15

20.8K 740 36
                                    

Nie wiedziałam, co się stało, aczkolwiek obudziłam się u Harry'ego w mieszkaniu. Byłam w swoim pokoju i chyba nie chciałam dojść do tego w jaki sposób się tutaj znalazłam. Podniosłam się i westchnęłam z ulgą, gdy spostrzegłam, iż jestem ubrana w swoje ubrania, które miałam na sobie wczoraj.

Postanowiłam się odświeżyć i przebrać, więc weszłam do łazienki. W domu było dziwnie cicho, lecz nie narzekałam. Jeszcze wywołałabym wilka z lasu.

Kiedy już ubrałam się w jakąś zwykłą bluzę i luźne spodnie, zeszłam na dół, aby coś zjeść. Moja głowa nadal bolała, a przecież nic złego się nie stało. Przynajmniej tak myślałam, ponieważ w pewnym momencie film mi się urwał. Jedyne co pamiętałam to twarz mojego ojca, którego spotkałam w parku. Byłam zaniepokojona tym, że gdziekolwiek nie wyszłam natrafiałam na niego. Miałam dość. Nigdy więcej nie chciałam go zobaczyć. Nie zasługiwał na to, nie zasługiwał na cokolwiek z mojej strony. Czułam się osaczona i było to dla mnie niekomfortowe. Po prostu wiedziałam jak ten człowiek jest niebezpieczny, a spotykanie go przy każdej okazji było dla mnie naprawdę dużym cierpieniem. Obawiałam się, że chciał coś ode mnie. Przez niego zamknęłam się na ludzi i szczerze mówiąc nigdy nie czułam potrzeby integrowania się. 

Pocałunek z Harry'm, jakkolwiek irracjonalnie to brzmiało, był dla mnie jedną wielką pomyłką. Nie zareagowałam zbyt szybko i byłam na siebie za to zła. Nie miałam zamiaru traktować tego jako przyjemność. Nie byłam nawet w przyjacielskich stosunkach ze Styles'em. Nie marzyłam o pocałunku bogatego biznesmena, dlatego też mogłam nazwać to błędem. Nie chciałam nawet się z nikim zaprzyjaźnić, a co dopiero wchodzić w romans. Byłam samotną jednostką, która nienawidziła ludzi i wszystkiego dookoła.

Zrobiłam sobie śniadanie i byłam już pewna, że w apartamencie znajdowałam się tylko ja. Brunet nie mógł  być w pracy, bo była sobota, aczkolwiek po nim można było się spodziewać wszystkiego. 

Nie miałam ochoty nawet dokończyć moich płatków i miskę postawiłam przy zlewie. Teoretycznie byłam tutaj do robienia każdej czynności, więc stwierdziłam, iż posprzątam cały dom. Nie miałam ochoty rozmawiać z zielonookim, a brud mógłby go przekonać do rozpoczęcia awantury.

- Nie denerwuj mnie! - czy ty, Styles, jesteś w mojej głowie? Odłożyłam ścierkę i zdjęłam rękawiczki, kiedy przed oczami stanęło mi dwóch mężczyzn. Jack i Harry nie wyglądali na zadowolonych, jednak w ogóle mnie nie interesował powód. Po prostu nie chciałabym jakiejś kłótni wytoczonej w moim kierunku. - Witaj, Indie.

- Cześć, Harry, Jack. - uśmiechnęłam się do Kerry'ego, natomiast szefa zbyłam. Wróciłam do swoich obowiązków, a oni poszli do gabinetu.

Po posprzątaniu poczułam głód, ale pustki w lodówce mnie dobiły. Poszłam do swojego pokoju, aby przebrać się w jakieś lepsze ciuchy. Wybrałam zwykłe czarne spodnie i biały szeroki sweterek z troszkę większym dekoltem w serek. 

- Gdzie idziesz? - usłyszałam i mimowolnie odwróciłam się do źródła tego ochrypłego głosu. Wyglądał dobrze. Naprawdę bardzo dobrze. Czarna koszula opinała jego mięśnie, a w dodatku miał trzy guziki odpięte, więc jego tatuaże były spokojnie widoczne. Byłam pod wrażeniem.

- Do sklepu, nic nie ma. - oznajmiłam i ominęłam go w przejściu. 

- Pójdziemy do restauracji. - zmarszczyłam czoło i postanowiłam jeszcze nie schodzić na dół.

- Nie, nie musisz się teraz czuć zobowiązany do rozmowy ze mną. Nie potrzebuję tego, zwyczajnie zrobię coś do jedzenia i tyle. - zeszłam na dół i od razu zaczęłam ubierać płaszcz, jednakże Harry uznał, że nie da mi wygrać i pociągnął mnie za rękę tak, że prawie wylądowałam na jego klatce piersiowej. 

- Pójdziemy do tej cholernej restauracji i nie dyskutuj ze mną. - warknął, łapiąc drugą dłonią za swoją kurtkę. - Zawsze musisz być taka irytująca?

- Zawsze musisz być dupkiem? - mruknęłam pod nosem i opuściłam głowę. 

- Słucham?

- Nic. - przewróciłam oczami i wyszłam z mieszkania. 

Jechaliśmy w kompletnej ciszy i niezmiernie mi się to podobało. Oparłam czoło o szybę i przymknęłam powieki. Wyobrażałam sobie moją rodzinę bez ojca. Taką spokojną, radosną. 

- Indie, wszystko w porządku? - ocknęłam się i szybko otarłam łzę. Odwróciłam się od niego i nie odpowiedziałam. Już od dawna nie było w porządku. Niedługo miałam skończyć dwadzieścia jeden lat i byłby to już jedenasty rok bez mojej mamy i brata. 

Przed oczami stanął mi też wielki napis informujący o eksmisji z mojego malutkiego domku. Przypomniała mi się Miranda, która mimo, że była wredną krową, to mnie wspierała w każdej chwili. Ona wiedziała niektóre szczegóły i była świadoma tego jak postrzegałam świat. Tęskniłam za nią.

- Chciałabym wziąć wolne. - poinformowałam, będąc nieświadomą, że powiedziałam to na głos. Brunet w tym czasie parkował przed restauracją, więc szybko wyłączył auto i spojrzał na mnie. 

- W jakim celu? - wyczułam jakby niepokój, aczkolwiek twarz była bez emocji.

- Mam pewną rzecz do załatwienia. - wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam nic w tym zaskakującego, że prosiłam o jeden dzień wolnego. 

- Dopóki nie powiesz mi, nie mogę dać ci urlopu. - jaki on był wkurzający i ciekawski. Musiał wszystko wiedzieć, a przecież miałam prawo do jakiejś prywatności.

- Czy muszę mówić o każdej rzeczy? Chcę trochę zostawić dla siebie. - starałam się nie brzmieć na zdenerwowaną, jednakże chyba nie do końca mi wyszło.

- Prosisz o urlop? Jestem twoim szefem, musisz mi podać powód.

- Zapomnij. - prawie wybuchłam, ale powstrzymałam swoją złość. 


- Indie...

- Nie, nie będziemy o tym rozmawiać. To był błąd. Zwykły błąd. - wzięłam łyk soku pomarańczowego i ani razu nie zerknęłam na niego. Rozglądałam się wszędzie obserwowałam wszystkich tylko po to, aby nie patrzeć mu w oczy. Za plecami bruneta siedziała para, która ciągle się kłóciła i było blisko do wylania na siebie nawzajem wina. Obok była matka z córką najwidoczniej. Przynajmniej tak wyglądały.

I my. Dwójka ludzi, którzy nie mają ze sobą nic wspólnego. Nie znaliśmy się dobrze, tylko podstawy. Nie chcieliśmy się najwidoczniej poznać i nie było nam to potrzebne. On był dla mnie jedynie szefem, a ja jego pracownicą, więc co tutaj robiliśmy, co zrobiliśmy wczoraj? To nie powinno mieć miejsca. Pragnęłabym po prostu lubić ludzi, ale nie umiałam, a częste dziwactwa Harry'ego powodowały, że nie potrafiłam nawet trochę się na niego otworzyć. 

- Muszę wyjechać na moment. - oznajmił nagle i w sumie byłam zaskoczona. Nie wyobrażałam sobie, żeby pojechać z nim, ale też zostanie sama w jego apartamencie nie było najlepszą opcją. Zwłaszcza jak mój ojciec wrócił.

Obserwował mnie, jakby szukał jakiejś reakcji. Może myślał, że się ucieszę, albo będę przygnębiona, ale ja nawet nie mrugnęłam. Czy to możliwe, że nie miałam uczuć ani jakichś ludzkich odruchów?

- I teraz masz prawo zadecydować czy jedziesz ze mną, czy zostajesz w Nowym Jorku.

*

Szczęśliwego Nowego Roku, aniołki! xx

Mam nadzieję, że w 2019 roku nie nawalę :/

w każdym razie nadal czekam na Wasze komentarze i może w 2019 pobijecie rekord 33 komentarzy! Powodzonka ♥

Kocham xx

You Are Jealous || h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz