Stanęłam przed lustrem i przyjrzałam się jeszcze raz kupionej, koktajlowej sukience. Miała kremowy kolor, sięgała do połowy ud, a jej cieniutkie ramiączka, sprawiały, że czułam się komfortowo.
Zadowolona okręciłam się dwa razy wokół własnej osi.
Wyglądałam dość... Fajnie.
Na koniec poprawiłam makijaż i potraktowałam delikatnie włosy lokówką. Chwilę później usłyszałam dźwięk dzwonka.
Zabrałam z łóżka torebkę i wyszłam z pokoju.
Schodząc, zauważyłam, jak matka kieruje się w stronę drzwi.
Nie odzywała się do mnie, ale to, nie przeszkadzało jej w dalszym udawaniu przed wszystkimi i samą sobą -- idealnej matki.
Stając u dołu schodów, spojrzałam na moją przyjaciółkę i nie mogąc się powstrzymać, posłałam jej szeroki uśmiech.
Wyglądała świetnie.
Granatowa sukienka opinała seksownie jej ciało, niczym druga skóra.
-I jak? - Zapytała, okręcając się kilka razy.
Moim oczom ukazały się całkowicie gołe plecy dziewczyny.
-Jeśli nie będziesz wyglądała dziś najlepiej ze wszystkich, to się zastrzelę.
Zaśmiała się.
-Mam tylko nadzieję... - Przerwała nam moja matka - ...że twoi rodzice, nie będą mieli nic przeciwko, nocującej u ciebie Lany.
-Niech się Pani nie martwi! Wszystko jest ugadane. - Zapewniła.
-To dobrze. - Odpowiedziała kobieta. - To miło, że Conall zaprosił was do kina. - Wciąż mówiła do mojej przyjaciółki. - Nie rozumiem tylko dlaczego razem. Nie chciał iść z nią sam?
Czułam, jak robię się czerwona ze złości.
Czy mówiłam już wam, jak bardzo, miałam czasem ochotę jej przyłożyć?
Na szczęście, zanim rozpętała się awantura, ojciec stanął za matką i kładąc jej na ramionach dłonie, szepnął coś do ucha.
Strzepnęła jego ręce.
Na pomoc przyszła nam Cam.
-Wie Pani - Zaczęła kłamiąc, jak z nut. - Conall będzie z kolegą.
W oczach mojej matki pojawił się błysk.
-Margaret daj już im spokój. - Powiedział tato, wzdychając. .
-Wiem, co mam robić. - Warknęła, wycofując się w tył.
Widocznie na niego też się obraziła.
-Tylko nie opychajcie się tym paskudnym, kinowym popcornem. - Rozkazała i nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem, udała się do salonu.
Przewróciłam oczami.
Czy to nie ja powinnam być obrażona?
-Bawcie się dobrze. - Mruknął tato, a ja widząc jego zbolałą minę (po tym, jak wczoraj w nocy stanął w mojej obronie, matka musiała urządzić mu piekło) odrobinę zmiękłam i posłałam mu, coś na kształt uśmiechu.
-Dzięki.
Wyszliśmy przed dom.
Ruszając chodnikiem, Cam obejrzała się na mój dom.
-O co jej u licha chodzi? - Zapytała. - Przecież kinowy popcorn jest najlepszy.
Pokręciłam głową.
-Nie próbuj tego zrozumieć, bo dostaniesz migreny.
-Masz rację. - Przyznała.
-Twoja siostra będzie nas kryła?
-Tak, ale wiesz, szkoda, że nie mogłaś im powiedzieć, gdzie naprawdę idziesz. Oszaleliby z radości.
Przewróciłam oczami.
-Po pierwsze oni już i tak są zbyt szaleni, więcej bym nie zniosła, a po drugie, nie chciałam go wydać. Jego rodzice nic nie wiedzą.
Zmarszczyła brwi.
-Więc właściwie będziemy tam, tak trochę nielegalnie?
Wzruszyłam ramionami.
-Można to, tak nazwać.
-Ale jazda! - Zawołała podskakując, co w tej sukience i szpilkach wyglądało przekomicznie. - Lana Donovan wreszcie się rozkręca!
Uderzyłam w jej ramię, po czym śmiejąc się, przepuściłam ją w furtce.
Samochód Shawna stał już przy chodniku.
Uśmiechnęłam się.
Chłopcy zgodzili się podrzucić nas na imprezę.
Kiedy podeszłyśmy bliżej, Derek opuścił szybę i przyjrzał się nam uważniej.
-Piękne Panie, szukacie podwózki?
Rozbawiona, otworzyłam drzwi i wskoczyłam na tył, a Cam wsiadła zaraz za mną.
-Ale wy macie szczęście! - Zawołał Shawn, przyglądając się nam w lusterku. - Też poszedłbym chętnie na taką imprezkę. Mówiłem, że baby to mają dobrze.
Położyłam mu dłoń na ramieniu.
-Gdyby to była moja impreza, na pewno bym cię zaprosiła. - Zapewniłam.
Ruszyliśmy.
Derek obrócił się w naszą stronę.
-W takim razie, jak już wyjdziesz za niego i będziecie urządzali zabawy w stylu ich grupy majątkowej, będziemy czuć się zaproszeni.
Osłupiałam.
Ciągle nie przywykłam do myśli, że moim przyjaciele biorą nasz ślub za pewnik.
Oczywiście Cam, jak zawsze przyszła mi na ratunek. Była wspaniała. Zawsze wiedziała, kiedy się odezwać.
-Nie wiadomo czy Lana będzie chciała się, wtedy z tobą zadawać. - Powiedziała żartując sobie. - Człowieku, spójrz na swoje spodnie!
-Mówiłem! - Zawołał Shawn.
-Odpieprzcie się od nich. - Warknął, ale zaraz oboje zaczęli się śmiać.
Babcia Dereka na oglądała się za dużo MTV i chcąc być na czasie, kupiła naszemu koledze na urodziny spodnie. Dokładniej; czarne rurki.
Nie wiem, co strzeliło jej do głowy, bo chłopak na co dzień miał naprawdę luźny styl, ale co poradzić? Kobiecina chciała dobrze, a on nie chcąc jej urazić, chodził w nich już drugi dzień.
Wyjrzałam przez szybę patrząc, na uciekający za nią świat i o dziwo, dopiero teraz dotarło do mnie, że im bliżej byliśmy, tym większą miałam tremę.
Shawn prowadził, skupiając się na drodze, a Camilia i Derek śpiewali piosenki lecące w radiu.
Droga minęła szybko i kiedy, jakiś czas później, wysiadłam z samochodu, miałam wrażenie, że za chwilę zwymiotuję.
Cam pomachała do odjeżdżających chłopaków, ale ja nie byłam w stanie się odwrócić.
Z przerażeniem patrzyłam w stronę rozświetlonego domu.
Ciemnowłosa wzięła mnie za rękę. Wolną dłoń przyłożyłam do brzucha.
-Chyba nie dam rady. - Jęknęłam, czując skurcz w żołądku.
-Oj. - Bąknęła. - Jeśli ci niedobrze, to lepiej idź teraz w krzaki. - Doradziła, patrząc na mnie ze współczuciem.
-To chyba nie jest zły pomysł.
-Czym się tak stresujesz? - Zapytała. - Przecież Conall jest w porządku.
Wzięłam głęboki oddech.
-Nie jestem pewna czy umiem tak dobrze grać. - Przyznałam. - Co, jeśli wydam się im sztuczna i tego nie kupią?
Dziewczyna cmoknęła niezadowolona.
-Kochanie, nie możesz się tak nakręcać. Myśl pozytywnie. - Pogłaskała mnie po plecach. - Dasz radę. Poza tym jestem pewna, że, jeśli ktoś będzie miał wątpliwości, to twój przystojniak je utnie. Wygląda mi na gościa, który dobrze wie, co robi.
Pokiwałam głową, biorąc kilka głębszych wdechów.
-Chyba masz rację.
Uśmiechnęła się.
-Zawsze mam.
Chciałam powiedzieć jej, jak bardzo cieszę się, że ze mną tu przyszła, ale nie zdążyłam.
Nasze sylwetki zalała fala światła, z nadjeżdżających samochodów.
Zmrużyłam oczy, przyglądając się, jak hamują. Z dwóch czarnych mercedesów leciała głośna muzyka. Przez dach ostatniego wyglądały dwie dziewczyny, śpiewając jakąś nieznaną mi piosenkę.
Z okna żółtego cabrio wychyliła się tleniona blondyna, taksując nas wzrokiem. Miała na sobie czerwoną sukienkę i szczerze mówiąc, wyglądała na wredną.
Nie pytajcie skąd to wiem. Po prostu czasem takie rzeczy się czuje.
Przez moment przyglądała się naszej dwójce ze zdziwieniem, ale zaraz posłała nam uśmiech pełen wyższości.
Mówiłam? W-r-e-d-n-a.
-Dzwońcie, żeby otworzył! - Rzuciła.
Wzruszyłam ramionami i obróciłam się w stronę furtki.
Cam spojrzała na domofon, pełen guzików.
-Zielony? - Zapytałam, a ona podeszła bliżej i nacisnęła guzik.
Chwilę później usłyszałam głos Conall'a.
-Tak?
Odchrząknęłam.
-Cześć, mógłbyś otworzyć bramę?
-Lana? - Zapytał uradowany. - Jasne, wchodźcie!
Usłyszałam skrzypnięcie, a potem zobaczyłam, jak brama zaczyna się powoli rozsuwać.
Samochody ruszyły do środka. Mijając nas, chłopak z mercedesa zagwizdał, a jego kolega zaczął się śmiać.
Spojrzałam na przyjaciółkę.
-Dasz radę. - Zapewniła, biorąc mnie pod ramię i ciągnąc w stronę domu, jednak chwilę później stanęła, jak wryta.
Spojrzałam na nią zdziwiona.
-O ja pieprze! - Wyszeptała, rozglądając się po zadbanym podwórku. - Chata marzeń, aż szkoda, że nie chcesz za niego wyjść!
Przewróciłam oczami i zdzieliłam ją w głowę.
-No co!? - Zaśmiała się.
Podeszłyśmy bliżej.
Przybyłe osoby wysiadały z samochodów i witały się między sobą, głośno rozmawiając.
Przyglądałyśmy się im tylko, bo przecież nikogo nie znałyśmy.
Ktoś za nami zatrąbił, a kiedy się obejrzałam zobaczyłam, jak kolejne dwa samochody wjeżdżają na posesję.
Chwilę później otworzyły się drzwi wejściowe i stanął w nich Conall. Uśmiechał się od ucha do ucha, a tleniona blondyna niemal od razu, rzuciła się w jego stronę.
Jej czerwona sukienka ledwo zakrywała tyłek.
Zerknęłam na własną kreację i doszłam do wniosku, że przy niej wyglądałam, jak zakonnica.
I szczere mówiąc, czułam się z tym dobrze.
Nie słyszałam, co do niego mówi, ale chłopak nie wyglądał na zainteresowanego. Przywitał się z nią i rozglądając dookoła, wreszcie spojrzał w moją stronę.
Następnie zostawiając ją na schodach, ruszył w naszą stronę.
Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. I jeśli wcześniej byłam zestresowana, jakimś cudem jego widok, wymazał z mojego umysłu wszystkie obawy.
Cam westchnęła, pochylając się do mojego ucha.
-Wygląda zabójczo w tej koszuli.
Pokiwałam głową.
Miała rację.
Koszula w kratę była trafnym wyborem. Modna, a jednocześnie wygodna i na luzie. Idealna na domówkę. Jeansy zwisały mu apetycznie z bioder.
Podejrzewałam, że nawet w zwykłych szmatach, nadal wyglądałby dobrze.
Tak już po prostu było. Niektórzy grzeszyli urodą, a innym pozostawało, jedynie podziwianie ich.
-Witam Panie w moich skromnych progach! - Zawołał, uśmiechając się jeszcze szerzej, a mnie zalała fala ciepła.
Ten uśmiech!
Na litość.
Skłoniłam się, a zdziwiona Cam poszła w moje ślady. Chłopak, jak zawsze widząc to, skrzywił się i niemal od razu złapał moją dłoń.
Tym razem nie byłam zaskoczona, kiedy pochylił się i pocałował mnie w policzek.
Owiał mnie przyjemny zapach męskich perfum.
-Nie rób tego. - Poprosił. - Dziś jesteśmy równi.
-Czyżbyś potrafił zniżyć się do naszego poziomu? - Zażartowałam.
W jego zielonych oczach zamigotał psotny błysk.
-Czy to wyzwanie?
Uśmiechnęłam się.
-Być może.
-Dla ciebie wszystko. - Rzucił rozbawiony, przenosząc wzrok na Cam. - Fajnie, że przyszłaś z Laną.
-Hej. - Uścisnęła mu dłoń. - Fajna chata.
Obrócił się w stronę domu.
-Dzięki.
Następnie dał nam znać, żebyśmy poszły za nim.
Cam od razu wykorzystała sytuację i pochyliła się do mojego ucha szepcząc, jak nakręcona.
-Ma na ciebie zbawienny wpływ, od razu się rozluźniłaś. - Próbowałam ją uciszyć, ale nic z tego. - Czy mi się wydaje, czy wy ze sobą przed chwilą flirtowaliście? Hej! Też to widzisz? Ale ma apetyczny tyłek w tych spodniach!
Mimowolnie spojrzałam na jego pośladki.
Cholera.
Przełknęłam ślinę.
-Cam! - Syknęłam. - Uspokój się!
Idąc, zauważyłam, jak osoby przy wejściu, gapią się w naszą stronę wzrokiem pełnym ciekawości. Nikt jednak się nie odezwał.
Weszłyśmy za Conall'em do ogromnego holu i zupełnie, jak poprzednim razem, zachwycił mnie jego wygląd.
Przytulnie zaprojektowany sprawiał, że człowiek czuł się, jak u siebie.
Czerwony dywan ciągnął się, aż do sali, gdzie zaledwie dzień wcześniej jedliśmy kolację z jego rodzinom.
Niestety, nie miałam okazji przyjrzeć się bliżej, wiszącym na ścianie portretom. Poprzednio byłam zbyt zestresowana, żeby się im przyglądać, a dziś wszystkie bez wyjątku, zostały zasłonięte.
Po korytarzu kręcili się goście i służący. Zaniepokojona zerknęłam na Conall'a, ale zdawał się nie przejmować ich obecnością.
Czyżby go kryli przed rodzicami?
Cam podekscytowana ciągle coś trajkotała przy moim uchu.
-Zaraz przekonamy się, jak w ich mniemaniu wygląda domówka. Myślisz, że podadzą krewetki? - Zażartowała, ale przekraczając próg jadalni, obie szybko przekonałyśmy się, jak bardzo trafiła w sedno.
Złączone ze sobą trzy stoły, nakryte były białym obrusem. Na środku stał wazon z kwiatami, a półmiski i talerze z jedzeniem prezentowały ładnie wyglądające dania. Od ostryg, przez sałatki, aż po małe kolorowe kanapeczki.
Goście zaczynali zajmować miejsca, a wesoły gwar rozmów nosił się dookoła, mieszając z cicho puszczoną muzyką, ze stojącej w kącie wieży stereo.
-O rany. - Mruknęła Cam, rozpływając się.
Odwróciłam się do Conall'a, ale w tym samym czasie, ktoś go zawołał i pognał w jego stronę, przywitać nowo przybyłych.
Osoby przy stole patrzyły na nas, ani trochę się nie krępując, więc ja również pozwoliłam sobie, przyjrzeć się im uważniej.
Z zadowoleniem zauważyłam, że wszystkie dziewczyny miały na sobie sukienki w podobnym stylu, co nasze. Od delikatnych kolorów, aż po krwiste czerwienie.
Musiałam potem podziękować Cam. Wykonała kawał dobrej roboty, przeglądając ich zdjęcia z domówek.
Niespodziewanie, mój wzrok trafił na kogoś znajomego. Niska blondynka, która pomogła mi znaleźć Conall'a, kiedy umówiłam się z nim w Madox, machała właśnie w naszą stronę.
Moja przyjaciółka zerknęła na nią ze zdziwieniem.
-Znasz ją?
-Tak jakby. - Odpowiedziałam i łapiąc ją za dłoń, ruszyłam do dziewczyny.
Wstała niemal natychmiast i zupełnie tak, jakbyśmy znały się od wielu lat, rzuciła się na moją szyję.
-Zastanawiałam się czy przyjdziesz. - Zaczęła, odsuwając się. - Przepraszam, że poprzednio się nie przedstawiłam. - Wyciągnęła w moją stronę dłoń, więc ją uścisnęłam. - Jestem Elena, ale wszyscy wołają do mnie Ella.
-Albo kujonka. - Zawołał ktoś za mną, ale na niej nie zrobiło to wrażenia.
-Spokojnie, przyzwyczaiłam się. - Machnęła lekceważąco dłonią. - Jestem najlepszą uczennicą w szkole. Nie, żebym się chwaliła, ale...
Cam chrząknęła, przerywając jej w połowie zdania.
-Ja jestem Camilia, a to jest Lana. - Przedstawiła nas. - Nam też jest milo poznać. Wiesz może, gdzie powinnyśmy usiąść?
Milknąc, rozejrzała się dookoła.
-Chyba możecie usiąść obok... - Urwała, a ja chwilę później poczułam, jak ktoś obejmuje mnie w pasie ramieniem i przyciąga do siebie.
Poczułam ostry, drażniący nos zapach perfum.
Spróbowałam się wyrwać, ale chyba zostałam źle zrozumiana, bo osobnik za mną, obrócił mnie w swoją stronę.
Zirytowana jego zachowaniem uniosłam do góry głowę i rzuciłam mu pytające spojrzenie.
Był to jeden z chłopaków grających przeciwko nam w kosza. Pamiętam, że puszczał mi na boisku, co chwilę oczko.
-Cześć. - Uśmiechnął się, ani trochę niezrażony moją niechęcią.
-Hej. - Mruknęłam, cofając się.
-Możesz usiąść koło mnie. - Zaproponował i znów spróbował przyciągnąć mnie do siebie.
Odtrąciłam jego rękę.
-Chyba powinna usiąść obok Conall'a. - Zauważyła cicho Ella, odrobinę onieśmielona szatynem.
-Dokładnie. - Warknęłam Cam, obrzucając jego rękę wściekłym spojrzeniem.
-Jak chcesz to koło niego usiądź, mała. I pozwól koleżance zdecydować samej. - Powiedział, nawet na nią nie patrząc. Wlepiał za to wzrok w moje piersi.
-Koleś odczep się. - Jej głos był coraz ostrzejszy. - Mały to może być, co najwyżej twój przyjaciel w spodniach, sądząc po tym, jak prosisz się o uwagę.
Zachichotałam, widząc jego zdziwioną minę, a potem pokiwałam głową, pokazując, że się z nią zgadzam.
Ella gapiła się na Cam, szeroko otwierając oczy.
-Nie jestem zainteresowana. - Powiedziałam, dając mu jasno do zrozumienia, żeby sobie poszedł, ale widocznie nie rozumiał słowa nie, bo znów podszedł bliżej, próbując mnie dotknąć.
Co za kretyn.
Zacisnęłam dłonie w pięści. Nie chciałam robić awantury, ale jeśli mnie dotknie, to...
I właśnie wtedy go zobaczyłam.
Patrzył w naszą stronę, a wściekłość w jego pięknych, zielonych oczach nie wyrażała niczego dobrego. Wyraźnie nie lubił stojącego przede mną osobnika.
Szatyn pochylił się do mojego ucha.
-Ładnie pachniesz, Kwiatuszku.
To przelało czarę. Kątem oka zauważyłam, jak wkurzony Conall rusza w naszą stronę.
Cholera.
Nie chciałam, żeby się z kimś bił, a jego zaciśnięte pięści sugerowały, że zaraz komuś przywali. Nawet wiedziałam komu.
Odepchnęłam od siebie chłopaka.
-Nie jestem twoim kwiatuszkiem. - Wysyczałam i rzuciłam się, zatrzymać zielonookiego.
Spotkaliśmy się w połowie drogi.
Chciał mnie wyminąć, wciąż wlepiając wzrok w szatyna, ale mu na to nie pozwoliłam.
Rzucając się w jego ramiona, oparłam dłonie na jego klatce piersiowej.
-Nie warto. - Wyszeptałam, ściskając kołnierzyk koszuli.
-Narzucał ci się? - Zapytał, a ja poczułam, jak miękną mi nogi. Jeśli jego głos w normalnym stanie brzmiał pociągająco, to wkurzony wydawał się jeszcze seksowniejszy.
-Poradziłam sobie.
Wreszcie na mnie spojrzał.
-Naprawdę. - Zapewniłam. - Wszystko jest w porządku.
Bezwiednie odgarnął mi włosy za ramię.
-Przepraszam, ale to dupek. - Powiedział już odrobinę spokojniej. - Za każdym razem, jak go widzę, to mam ochotę... - Zobaczyłam, jak żyła na jego szyi pulsuje ze złości.
Zmarszczyłam brwi.
-Więc, co tu robi?
Skrzywił się.
-Przyszedł. jako osobno towarzysząca jednej z dziewczyn.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową i dopiero wtedy, dotarło do mnie, że nadal stoję w jego ramionach.
Chciałam się cofnąć, ale nie pozwolił mi na to. Zerknęłam na niego pytająco.
Zmrużył oczy i pochylając się w stronę mojego ucha, wyszeptał niebezpiecznie niskim głosem.
-Poza tym jest coś jeszcze, co powinnaś o mnie wiedzieć.
Czując na sobie jego oddech, wciągnęłam głośno powietrze.
-To znaczy? -- Zapytałam, ze ściśniętym gardłem.
-Ja nie lubię się dzielić. - Powiedział, patrząc prosto w moje oczy. - Niczym.
Serce waliło mi tak mocno, jakby chciało wyskoczyć z piersi.
Zamrugałam, gapiąc się na niego, póki nie posłał mi szerokiego uśmiechu. Wtedy, jakby ktoś mnie uszczypnął, odsunęłam się w tył. Tym razem na to pozwolił.
Uformowałam na ustach coś na kształt uśmiechu i czując, jak zalewa mnie fala ciepła, odszukałam wzrokiem Cam.
Gapiła się na mnie z szeroko otwartymi ustami. Zresztą, nie tylko ona. Patrzyli na nas chyba wszyscy obecni na imprezie.
Skrępowana, spojrzałam na Conall'a.
Wzruszył ramionami.
-Niech się gapią, o to chyba chodzi?
Uśmiechnęłam się.
-Jeszcze nie zaczęliśmy udawać, a już jesteśmy pod ostrzałem.
Zaśmiał się.
-Widocznie widownia nas kocha. Usiądziecie obok mnie?
-Jasne. - Ucieszyłam się. - I tak nikogo więcej nie znamy.
-No to super. - Powiedział i łapiąc mnie za dłoń, pociągnął w stronę stołu. Nie byłam pewna czy to, że trzyma mnie za dłoń było udawaniem, czy nie, ale dyskretnie masując kciukiem wnętrze mojej dłoni sprawiał, że przez całe moje ciało przechodziły przyjemne dreszcze.
Jak przystało na dżentelmena, odsunął dla mnie krzesło, a kiedy usiadłam, przysunął mnie do stołu i sam poszedł zająć miejsce u szczytu stołu.
Cam usiadła po mojej lewej stronie.
Uniosłam do góry głowę i dopiero teraz zauważyłam blondynę w czerwonej sukience. Siedziała po drugiej stronie stołu i Conall'a.
Widząc, że się na nią patrzę uniosła pytająco brew.
Zamrugałam i odwróciłam się w stronę Cam.
-Musi być dla niego kimś ważnym. - Zauważyłam cicho.
-Wyraźnie próbuje go poderwać. I ma cię za zagrożenie. - Szepnęła. - Widziałam, jak na was patrzyła.
-To znaczy?
Przewróciła oczami.
-Czasami wydajesz się taka zielona! - Zażartowała. - No wiesz, jakby chciała cię zabić, a potem jeszcze spalić, tak dla pewności. Zresztą, wcale się jej nie dziwię. - Ciągnęła szeptem. - Pokaz, jaki przed chwilą daliście, nie wyglądał na ani trochę udawany.
Przygryzłam wargę.
-I nie był. - Przyznałam. - On naprawdę nie lubi tego kolesia.
-Albo naprawdę kocha ciebie i jest cholernie zazdrosny. - Podsunęła.
Przewróciłam oczami.
-Nie wygłupiaj się. Znasz sytuację.
-Och, tak. - Zgodziła się. - Znam jej pierwotne założenie, tylko nie jestem pewna, czy wy o nim pamiętacie.
-Gadasz głupoty.
-Czyżby? - Uniosła brwi, a potem nagle zmieniła temat. - Myślisz, że będziemy tylko siedzieć i jeść?
-Co? - Jęknęłam, przerażona. - Oby nie!
Poczułam na ramieniu czyjąś dłoń, ale od razu rozpoznałam do kogo należy, więc odwróciłam się z uśmiechem w stronę zielonookiego.
Zagadana, nawet nie zauważyłam, kiedy wstał.
-Baz obaw. - Zamruczał, pochylając się w moją stronę. - Jak tylko zmyje się służba, zaczniemy zabawę.
______________________
Nie było rozdziału trochę długo, więc zaszalałam z jego długością! Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca i Was nie zanudziłam.
Jak myślcie, kim dla Conall'a jest tleniona blondyna?
I czy Cam ma rację? Czy oboje zapominają, że mieli udawać tylko parę, a nie się nią stawać?
A może ich relacja zmierza w stronę przyjaźni?
I co z Gawinem? Czy się pogodzą?
CZYTASZ
Aż Do Śmierci ✔
RomanceZmarszczyłam brwi. -Właściwie to był chyba remis. - Powiedziałam. - Jak na piłkarza jest cholernie dobrym koszykarzem. Cam wybuchnęła śmiechem. -Więc, jeśli dobrze rozumiem... Grałaś z nim w piżamie. - Wyliczała na palcach. - W środku nocy w kosz...