3

29.6K 1K 219
                                    

Mniej więcej po szesnastej otrzymałam klucze do nowego mieszkania, które Harry Styles mi zagwarantował. Wiedziałam, że mogłam się spodziewać luksusu i tego się obawiałam. Całe te bogate życie mnie przerażało.

Wraz z dostaniem kluczyków moja osoba opuściła firmę rodziny Styles'ów. Nie mogłam wytrzymać jego wrzasków do telefonu. Był bardzo nerwową osobą.

Po mojej męczarni z nowojorskimi środkami komunikacji dotarłam pod apartamentowiec, który był tak wysoki, że stojąc przed nim, nie widziałam końca.

Weszłam niepewna do środka i już uderzył mnie zapach drogich perfum, widok prawdziwych futer, które wywołały u mnie wstręt i wysoka cena widoczna w każdej, najmniejszej rzeczy.

- Ty musisz być Indie. - spojrzałam na faceta, który wyglądał na mój wiek. Zakładam, że był to portier.

- Tak, a ty...

- Jestem Jackson. Pracuję tutaj. Siódme piętro. Drzwi po prawej stronie. Uważaj, bo twoja nowa sąsiadka, to stara wdowa, która cieszy się z czyjegoś nieszczęścia. Rura zardzewiała. - ostatnie słowa powiedział jakby do siebie, ale i tak skomentowałam je śmiechem. Ruszyłam więc do windy. 

Indie przyzwyczaj się.

Nie mogłam. Wszystko było takie nienormalne, nie byłam chyba przygotowana na taki krok.

- A pani się chyba zgubiła. - tak, właśnie błądzę, bo drugiego końca windy nie mogę znaleźć. Czy każdy bogacz uważa, że ich środowisko jest jak zamek, do którego wstęp mają tylko szlachta i rycerze?

- Myślę, że jednak nie. Nowy Jork jest duży, ale da się ogarnąć. - uśmiechnęłam się najsztuczniej jak mogłam i nareszcie wysiadłam z tego piekła. Natychmiast skierowałam się w prawo i otworzyłam drzwi, zanim ktokolwiek mnie zauważył. Czułam się prawie jak złodziej. - O kurde. - znieruchomiałam, gdy zamknęłam drzwi. Ten apartament był jak moje mieszkanie sześć razy wzięty. Naprawdę. Był utrzymany w jasnych kolorach, a wielkie szyby idealnie ukazywały miasto. Cholera. Jeszcze miał drugie piętro. Mieszkał sam w domu, które pomieściłoby dwie rodziny. Sześcioosobowe.

Nie wiedziałam, co mogłabym tu robić. Bałam się cokolwiek dotknąć, dlatego zwyczajnie położyłam się spać na kanapie w salonie.

- Wstawaj, śpiąca królewno. - usłyszałam i poczułam jak ktoś delikatnie mną szarpie. Obudziłam się, widząc przed oczami ten sam idealny garnitur. Wyprostowałam się i uniosłam głowę, by móc spojrzeć na twarz Harry'ego.

- Przepraszam.

- Oczywiście. Zbieraj się. Jedziemy po twoje rzeczy, bo Jackowi coś wypadło, a potem do sklepu, żebyś mi mogła jakiś obiad zrobić. - kiwnęłam jedynie głową, ponieważ wciąż byłam śpiąca. Ubrałam buty i kurtkę i pojechaliśmy windą na sam dół aż na podziemny parking. - Podaj adres mieszkania. - zrobiłam to co powiedział i już po chwili byliśmy w drodze do mojego starego domu. Droga była dość krótka jak na standardy naszego miasta. Wysiedliśmy i weszliśmy na klatkę. Widziałam po minie Styles'a, że niezbyt mu się tu podobało.

- To nie twój poziom, prawda?

- Nie o to mi chodzi. To dość... nieciekawa okolica, a mieszkałaś tutaj sama. Trochę niebezpiecznie.

- Dawałam sobie radę. To nie jest nieciekawa okolica tylko biedna. - mruknęłam, co ewidentnie sprawiło, że zrobiło mu się głupio. Nie chciałam tego.

Odchrząknął i wszedł do mieszkania, które kiedyś było moje. Nawet ten cholerny budzik wydawał się być teraz miłą rzeczą.

- Mogę zabrać te pudła? - pokiwałam potwierdzająco i usiadłam na łóżku. Niby nic nie znaczące parę ścian, ale jednak. Żyłam tutaj dwa lata i miałam się dobrze. - Indie?

- Hm?

- To wszystko? Możemy iść?

- Tak, chyba tak... - rozglądnęłam się. -... chociaż nie. Nienawidzę cię, ale przynajmniej skutecznie mnie budziłeś. - szepnęłam do niebieskiego urządzenia i powędrowałam do wyjścia. Ostatni raz zerknęłam na ten mały pokoik i wyszłam.

Jechaliśmy w ciszy. Zatrzymaliśmy się dopiero na parkingu przed wielkim sklepem. Oboje nie mieliśmy ochoty nawiązywać konwersacji, przynajmniej z mojej strony tak to wyglądało. Styles wziął wózek i razem weszliśmy do środka. 

- Nie masz jakiejś wygórowanej diety, prawda? - zapytałam dla pewności.

- Nie mam. - jego obojętny ton odbijał mi się w uszach. Po chwili odwrócił się i gdzieś poszedł bez żadnego słowa. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam wybierać w owocach oraz warzywach. Potem zaczęłam pchać wózek w kierunku herbat i kaw. Nie było go, dlatego nie wiedziałam, jakie on lubił. Wzięłam zieloną, czarną i miętową, a kawy nie dotykałam. Nie znosiłam kawy, a sama nie miałam pojęcia czy miał ekspres. - Nienawidzę miętowej. - usłyszałam przy uchu.

- Ale ja ją bardzo lubię. - uśmiechnęłam się, czego nie odwzajemnił. Nie zniechęciłam się mimo to.

- Niech będzie. - wrzucił do wózka parę produktów i zabrał ode mnie koszyk na kółkach. Musiałam za nim prawie biec, bo jego długie nogi robiły o wiele większy kroki niż ja.

- Możesz iść wolniej?

- To możesz ty iść szybciej. - warknął chyba zdenerwowany moim zachowaniem, chociaż nic złego nie zrobiłam.

Robiliśmy zakupy jeszcze przez godzinę, bo nie mógł się zdecydować na większość rzeczy. Irytowało mnie to, ale co mogłam powiedzieć. Ledwo dostałam pracę, o której mogłam pomarzyć, gdyż uratowała mi dupę. 

Harry zapłacił i wróciliśmy do auta. Wciąż w ciszy przemierzaliśmy Nowy Jork, aby dotrzeć do apartamentowca.

- Pokażę ci twój pokój, a Jackson przyniesie twoje pudła. - zaprowadził mnie po schodach na drugie piętro i wskazał ręką drzwi po lewej stronie. Otworzyłam je i moim oczom ukazał się prosty, utrzymany w kolorach beżu, ładny, jasny pokój. Nie miał okna, bo był od strony apartamentowca niż Nowego Jorku. Podobał mi się. Cóż, a mógłby mi się nie podobać?

- Moja sypialnia jest naprzeciwko. Pójdę się umyć, a ty możesz zrobić obiad. - zostawił mnie samą, dlatego wyszłam i wróciłam na dół, do kuchni. Rozpakowałam wszystkie produkty i  starałam się je odpowiednio poukładać. Podskoczyłam w miejscu, gdy w wielkim pomieszczeniu rozległ się dzwonek telefonu Styles'a. Myślałam, że przestanie, lecz on cały czas dzwonił.

- Harry, telefon! - krzyknęłam, jednak mnie nie usłyszał. Rozdrażniona wzięłam komórkę i ruszyłam na górę. Odszukałam drzwi łazienki i zapukałam. - Harry, twój telefon cały czas dzwoni. - mruknęłam, czując się niezręcznie. Stanie pod toaletą, kiedy ktoś się kąpie, nie było najlepszym przeżyciem

- Kto dzwoni? - drzwi się uchyliły, a mokra głowa Harry'ego pojawiła się w małej szparze. Spojrzałam na ekran.

- Jack. - odebrał ode mnie urządzenie i zamknął się na zamek. Spokojnie, nie zamierzałam podglądać. - Cholera, jak to?! - gdy doszedł do mnie jego krzyk, szybko się ulotniłam.

Zrobiłam prosty makaron z brokułami i kurczakiem, aby jakoś może go rozluźnić. W końcu, co było lepszego od jedzenia.

Czekałam na niego, ale coś długo nie przychodził. Już miałam myśl, iż będę zmuszona odgrzać mu jego porcję. Nagle zbiegł po schodach w nowym garniturze. Spojrzał na mnie na sekundę, a następnie opuścił mieszkanie.

- Ale... - odpuściłam sobie, wiedząc, że i tak mnie nie usłyszy. Cóż, przynajmniej mogłam więcej zjeść.

****

Heeej!

Jak tam u was, kochani?

Zapraszam do komentowania!

Kocham xx

You Are Jealous || h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz