18

19.7K 747 422
                                    

- Masz koszule?

- Mam.

- Garnitur?

- Mam.

- A...

- Mam, mamo, przestań się tak zachowywać. - wywróciłam oczami i zaprzestałam sprawdzania jego walizki. Zostawiłam go samego, a potem udałam się do siebie, by sprawdzić czy wszystkie światła pogasiłam.

Harry miał dzisiaj wyjechać i upierał się, abym odprowadziła go na lotnisko. Nie miałam nic do stracenia, więc się zgodziłam. Zamknęłam drzwi i zeszłam na dół, żeby tam na niego poczekać. Byłam trochę spięta, ponieważ bałam się zostać sama, ale naprawdę tego potrzebowałam.


- Jesteś pewna, że sobie poradzisz? - to pytanie padało co minutę, a ja za każdym razem odpowiadałam, że tak. Miałam dwadzieścia lat, niedługo dwadzieścia jeden i mimo wszystko dam sobie radę. - Będziesz tęskniła? - zniżył ton głosu, lecz słyszałam rozbawienie w jego głosie. Z wrażenia, aż odwróciłam się w jego kierunku.

- Bardzo. Zwłaszcza za twoim chrapaniem. - mruknęłam, posyłając mu delikatny uśmiech. Nie zauważył go, gdyż musiał uważnie obserwować drogę.

W pewnym momencie utknęliśmy w dużym korku, który był spowodowany wypadkiem na skrzyżowaniu. Nowy Jork to była katorga pod względem komunikacji po mieście.

- Jeszcze się, kurwa, spóźnimy na samolot! - wrzasnął, uderzając w kierownicę.

- Uspokój się. Zdążymy. - starałam się go powstrzymać przed gniewem, aczkolwiek już chyba było za późno.

- Nieprawda! Kurwa mać! - był tak zły, nigdy go nie widziałam w takim stanie. Musiało mu bardzo zależeć na tym wyjeździe, ponieważ takiej złości się nie spodziewałam. Odsunęłam się bliżej szyby, gdyż nie wiedziałam czego mogę doświadczyć.

Minęła godzina, gdy nareszcie opuściliśmy korek. Harry złamał wtedy wszystkie możliwe przepisy, by być na czas na lotnisku. Miałam całe swoje życie przed oczami, kiedy tak pędził. Kurde, było aż tak nudne? No cóż.

- Harry!

- Louis! Gdzie są wszyscy?

- W korku stoją. - zachichotałam, a Styles praktycznie rozwalił rączkę od walizki. - A co to za piękna dama i czemu stoi z takim chamem, a nie ze mną?

- No tak, Indie Denis - moja asystentka, Louis Tomlinson - dyrektor główny firmy oraz mój pełnomocnik.

- Indie. - uśmiechnęłam się i podałam mu rękę, natomiast on wziął ją i pocałował. Czy wszyscy w jego firmie byli czarujący i przystojni. Nie to, abym od razu mu do łóżka szła, bo nie byłam tego typu osobą, ale podobał mi się. Dopiero teraz spostrzegłam, że Louisa kiedyś już spotkałam na swojej drodze. - Czy to nie ty zabrałeś mi telefon, żeby z nim porozmawiać? - wskazałam palcem na oddalonego od nas zielonookiego.

- Tak! To byłaś ty? Mogłem się przyjrzeć, to już bym znał od dawna taką ślicznotkę.

- Słaby tekst, ale miły. - mruknęłam, gdy brunet się do nas zbliżył.

- Kerry zaraz po ciebie przyjedzie, a George już idzie. Na pewno sobie poradzisz? - szeroko otworzyłam oczy i wyraźnie podkreślałam zirytowanie swoimi gestami dłoni.

- Daj mi spokój. Mam dwadzieścia lat!

- Uuu, ktoś tutaj jest niepełnoletni. - przybrałam chamski wyraz twarzy i pokazałam Tomlinsonowi środkowy palec.

- Idźcie już. - prawie szepnęłam, ponieważ przypomniało mi się, że wszyscy z nich mieli co najmniej dwadzieścia cztery lata. Byłam najmłodsza z nich wszystkich, dlatego pewnie czuli się o wiele pewniej niż ja.

- Indie! - odwróciłam się i spojrzałam jak Jack szedł w moim kierunku. Pomachałam mu, a ten automatycznie mi odmachał.

- Tylko spróbuj go jakoś pocieszać po zerwaniu z Mią...

- Ty mi to mówisz? - uniosłam brew, a on dobrze zdawał sobie sprawę z tego, co miałam na myśli. Oj, Styles, ja nadal pamiętam bzykanko na kanapie z Mią.

- Posłuchaj mnie uważnie, nie masz prawa z nim romansować. - warknął szeptem, łapiąc mnie za ramiona.

- A co? Jesteś zazdrosny? - moje kąciki ust od razu się uniosły. - O mój Boże, jesteś zazdrosny.

- Zamknij się. - miałam ochotę pisnąć jak małe dziecko. Nie dlatego, że się cieszyłam, że był zazdrosny, a dlatego, iż jakiś pierwiastek władzy z mojej strony istniał w tej relacji.


Pożegnaliśmy się z grupką biznesmenów i byliśmy już gotowi do wyjścia z budynku. Jack miał mnie odwieść do domu, a przy okazji wziąć papiery, które Styles mu przyszykował w swoim gabinecie.

- Chcesz coś zjeść? - zostałam mile zaskoczona propozycją od mężczyzny i chwilę potem zmieniliśmy drogę, by jak najszybciej dojechać do jakiejś restauracji.

W momencie, gdy byliśmy sami, bez Harry'ego, miałam okazję, żeby cała prawda o moim szefie i narzeczonej jego przyjaciela wyszła na jaw. Czy byłam tak okrutna? Nie, ale moje podłe myśli wybijały się w mojej głowie.

- Nie jestem pewien, co powinienem zrobić, Indie...

- Jack, nie jestem dobra w poradach związkowych. Nawet nigdy nie byłam w związku! - złapałam się za głowę, by wyraźnie pokazać swoje podejście do jego rozpadu związku.

- Wiem, ale...

- Słuchaj, nic ci nie doradzę. Nie umiem, a poza tym jeśli mam być szczera, to nie interesuje mnie twój związek. - trzasnęłam drzwiami od samochodu i wręcz pobiegłam do wejścia. Nie sądziłam, że jak Harry wyjedzie, to będę się czuła bardziej niekomfortowo niż kiedykolwiek.

- Przepraszam, Indie. Jak ci się z naszym, kochanym Harry'm układa? - posłałam mu zdziwiony wzrok i błagałam w duchu, by żartował. Na samym początku uważałam, że Jack jest naprawdę w porządku człowiekiem, ale teraz miałam go za zwykłego... mazgaja? Użyłabym innych słów, aczkolwiek nie wypadało.

- Bądź facetem. - to był mój jedyny komentarz, zanim kelner uraczył nas swoją obecnością. Pod stołem napisałam krótką wiadomość do zielonookiego, grzecznie określając go dupkiem za pozostawienie mi załamanego Kerry'ego. Nienawidziłam słuchać, rozwiązywać czyiś problemów. Miałam swoje.

- Czemu z nikim się nie związałaś? Przecież masz takie perspektywy.

- Co jest takiego ciekawego w moim życiu uczuciowym, a raczej w jego braku? Cholera, czy dwudziestolatka musi być już po parunastu nocach z jakimikolwiek mężczyznami? Mam czas na seks. - cóż, nie to co twoja przyszła żona. Indie, zamknij się.

- Myślę, że wszyscy, którzy cię spotykają, są zainteresowani całokształtem. Nie tylko miłością. Tak na dobrą sprawę nic nie wiemy o tobie, a jesteś bardzo młodą osobą i kompletnie inną. Taką wyjątkową. - przez chwilę utrzymywałam moje źrenice tak samo jak on, lecz potem tak mnie zemdliło, że rozpoczęłam obserwowanie otoczenia. Był uprzejmy i jego słowa brzmiały tak szczerze, jednakże nie byłam tym typem osoby. Nie lubiłam, a może po prostu nigdy nie doświadczyłam tak romantycznych i nie miałam pojęcia, jak na to reagować.

- Nie jestem pewna...

- Zauroczyłaś mnie w tej kwiaciarni, gdy zobaczyłem cię pierwszy raz. Nie wiem jak można być tak uroczą, lecz stanowczą jednocześnie. Taka niedostępna...- cholera, Styles, wracaj pierdoło.

*

♥ Rozdział 18 - godzina 12 i tutaj oczekuję wielkiego SPAMU dosłownie inaczej znikam spanko i na netflixa ♥

Kocham i powodzonka xx

You Are Jealous || h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz