48

12.2K 395 53
                                    

W firmie nie było mnie przez kolejny tydzień. Przygotowywałam się do egzaminów na studia, na których najbardziej mi zależało. Frank wiedział o moich planach, dlatego mi nie przeszkadzał, a z Harry'm nie miałam kontaktu. Podarowany przez niego pierścionek wciąż leżał na czarnym stoliku w salonie. Codziennie na niego patrzyłam, codziennie dotykałam, obracałam między palcami, lecz nigdy nie założyłam. Nie miałam pojęcia czy pasował. 

Mój wyjazd do Waszyngtonu zbliżał się wielkimi krokami i mimo, że nie było to tak daleko od Nowego Jorku, to nie było innej opcji niż wyprowadzenie się. Musiałam poinformować o tym swojego aktualnego szefa oraz zielonookiego, bo przecież te mieszkanie należało do niego.

Zawdzięczałam mu niemal wszystko, co teraz miałam, jednak widocznie nie byliśmy sobie pisani. Nigdy nie zapomnę ile dla mnie zrobił, ale ostatnie wydarzenia zakończyły wszystko między nami. Byłam gotowa na nowy start. 

Zamknęłam laptopa zmęczona. Siedziałam nad notatkami od kilku godzin i czułam, że musiałam coś zjeść. Standardowy makaron był najlepszą opcją i jedyną, która była dostępna przy moim zaopatrzeniu. Wtedy postanowiłam też iść do sklepu.

Na ostateczne pożegnanie się z firmą Styles'a byłam umówiona na jutro. Zadzwoniłam do Louis'a, aby wszystko ogarnął swoim prawniczym umysłem, jednak po tonie jego głosu, byłam pewna, że nie był zadowolony. 

Po zjedzeniu idealnej porcji makaronu - całego garnka, przebrałam się w rzeczy nadające się do wyjścia i opuściłam mieszkanie. Zapomniałam wspomnieć, że zaniedbałam wszystkie czynności życiowe przez ciągłą naukę? Otóż pranie czekało już tydzień na wstawienie go do pralki, lodówka była pusta, a naczynia mogłyby wziąć udział w konkursie za największy stos do umycia. Zależało mi na tym, aby dostać się na studia, jak na niczym innym. Jeśli ktoś zarzuciłby mi egoizm, że w tej chwili myślałam jedynie o sobie, a nie swoim bezdomnym ojcu lub skrzywdzonym Harry'm to z największą przyjemnością walnęłabym go w twarz. 

Całe życie nie skupiałam się na sobie. Nie stać mnie było o pełne zadbanie o swoją urodę, nie mogłam iść na uczelnię, ledwo wiązałam koniec z końcem, a zawsze starałam się i tak wspierać niektóre organizacje promujące się w kwiaciarni, w której kiedyś pracowałam.

Mimo tego, że właścicielka była uparciuchem jakich mało, często mnie irytowała i miała okropnie zniszczony głos przez papierosy to była to jedyna bliska mi osoba. Kochałam tę pracę. Świeży zapach kwiatów, nowe wizje bukietów, nowe twarze, które z różnych przyczyn potrzebowały roślin. To było coś może mało płatnego, ale z pasją. Nigdy nie narzekałam, a nawet jeśli to od razu dostawałam w dupę. Tak, mam nadzieję, że mnie słyszysz stara krowo. 

Gdyby nie fakt, że byłam na zewnątrz, a temperatura osiągała minus osiem stopni, to pozwoliłabym mojej łzie wydostać się na powierzchnię. Niestety prędzej by zamarzła na mojej twarzy niż spłynęłaby na podbródek. 

Nigdy nie cieszyłam się tak bardzo, że znajdowałam się w Walmarcie. Było w nim ciepło, przytulnie. Wzięłam koszyk i od razu skręciłam w moją ulubioną alejkę. Sosy, makarony, przyprawy. To był mój świat na ten moment. 

Podczas układania w głowie możliwych posiłków z kluskami w roli głównej, przypomniało mi się jak robiłam podobne dania Harry'emu. Niby nic szczególnego, aczkolwiek same wspomnienia chwil spędzonych w jego apartamencie ściskały mi serce. 

- Dobra, jesteśmy pod sklepem. Wysiadaj.

- Weź wózek. - mruknęłam, wskazując ręką na miejsce, gdzie znajdowały się sklepowe wózki. Stałam na środku parkingu, więc to nie był najlepszy pomysł. Zwłaszcza pod wpływem tego dobrego wina, co piłam.

You Are Jealous || h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz