Wzięłam kilka wdechów po wyjściu z apartamentowca Harry'ego. Spojrzałam ostatni raz na ten budynek i szybkim tempem ruszyłam do metra. Musiałam wrócić do firmy mimo, że to była ostatnia rzecz, na którą miałam ochotę.
- Nie możesz wychodzić z firmy, kiedy zapragniesz. - przewróciłam oczami, spotykając Franka na korytarzu. - Widziałem. - odwróciłam się do niego zdziwiona jego zachowaniem. Był niepokojąco radosny, mniej gburowaty, nawet się uśmiechał. Obserwowałam jak podążał do windy, a potem zniknął za metalowymi drzwiami. Pokręciłam głową i weszłam do gabinetu, w którym miałam przez kolejne godziny pracować i rozejrzałam się po otoczeniu. Na biurku Styles'a leżały dokumenty, które wcześniej miałam posegregować. Na niektórych widniał już podpis Franka, ale brakowało jeszcze Harry'ego. Problem był taki, że gdyby straszy ze Stylesów udowodniłby, że zielonooki jest niezdolny do normalnego życia, wtedy podpis Harry'ego byłby niepotrzebny.
- Indie, musisz wsadzać nos w nieswoje sprawy? - podskoczyłam na donośny głos ojca bruneta i spojrzałam na niego. - Podpisałem już większość. Nie zawracaj sobie tym głowy.
- Ty naprawdę chcesz go ubezwłasnowolnić? To jest twój syn...
- Indie... - westchnął i podszedł bliżej, przez co poczułam się niekomfortowo. Zazwyczaj robił to Harry, a teraz przed oczami miałam jego tatę. - Harry nie umie sobie poradzić ze swoim prywatnym życiem, doszła teraz śmierć jego matki. Nie będzie miał możliwości samodzielnego prowadzenia firmy. - musiałam mu przyznać rację. Styles nie był odpowiedzialny. Dzisiaj mnie w tym utwierdził.
- Mimo wszystko...
- Indie, zaufaj mi. Ta firma należy do Harry'ego, ale nie widzę go jako prezesa, nie w tym momencie. - zgodziłam się, dając znak głową. Czułam pustkę, gdy rozmyślałam nad kłopotami, które czekały na mojego byłego szefa. Zranił mnie do tego stopnia, że nie umiałam znaleźć w sobie współczucia. - Czy jest coś co mogę dla ciebie zrobić?
- Co? - uniosłam oczy, aby być na równi z nim. Przynajmniej wzrokiem. Uniosłam brwi z zaskoczenia.
- Starałaś się, wspierałaś Harry'ego i widocznie nie zależało ci tylko na tym, co ma. - zdumiona nie potrafiłam nic na to odpowiedzieć. Nie spodziewałam się tego. - Potrzebujesz w czymś pomocy?
- Nie, raczej nie. Chciałabym wszystko sobie poukładać i zrobić po swojemu. - kiwnął, że rozumiał i ominął mnie, żeby usiąść na fotelu.
- Jesteś pewna, że Waszyngton to jedyna opcja?
- Tak, potrzebuję czegoś nowego, innego. Poza tym nic mnie tutaj nie trzyma. Twój syn zadecydował o naszym związku, dlatego to jest najlepsze wyjście z całej sytuacji.
- Byłaś u niego?
- Byłam, ale nie dało się z nim rozmawiać. - odwróciłam twarz, aby było mi lepiej kłamać. Nie chciałam, by Frank dowiedział się, że nakryłam bruneta z kolejną kobietą. Uwłaczało to mi, a na dodatek to by pogrążyło Harry'ego. Nie szukałam kłopotów. Zależało mi jedynie na spokoju.
Dzień w pracy nie był tak męczący jak wizyta w apartamencie Styles'a. Po godzinie szesnastej postanowiłam wyjść i wrócić do mieszkania. W metrze prawie zasnęłam, ponieważ było już ciemno, zimno, nieprzyjemnie. Potęgowało to moją senność, która uwydatniła się już podczas czytania kolejnej faktury.
Idąc chodnikiem, przeszukiwałam swoją torebkę, żeby odnaleźć klucze. Za każdym razem żałowałam, że wrzucałam je byle gdzie, a nie do tych małych kieszonek specjalnych do tego typu drobiazgów.
- Cholera jasna! - warknęłam, stojąc pod klatką. Było mi zimno, a irytacja spowodowana, że miałam tak blisko do celu, rosła z każdą sekundą. Kiedy nareszcie znalazłam, to czego szukałam, ktoś ze środka dokładnie w tym momencie postanowił wyjść. - Nie masz szczęścia w życiu. - mruknęłam do siebie, wchodząc do ciepłego wnętrza budynku.
- Indie...
- O nie, powiedziałam wszystko, co powinieneś usłyszeć. - brakowało mi jeszcze jego do podniesienia maksymalnego poziomu mojego rozdrażnienia. Nie mogłam po prostu wejść i zamknąć mu drzwi przed nosem, bo niestety stał tuż przed nimi.
- Postąpiłem źle...
- Źle? Najpierw zrobiłeś jedną wielką awanturę na pogrzebie, wytykając każdemu błędy, a potem przespałeś się z jakąś laską. Nie mam pojęcia na jakim etapie byliśmy, czy w ogóle byliśmy razem, ale to nie w porządku wobec mnie. Nie po tym ile zrobiłam dla ciebie i ile zniosłam. - ugryzłam się w dolną wargę, aby nie pozwolić nawet jednej, małej łzie spaść.
- Proszę, wejdźmy do środka i porozmawiajmy na spokojnie.
- A mamy jeszcze o czym? - zapytałam, posyłając mu zmęczone spojrzenie. Mimo wszystko przesunął się, a ja otworzyłam drzwi i zostawiłam je tak, by mógł wejść.
- Zrobiłem coś okropnego, nie doceniłem cię, nie szanuję... Może nie nadaje się na poważny związek, może nie umiem. Co nie oznacza, że nie mogę spróbować...
- Co ty bredzisz? Ile miałeś czasu, szans na to, aby to wszystko naprawić?
- Indie, potrzebuję czasu! Sam muszę wyjść ze swojego bagna. Nie możesz mi pomóc, kiedy nie wiem, co się ze mną dzieje. Muszę poukładać sobie każdą, nawet najmniejszą rzecz. Nie proszę cię o to, żebyś teraz ze mną została, ale zaczekała...
- Harry, ja nie chcę czekać. Po tym co mnie spotkało, sama chcę w końcu sobie ułożyć życie...
- Proszę. - podszedł tak blisko, że czułam jego oddech na swoim policzku. Złapał mój podbródek w jedną rękę. - Indie, błagam cię, daj mi trochę czasu. Wszystko zmienię. Ułoży nam się. Poprawię się, zmienię się, dam ci wszystkiego, czego potrzebujesz. - zacisnęłam zęby, ponieważ coraz bardziej wpływał na moje emocje, które i tak były w kompletnej rozsypce.
- Harry, ty mnie praktycznie zdradziłeś. - wydusiłam z siebie. Zamknął oczy na chwilę, a gdy je otworzył nie dałam już rady i łzy same spłynęły po mojej twarzy. - Ja już postanowiłam.
- Jesteś jedyną osobą, która we mnie uwierzyła, która zniosła mnie dłużej niż ktokolwiek, zaakceptowałaś mnie, pomagałaś. Jesteś jedyną, którą naprawdę pokochałem. Nie możesz mnie zostawić. - nie sądziłam, że to będzie aż tak trudne. Stało się jeszcze trudniejsze, gdy mocno mnie objął, jakby bał się, że zaraz ucieknę. Wypuściłam drżące powietrze i powoli zaczęłam głaskać go po plecach. Chwilę później odsunął się na małą odległość i niepewnie złączył nasze usta. Przez moment nie odwzajemniałam tego, nie zamierzałam ponownie wpadać w tę pułapkę. Jednak mój rozsądek schował się gdzieś i pozwolił na oddanie pocałunku, ale tylko na sekundę.
- Harry, nie możesz tego robić. Nie w ten sposób. Grasz na moich uczuciach. - wyprostowałam ręce, aby oddalić go na bezpieczną odległość. Westchnął i zaczął grzebać w swojej marynarce. Obserwowałam jego poczynienia, aż wyjął z kieszonki małe pudełeczko po biżuterii. Miałam nadzieję, że to był jakiś żart.
- Indie... ja naprawdę mówię poważnie. Nie dam sobie rady bez ciebie...
- Harry... - spanikowana, nie miałam pojęcia jak się zachować. Styles otworzył pudełko, a mi się zrobiło słabo jak nigdy wcześniej. W środku był przepiękny pierścionek z jedynym dużym kamieniem i dokoła niego malutkimi wysadzanymi diamentami. Cholera jasna. - Harry, błagam...
- Zanim cokolwiek powiesz i zareagujesz. To nie jest pierścionek zaręczynowy, bo wiem, że byś się nie zgodziła. - zaśmiał się, ale wyczuwalny był smutek w jego głosie. - To jest moje zapewnienie. Chcę, żebyś wiedziała, co o tobie myślę, że planuję coś.
- Nie mogę go przyjąć. - jego głowa opadła w charakterze porażki, przez co zrobiło mi się go żal. Niestety, zdecydowałam się już i gdybym znowu mu wybaczyła to wpadłabym w te same błędne koło.
- Zostawię go...
- Nie, proszę. Nie możesz mi go dać.
- Mogę i to robię. Kiedy zmienisz zdanie, możesz być pewna, że będę gotowy.
- To jest za dużo, Harry.
- Po prostu pozwól mi na posiadanie złudnej nadziei.
♥
Liczę na Was w komentarzu!
Jak myślicie, jak to się skończy? ^^
Kocham xx
CZYTASZ
You Are Jealous || h.s
FanfictionKiedy mieszkasz w Nowym Jorku wśród tych wielkich wieżowców i znanych osób, można stracić głowę. Chyba, że jesteś ze średniej półki. Wtedy nie musisz się przejmować całym tym chaosem. Jesteś szarą jednostką, która nie liczy się w wielkim świecie. I...