7

23.7K 884 331
                                    

- Zwariowałaś?! - jego przerażenie było tak zabawne, że nie mogłam się powstrzymać od delikatnego śmiechu. Widok osoby, której się nienawidziło, w pełnym strachu było cudowne. - Dlaczego się śmiejesz? Zniszczysz mnie. Nie pozwolę na to, abyś mogła ze mną tak pogrywać. Będziesz tego żałowała do końca swojego pieprzonego, żałosnego życia.

- On tutaj nie przyjeżdża, aby dowiedzieć się o naszym małym sekreciku. - odpowiedziałam spokojnym głosem, co zbiło go z tropu. - Zrobiło mu się mnie żal i postanowił przyjechać, aby mnie pocieszyć.

- Może niedługo to ja będę mógł cię szantażować. - nagle jego nastrój zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Po lęku nie było ani śladu. Zastąpił go bezczelny uśmieszek i iskierki w oczach. Aż tak podniecała go myśl, że mogłabym mieć romans z Jackiem? Bogaci ludzie, to jednak chorzy ludzie.

- Jesteś żenujący i odrażający. Myśl, że mogłabym zachować się jak ty, jest ohydna. - i w ten sposób wywołałam u niego gniew. 

- Jeszcze jedno słowo...

- To co? Pobijesz mnie? Wyrzucisz z pracy? Pozbawisz domu, rodziny i pieniędzy? Nie mam żadnej z tych rzeczy, więc jesteś na przegranej pozycji. - zostawiłam go zaskoczonego i poszłam na górę, zapominając, że miałam wziąć sobie tabletkę na ból głowy.

Czekałam może z czterdzieści minut, gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Szczęśliwa ruszyłam ku nim. Zeszłam na dół, lecz wyprzedził mnie Styles. 

- Błagam cię... - złapał moje nadgarstki i mocno przygwoździł je do ściany. - ... zrobię wszystko, ale nic mu nie mów. - posłałam mu lekki uśmiech i wyrwałam się z jego silnych ramion. Odetchnęłam i spojrzałam przez ramię na jego sztywną postawę, następnie otworzyłam drzwi, gdzie stał elegancki Jack.

- Cześć, Jack. - wpuściłam go do środka, a panowie przywitali się uściskiem. Cóż za żałosna sytuacja. - W takim razie myślę, że mogę cię zaprosić do mojego pokoju skoro jesteś moim gościem...

- Nie ma takiej potrzeby...

- Indie ma rację. Jestem jej gościem, a nie twoim Harry. - Kerry mnie poparł i ruszył schodami do góry.

- Zrobię coś do jedzenia! - krzyknęłam i przeszłam korytarzem do kuchni.

- Co ty robisz?! - mimo, że miał zniżony ton głosu, to łatwo było wyczuć jego zdenerwowanie i agresywny stosunek.

- O co ci chodzi?

- Dlaczego nie możecie być tutaj w salonie?

- Ponieważ nie chcemy spędzać czasu w twoim towarzystwie. - wzruszyłam ramionami i wzięłam przekąski w obie dłonie. Wyminęłam go i postanowiłam jak najszybciej iść do swojego pokoju.

- Mam nadzieję, że lubisz chrupki serowe i frytki z majonezem. W tym domu nic nie ma szczególnego do jedzenia. - zaśmiał się i pokiwał głową. Odłożyłam wszystko na stolik i usiadłam na łóżku obok niego. 

- Jak się trzymasz? Widzę, że nie macie najlepszych relacji...

- A czy jest osoba, która ma jakiekolwiek pozytywne relacje z tym człowiekiem? - oprócz twojej narzeczonej.

- Nie mam pojęcia, tak szczerze. Nawet nie wiem czy jestem jego chociaż kolegą. Mimo, że znamy się tak długo. - chociaż jego głos wydawał się smutny, to usta wygięły się w delikatny uśmiech. Był tak uroczy z tej perspektywy, że żal jaki pokrył moje serce był nie do opisania.

- Nie przejmuj się. Myślę, że nie umie okazywać dobrych emocji i tyle. 

- Mogę ci zaufać? - czy kiedyś wspominałam, że byłam fatalna w interakcjach z ludźmi?

- Sądzę, że tak...

- Mój związek jest kompletną porażką. Kocham Mię, ale ostatnio mam z nią same problemy. - byłam kompletnie do dupy w poradach i w pocieszaniu, lecz starałam się łagodnie mu uświadomić, że chyba w każdym związku zdarzały się zloty i upadki. Rozmawialiśmy może z trzy godziny i naprawdę złapaliśmy wspólny język. Polubiłam go. Był jedynym dobrem w całej tej sytuacji.

W okolicach osiemnastej postanowił wrócić do domu, więc zebraliśmy się i zeszliśmy na dół. W salonie zastał nas widok pijanego Styles'a, który śmiał się do wyłączonego telewizora. Fajnie, też lubiłam się pośmiać, jednak zawsze wtedy oglądałam przynajmniej reklamy.

- Na pewno nie chcesz, abym został i ci pomógł?- wymownie spojrzał na bruneta, a ja jedynie machnęłam ręką. Pożegnałam się i podeszłam do Harry'ego.

- I co? Dumny jesteś?

- O co ci chodzi, kochanie? To ty masz teraz kontrolę nad wszystkim. - ledwo z tego bełkotu mogłam cokolwiek zrozumieć. - Jesteś teraz panią tego domu. Możesz robić, co chcesz...

- Nie o to mi chodzi. Chcę od ciebie jedynie trochę szacunku, którego nie umiesz okazać nikomu...

- Może mnie tego nie nauczyli? W sumie kto miał mnie tego nauczyć...

- Nie opowiadaj mi o swoich problemach. Nie jestem w tym dobra.

- Czyżby? Z nim potrafiłaś godzinami gadać na ten temat...

- Podsłuchiwałeś?

- Tylko początek. Dlaczego ze mną nie możesz rozmawiać w ten sposób, co z nim?

- Jesteś zazdrosny? - usiadłam bokiem, by mieć lepszy widok na niego. Miał zaróżowione policzki, a lekki uśmiech ukazał jego dołeczki. Pierwszy raz mogłam stwierdzić, że był przystojny. Naprawdę przystojny.

- Nie, nigdy nie byłem o nikogo zazdrosny. Nigdy nie musiałem. Gdybym chciał, leżałabyś w moim łóżku i wrzeszczałabyś tak, że sąsiadka musiałaby się wyprowadzić. - zaśmiał się i wziął do ręki szklankę z whiskey.

- Chciałbyś mnie pieprzyć, czy odbierać mój poród? Cholera, co to był za tekst? Jesteś tak egoistycznym dupkiem, że nie da się tego pojąć. - warknęłam i wstałam z kanapy. Nie trwało to długo, ponieważ znowu pociągnął mnie na sofę. 

-  Postarajmy się żyć w zgodzie... 

- Najpierw przestań pić, bo to przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. - odstawiłam butelkę do szafki, a szklankę włożyłam do zmywarki.


- Harry, chrapiesz jak traktor! - krzyknęłam, szturchając jego ramię. Jego głos przedostał się przez dwie ściany i byłam zaskoczona, że mógł spać sam ze sobą. - Harry!

- Co?

- Chrapiesz!

- Jak bardzo ci to przeszkadza?

- Bardzo!

- Dobranoc w takim razie. - mruknął i ułożył głowę na poduszkę.

- Jesteś chamski, wredny, oziębły... - i znów zaczął chrapać. Nienawidziłam go, całym sercem. Wzięłam po cichu drugą puchatą poduszeczkę i mocno się zamachnęłam.

- Co ty robisz?! - nagle wstał na równe nogi i szybkim ruchem obalił mnie na swoje łóżko. - I co teraz?

- Błagam cię, przestań jechać ciągnikiem, bo nie mogę wytrzymać. - zaśmiał się i odrzucił pierz na bok. usiadł tuż przy mnie i spojrzał najpierw na dół, a potem na moją twarz.

- Nie mogę nic z tym zrobić, przykro mi.

- Jutro musimy jechać do sklepu, ponieważ nic nie ma w lodówce i przy okazji wstąpimy do apteki. Musi być coś na tę przeklętą dolegliwość. A teraz ustalmy jedno. Ja zasypiam pierwsza, aby nie słyszeć twojego chrapania.

- A skąd mam wiedzieć, kiedy zaśniesz?

- Potrafisz mnie podsłuchiwać, to podglądać również.

Chciałabym wiedzieć, co sądzicie o tym ff, dlatego proszę w miarę WSZYSTKICH o jakiś ładny komentarz! Może ktoś chce dedykację ^^

Buziaki, kochane i do następnego! xx


You Are Jealous || h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz