Zadzwoniłam do Cam, ale odsypiała imprezę u Shawna, na którą nie poszłam, więc długo nie rozmawiałyśmy. Nie chciałam jej przeszkadzać. Wiedziałam, że potrzebuje snu.
Na szczęście miałam Conall'a.
Chłopak sprawiał, że zapominałam o wszystkim, co złe. Nie miałam czasu na myślenie o Gawinie, bo bez przerwy, gdzieś mnie ciągnął i nie dawał usiąść nawet na chwilę. Miał w sobie tyle energii, a przy tym śmiał się, jak dziecko.
Mieliśmy iść na basen, ale kiedy tylko dowiedział się o wesołym miasteczku, które stacjonowało akurat w pobliżu nie było nawet mowy, żebym poszła na basen.
Zaciągnął mnie dosłownie na wszystko. Biegaliśmy od jednej atrakcji do drugiej.
Wracając do hotelu byłam tak padnięta, że musiał nieść mnie na plecach. Obejmowałam go za szyję i wtulając twarz w jego ramię śmiałam się z jego opowieści.
-Naprawdę! - Zawołał przekraczając furtkę. - Myślałem, że Livian śpi, a on tylko udawał i dostałem od niego w nos tak mocno, że nie mogłem zatamować krwawienia.
-Właściwie zasłużyłeś. - Przyznałam. - Wiesz, też bym cie uderzyła, jakbyś próbował wysmarować mnie pastą do zębów.
-Nie znacie się na żartach! - Zawołał i wszedł do środka.
Myślałam, że mnie puści, ale on tylko pomachał do recepcjonistki i od razu skierował się do windy.
-Znacie się? - Zapytałam, oglądając się w tył.
-To Christina. - Odpowiedział wciskając guzik przywołujący windę. - Jesteśmy tu kilka razy w roku. Znam obsługę. I dobre drinki.
Uśmiechnęłam się.
-Jeszcze nie masz dość?
Pokręcił głową.
-Ani trochę.
W końcu nadjechała winda, a on nadal trzymając mnie na plecach, wszedł do środka i wcisnął guzik trzeciego piętra.
-Hej mieszkamy na pierwszym! - Zawołałam.
-Wiem. - Wyszczerzył się, obracając w stronę lustra.
Uniosłam głowę i zauważyłam w nim dwójkę nastolatków.
Wyglądali na zadowolonych, zupełnie beztroskich, chociaż akurat moje odbicie wydawało się odrobinę zmęczone.
Conall przyglądał się nam badawczym wzrokiem, ale nic nie mówił, a potem winda się zatrzymała i ruszył ze mną korytarzem pełnym ludzi.
Chciałam zejść, ale nie pozwolił mi na to. Niósł mnie uśmiechnięty i nie wzruszony spojrzeniami innych.
-Conall nasi rodzice! - Jęknęłam zauważając moją matkę i chowając twarz w jego plecach. - Ale wstyd.
Zaśmiał się.
-Mamo! - Krzyknął, machając.
Kątem oka dostrzegłam, jak kobieta się uśmiecha.
-Lano na miłość Boską! Zejdź z niego! - Mojej matce za to nie było do śmiechu ani trochę. Wyglądała, jak wulkan chwilę przed wybuchem.
Zobaczyłam, jak Elżbieta kładzie jej dłoń na ramieniu.
-Margaret, spokojnie. Oni się tylko wygłupiają.
-Dziewczynie nie wypada tak się zachowywać! - Powiedziała oburzona moja matka i podeszła bliżej, aby ściągnąć mnie z pleców Conall'a. Złapała moją rękę i nie wzruszona naszymi protestami, szarpnęła mną w dół.
Musiałam zejść, a wtedy wbiła mi w ramiona palce i potrząsnęła mną kilka razy, jakby chciała, abym się obudziła.
-Dziecko, co się z tobą dzieje!? Zachowujesz się, jak nie ty!
-Margaret! - Jęknęła Elżbieta, ale było już za późno.
Conall złapał nadgarstek mojej matki i ściskając go, rzucił jej wściekłe spojrzenie.
-Niech Pani ją puści! - Wycedził przez zaciśnięte zęby.
Kobieta zamrugała zdziwiona i całkowicie wybita jego zachowaniem z rytmu, cofnęła się w tył.
Złapałam głęboki oddech czując, że zaraz się rozsypię, a potem spojrzałam w zielone oczy chłopaka. Widząc mój wyraz twarzy z jego własnej, odpłynęła cała złość.
Objął mnie ramieniem.
-Musimy już iść. - Powiedział i pociągnął mnie z powrotem do windy. Zanim jednak wsiadł, obrócił się jeszcze raz w stronę naszych matek.
Patrzyły na nas.
Elżbieta była zła, ale miałam wrażenie, że nie na mnie, a moja matka... Cóż, ona nigdy nie była zadowolona z niczego.
-Niech Pani nie próbuje nigdy więcej jej dotknąć. - Warknął i wprowadzając mnie do windy, wcisnął guzik z naszym piętrem.
***
Kiedy weszliśmy do pokoju za oknem było już szaro. Nie zapaliłam jednak światła. Zrzuciłam z nóg buty i walcząc z cisnącymi się do oczu łzami, rzuciłam się w stronę łóżka.
Conall stał oparty o ścianę i gapił się, jak wyciągam z walizki piżamę, a następnie nie robiąc sobie nic z jego obecności, ściągnęłam ciuchy i zostając w samej bieliźnie ruszyłam do łazienki.
Miałam już dość matki, Gawina i tego całego udawania.
Jak ona mogła?
Jak mogła mnie tak upokorzyć!? I to przy Elżbiecie!
-Lano...
-Nie! - Warknęłam i wchodząc do pomieszczenia, trzasnęłam drzwiami. Musiałam pobyć trochę sama.
Następnie ściągnęłam bieliznę i starając się nie dopuścić do siebie myśli o mojej matce, wzięłam długi prysznic.
Prawie pół godziny później wróciłam do sypialni. Byłam szczęśliwa, że nie wylałam na nią nawet jednej łzy. Jeśli myślała, że się złamię to grubo się myliła.
O dziwo Conall'a nie było w pokoju.
Miałam delikatne wyrzuty sumienia, że tak na niego naskoczyłam i chciałam go przeprosić, ale nie wiedziałam, gdzie mógł pójść.
Westchnęłam i siadając na łóżku postanowiłam na niego zaczekać.
W między czasie skompletowałam sobie ubranie na jutro i pościeliłam nam łóżka.
Nie wiem ile zajęło mi to czasu, ale chłopak wrócił chwilę później.
-O widzę, że nie próżnowałaś. - Powiedział, wciągając do środka wózek.
Wstałam.
-Co robisz?
-Chciałem zabrać cię na kolację, ale skoro nie wyszło... - Zamknął drzwi. - To kolacja przyjechała do ciebie.
Gapiłam się na niego.
-Pozwolili ci to wziąć!?
Zaśmiał się.
-Trochę to zajęło, zanim przekupiłem kucharza, ale oto jest!
Zakryłam ręką usta.
-Przekupiłeś go?
Pokiwał głową.
-Nie zapominaj, że znam go od dziecka.
Rozejrzałam się.
-Zjemy na tarasie?
-Jasne. - Uśmiechnął się i wyjął z wazonu bukiet czerwonych róż.
-Proszę, to dla ciebie.
Uśmiechnęłam się.
-Czy to randka?
-Oczywiście. - Zażartował. - Też przebiorę się w piżamę, a swoją drogą... - Złapał mnie za rękę i pociągnął na środek pokoju, okręcając dwa razy. Poczułam, jak robię się czerwona. Jego wzrok prześlizgnął się chyba po każdym kawałku mojego ciała. - Świetna koszula.
Przygryzłam wargę.
-Nie wiedziałam, że będziemy mieli ten sam pokój. - Wyznałam, przyglądając się mojej fioletowej, odrobinę prześwitującej i strasznie krótkiej koszuli nocnej. - Jeśli jest zbyt... - Przez moment szukałam w głowie odpowiedniego słowa. - Skąpa, to zaraz się w coś przebiorę.
Przewrócił oczami.
-Nie bądź nie mądra. To raj dla oczu! - Zamyślił się. - Hej, a teraz też masz na sobie taką fikuśną bieliznę? Widzę, jakieś falbanki!
Całkowicie czerwona, obróciłam się w tył z zamiarem przebrania się. Jezu, ale wstyd! Dlaczego wcześniej nie zwróciłam uwagi na to, co zakładam!?
-Dokąd to!? - Zapytał, łapiąc mnie za nadgarstek.
-Przebrać się. - Wymamrotałam, ale on miał inne plany.
-Nie ma mowy! - Zawołał i przyciągnął mnie do siebie, zamykając w silnych ramionach.
Westchnęłam i zaciągając się jego zapachem, schowałam twarz w jego piersi.
Pogłaskał mnie po plecach.
-W porządku? - Wymruczał gdzieś przy moim uchu sprawiając, że zalała mnie fala pożądania.
Pokiwałam głową, nie bardzo wiedząc czy będę w stanie cokolwiek powiedzieć, zaraz jednak coś przyszło mi na myśl i zaciekawiona, odchyliłam głowę.
-Conall?
-Tak? - Patrzył się na moje usta.
-Dlaczego twoja mama była taka przerażona, kiedy moja zaczęła mną szarpać?
Wzruszył ramionami, ale przeniósł wzrok na moje oczy i wyraźnie widziałam, że się spiął.
-Hej, co jest? - Wyciągnęłam dłoń i ujęłam go za brodę tak, jak on to robił, kiedy czasem nie chciałam mu czegoś wyznać.
Zacisnął wargi.
-Moją siostrę bił chłopak. - Wymamrotał tak cicho, że ledwo słyszałam, co mówi. - Nienawidzę, kiedy ktoś robi krzywdę drugiej osobie.
Byłam zaszokowana.
-Masz siostrę?
Pokiwał głową i chyba musiałam mieć wypisane na twarzy pytania, bo przewrócił oczami.
-Mam, mam, ale to dłuższa historia. Jest ode mnie starsza o cztery lata.
-Też kiedyś chciałam mieć rodzeństwo, ale moja matka nie chciała o tym słyszeć.
Skrzywił się.
-Jakoś mnie to nie dziwi.
Przygryzłam wargę.
-Co zrobiłeś temu chłopakowi, który... - Urwałam, domyślając się, że ta sprawa musiała mieć drugie dno.
Wzruszył ramionami.
-A jak myślisz? - Zapytał, ale nie był zły. - To było dwa lata temu. - Mruknął. - Nadal mam wyrok w zawieszeniu.
Otworzyłam szeroko usta.
-Jezu, Conall!
Zaśmiał się.
-Przecież go nie zabiłem!
Żartował sobie, ale wyraźnie widziałam, jak to na niego wpływa. Już rozumiałam czemu tak się wściekł, kiedy wspomniałam mu o Gawinie.
Spróbowałam zmienić temat.
-To, jak? Mam się przebrać?
Zamrugał, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
-Chyba zwariowałaś! - Krzyknął. - Chcesz mnie pozbawić takiego widoku? Skoro nie mogę cię dotknąć, daj mi chociaż popatrzeć!
-Dotykasz mnie. - Szepnęłam, wstrzymując oddech.
Nagle atmosfera uległa totalnej zmianie. Bez ostrzeżenia staliśmy się kulą pożądania. Gorąco uderzało mi do głowy, zresztą on wyglądał nie lepiej.
Rozpalone spojrzenie wlepił w moje dłonie, leżące na jego piersi.
-Wiem. - Wychrypiał. - Ale nie tak, jak bym chciał cię dotykać.
Moje ciało przeszedł silny dreszcz i zrozumiałam, że ja też chciałabym dotykać go w inny sposób. Chciałabym zrzucić z niego te ciuchy i ...
Moje myśli zgubiły się gdzieś w połowie drogi, ponieważ chłopak przejechał palcem po moich plecach.
Wygięłam się w łuk, przywierając do niego całym ciałem i czując, jak jego wzwód wbija mi się w biodro, zachłysnęłam się powietrzem.
-Jesteś taka piękna. - Wymruczał, nurkując twarzą w moich włosach.
-Czy... czy to jest pra-prawdziwie? - Wyjąkałam, przenosząc dłonie na jego ramiona.
Spojrzał na mnie.
-Wszystko, co robimy, kiedy jesteśmy sami jest prawdziwe. - Zapewnił.
Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi.
Pokiwałam głową i nie zważając na nic, pozwoliłam mu się pocałować.
Jeśli wcześniej myślałam, że jestem podniecona, myliłam się.
Pocałunek był, jak wybuch bomby! Jak eksplozja.
Całowaliśmy się tak, jak jeszcze nigdy. Nie, żebyśmy robili to wcześniej wiele razy, ale włożyliśmy w to wszystkie emocje dzisiejszego dnia.
I chociaż chciałam być w porządku wobec Gawina, szczerze mówiąc gdyby, ktoś nie zapukał do drzwi, nie wiem, jak daleko byśmy się posunęli.
______________________
Wybaczcie, że rozdział taki... Kapusta z grochem, i że tak późno, i że się jakoś nie klei, ale jeszcze żyje meczem i nie jestem w stanie lepiej go napisać, a wcześniej pisałam go na biegu u oo. Przepraszam, naprawdę.
Margaret dalej sieje swój jad. Co ta córka jej zrobiła?
Oww, a Conall... Conall to Conall!
Miłego wieczoru ;* .
CZYTASZ
Aż Do Śmierci ✔
Roman d'amourZmarszczyłam brwi. -Właściwie to był chyba remis. - Powiedziałam. - Jak na piłkarza jest cholernie dobrym koszykarzem. Cam wybuchnęła śmiechem. -Więc, jeśli dobrze rozumiem... Grałaś z nim w piżamie. - Wyliczała na palcach. - W środku nocy w kosz...