, rozejrzałam się po stołówce. Gdzieś musiał być tu Shawn i Derek.
-Po prawo. - Mruknęła nagle Cam, więc posłusznie obróciłam się w bok, a moje oczy natrafiły prosto na Conall'a.
Siedział w towarzystwie swojej dziewczyny i śmiał się, jak gdyby nigdy nic. Może Camilia miała złe informacje? Może oni nie byli razem, skoro wiedząc, co go czeka, tak beztrosko spędzali wspólnie czas?
***
Poprawiłam rude włosy, spięte w wysoki kok na czubku głowy i ostatni raz, zerknęłam na zieloną sukienkę, przewiązaną w pasie brązowym paskiem. Nie rozumiałam po, co matka kazała mi się tak wystroić, ale była nieugięta, a ja nie miałam już siły się z nią kłócić. Kochałam sukienki, ale uważałam, że zakładanie jej, było całkowicie nie potrzebne. Przecież i tak chciałam spławić potencjalnego narzeczonego.
Punkt osiemnastka stanęłam na szczycie schodów, a do moich uszu, zaczęły docierać wesołe głosy, przybyłych gości.
Przełknęłam ślinę i patrząc pod nogi ruszyłam w dół.
No dobra, trochę się stresowałam. Jak miałam ująć to, co chcę powiedzieć w delikatny sposób? I jak miałam namówić go na mój plan? Co, jeśli on jednak będzie chciał tego ślubu?
Dotarłam na dół. Otaczała mnie cisza. Wzięłam głęboki oddech i w końcu, po raz pierwszy spojrzałam w stronę, stojących na przedpokoju osób.
Och. Cholera jasna!
Mama, tata i moi przyszli teściowie, patrzyli na mnie z zachwytem, ale to jego osoba wywarła na mnie największe wrażenie.
Mój świat poruszył się delikatnie w swoich fasadach i przez moment miałam wrażenie, że zaraz upadnę. Jeśli to był Conall, to z pewnością nie chodził do naszej szkoły. Miał ciemne, niemal czarne oczy, a królująca w nich domieszka zieleni, sprawiała, że serce gubiło rytm. Jego szczękę zdobił drobny, bardzo seksowny zarost, a ułożone w artystycznym nieładzie włosy, sprawiały wrażenie tak miękkich, że miałam ochotę zatopić w nich palce.
Z nie małym wysiłkiem spojrzałam na matkę i widząc jej karcące spojrzenie, wreszcie przywołałam się do porządku. Teraz skupiłam swój wzrok na rodzicach chłopaka. I szczerze mówiąc, nikt nie musiał mi tłumaczyć, z jakiej klasy majątkowej pochodzą. Poznałam to niemal od razu. Bił od nich autorytet i musiałam przyznać, że odrobinę mnie to onieśmielało. Matka, złowiła dla mnie, naprawdę bogatych ludzi, stojących w hierarchii jeszcze wyżej, niż my.
Ukłoniłam się pierwsza tak, jak nakazywała w takiej sytuacji etykieta. Następnie w pierwszej kolejności przedstawiono mi rodziców Conall'a. Ojciec nazywał się Philip, a matka Elżbieta. Oboje byli ubrani bardzo elegancko, a ich łagodne rysy twarzy sprawiały, że poczułam się odrobinę pewniej.
Rozumiałam też, po kim chłopak odziedziczył urodę. Po mamie miał oczy, a po ojcu prosty nos i wydatne kości policzkowe.
Później, Philip przedstawił synowi moich rodziców i wreszcie, przyszła kolej na nas.
-Moja jedyna córka. - Zaczął z dumą tato. - Lana Katherina Donovan.
Ukłoniłam się, ale chłopak miał inne plany. Wyciągnął w moją stronę dłoń, więc bez wahania podałam mu swoją. Podobał mi się ten gest. Był taki... normalny!
Nasze palce zetknęły się ze sobą, dosłownie na parę sekund, ale zdążyłam zauważyć, jak silny i ciepły jest jego uścisk.
-Conall Laverence II. - Przedstawił się, pewnym siebie głosem, a ja miałam dziwne wrażenie, że chłopak góruje nade mną, w każdy znany mi i możliwy sposób.
-Miło mi. - Wydusiłam, starając się nad sobą panować. Czułam, jednak, że ogarnia mnie rozpacz. Jak, miałam powiedzieć komuś takiemu, jak Conall, że nie chcę za niego wyjść? Wydawał się taki... taki władczy! A przecież nie powiedział nic więcej. Spanikowana, postanowiłam zająć myśli czymś innym, więc przyjrzałam się mu uważaj. Miał na sobie spodnie od garnituru, modne buty i białą koszulę. Opinała jego ciało w taki sposób, że nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że mam do czynienia z dobrze wysportowanym, młodym mężczyzną. Stawiałam też, że musi być chociaż rok ode mnie starszy.
Wreszcie powitania dobiegły końca i z ulgą mogłam udać się do jadalni. Panowie zaczekali, aż Panie zajmą miejsca, a potem sami usiedli przy stole.
Na co dzień w moim domu nie panowały, aż tak sztywne zasady, ale w gościach, każdy musiał zachować kulturę i wykazać się znajomością etykiety.
Przez pewien czas panowała cisza. Czekaliśmy, aż wynajęta specjalnie na ten wieczór kelnerka, poda wszystkim potrawy. Siedziałam, jak na szpilkach i z całych sił, starałam się nie przewróci na to wariactwo oczami.
Elżbieta, to znaczy mama Conall'a, rozpoczęła rozmowę, jako pierwsza, wciągając moją matkę w rozmowę o kuchniach świata. Widziałam kątem oka, jak kobieta się uśmiecha i dzieli swoim zdaniem.
Czułam się odrobinę dziwnie, ponieważ rzadko, kiedy widywałam u nas w domu gości. To znaczy Cam, przychodziła do mnie ciągle, ale rodzice raczej wychodzili do restauracji, czy kina i nigdy, nikogo nie zapraszali. Widocznie moi przyszli teściowie stanowili wyjątek.
Odsunęłam w bok krewetki i rozglądając się po stole, wreszcie trafiłam wzrokiem, na swoją ulubioną sałatkę.
Ojciec podał mi półmisek, a ja nałożyłam sobie na czysty talerz, porządną porcję. Oczywiście matka rzuciła mi ostrzegawcze spojrzenie. Nie wypadało opychać się tak w towarzystwie.
Uznałam jednak, że skoro nie jem krewetek, to moja sałatka nie powinna budzić w nikim zgorszenia. Z zadowoloną moja zabrałam się za jedzenie. Przynajmniej tyle dobrego było z tej kolacji.
Dziesięć minut później udając, że jem sernik, odważyłam się wreszcie, dyskretnie spojrzeć w stronę Conall'a
Chłopak siedział wyprostowany, jak struna, jedząc owoce morza, ale z jego poważnej miny, nie dało się niczego wyczytać.
-Lano. - Rzucił tato, a zielonooki podniósł na mnie zaciekawiony wzrok. Przyłapana na gapieniu się, zawstydzona, szybko spojrzałam w stronę ojca.
-Tak?
-Może nam coś zagrasz?
Przełknęłam ślinę i naprawdę starałam się, jak tylko mogłam ukryć rozdrażnienie.
-Ojcze, wiesz przecież, że nie wypada zanudzać gości.
-Grasz? - Zapytała z ożywieniem matka Conall'a, a kiedy przytaknęłam, dodała - Na czym?
-Na nerwach z pewnością. - Odpowiedziałam za nim, ugryzłam się w język.
Moi rodzice dosłownie zamarli, ale Elżbieta i Philip, zaczęli cicho chichotać.
Zerknęłam na ich syna. Patrzył na mnie z iskierkami rozbawienia w zielono-czarnych oczach.
-Bardzo was za nią przepraszam! - Ojciec popędził z wyjaśnieniami. - Na ogół nie jest taka wyszczekana. To pewnie przez stres, związany z nową sytuacją.
-Henryku, nie masz za co nasz przepraszać. Takie z niej zabawne dziewczę. - Rzucił jego przyjaciel.
-To na czym grasz? - Zapytała jeszcze raz mama chłopaka z łagodnym uśmiechem.
-Na fortepianie i wiolonczeli, ale nie jestem jakoś specjalnie dobra. Gram w domowym zaciszu, sama dla siebie.
-Rozumiem. - Powiedziała i szanując moją prywatności, nie naciskała na to, bym zagrała.
Jej mąż uśmiechnął się do niej i oboje, wrócili do przerwanych, wcześniej rozmów.
Wydawali się być całkiem w porządku.
Jakiś czas później, kiedy nasi ojcowie przeszli do salonu, porozmawiać o interesach, a matki zajęły się dyskusją na temat mody, Conall kopnął mnie pod stołem w nogę.
Podniosłam głowę i moim oczom, ukazał się jego nieziemski uśmiech. Posłałam mu pytające spojrzenie, a on skinął, dyskretnie głową w stronę przedpokoju.
Nie musiał powtarzać dwa razy. Ja też chciałam stąd, jak najszybciej uciec i w końcu, znaleźć się z nim sama na sam, aby wyjaśnić mu, jak bardzo niedorzeczna jest cała, ta sytuacja.
Wstałam, zwracając na siebie uwagę matki.
-Pokaże Conall'owi mój pokój. - Oświadczyłam, a ona skinęła, ucieszona głową.
-Dobrze.
Z ulgą, ruszyłam na przedpokój, a następnie słysząc za sobą kroki chłopaka, wspięłam się po schodach.
Szliśmy w milczeniu. Oboje pogrążeni w swoich własnych myślach. Zresztą, poza krótkim przywitaniem się, przez całą kolację, nie odezwaliśmy się do siebie nawet słowem.
Minęło dopiero półtorej godziny, a ja już miałam kompletnie dość.
Nagle poczułam, jak zalewa mnie fala paniki. Nadal nie wymyśliłam, jak mam powiedzieć mu, że kocham innego. Co, jeśli on będzie mi wszystko utrudniał? W dodatku... Dopiero teraz przyszło mi na myśl, że przeze mnie tato może stracić pracę. Czy było to możliwe? Co, jeśli odrzucę Conall'a, a jego ojciec wyrzuci z pracy mojego?
Poczułam skurcz w żołądku. Matka, by mnie za to znienawidziła.
Z drugiej jednak strony... Czy ktoś taki, jak Conall nie chciałby mieć za żonę, kogoś bardziej... uhum, odpowiedniego? Na przykład jakąś dziewczynę ze swojej klasy majątkowej? Która znała ich etykietę i nie wymagałaby nauczania? Ja się do tego kompletnie nie nadawałam.
Lubiłam się wiercić, wtrącać i nie umiałam utrzymać języka za zębami. No dobra, może nie we wszystkich sytuacjach, ale przeważnie mówiłam to, co leży mi na sercu.
Otworzyłam drzwi do pokoju i wpuszczając go do środka, sama wkroczyłam za nim, z pełną determinacji miną.
Powiem to i już!
W takiej sytuacji, trzeba stawiać na szczerość.
Chłopak obrócił się w moją stronę i posyłając mi równie zdeterminowane spojrzenie, wykorzystał chwilę mojego wahania i zaczął pierwszy.
-Muszę ci coś powiedzieć.
____________________
I mamy kolejny 😍. Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że mogłam przedstawić Wam Conalla! 😊👌.
Dziękuję @lwicatanca za wspaniałą okładkę 💞.
I życzę wszystkim miłego dnia ;*.
CZYTASZ
Aż Do Śmierci ✔
RomanceZmarszczyłam brwi. -Właściwie to był chyba remis. - Powiedziałam. - Jak na piłkarza jest cholernie dobrym koszykarzem. Cam wybuchnęła śmiechem. -Więc, jeśli dobrze rozumiem... Grałaś z nim w piżamie. - Wyliczała na palcach. - W środku nocy w kosz...