22

19.3K 740 276
                                    

- Nigdzie nie idziesz. - zaśmiałam się i spojrzałam na niego zza choinki. Ubieraliśmy ją od dwudziestu minut w milczeniu, ponieważ Styles był na mnie wściekły. Nie byliśmy parą, nawet przyjaciółmi nie, więc za bardzo poczuwał się w określaniu moich relacji. Nie miał prawa decydować z kim mogłam gdzieś iść, a z kim nie.

- A to niby dlaczego? Dlatego, że wszystkich sobie przywłaszczasz  i uważasz, że nie mam prawa spotykać się z kimś innym? - w moim głosie nie było ani kropli żalu bądź wyrzutów. Zwyczajnie cała ta sytuacja mnie bawiła, a zachowanie bruneta było dla mnie niezrozumiałe.

Nie odzywał się. Prawdopodobnie wstydził się, bądź nie chciał się przyznać do swoich uczuć. Nie rozumiałam czemu, przecież byłam bardzo otwartą osobą. Postanowiłam się nad nim nie znęcać i w ciszy kontynuowałam ozdabianie. Przerwało nam nieśmiałe pukanie do drzwi i już wiedziałam, że był to Jackson. Harry też to odkrył i ruszył za mną w kierunku wejścia. Był dosłownie krok za mną. Gdy już miałam ciągnąć za klamkę, zostałam odwrócona i przygnieciona do drewnianych drzwi.

- Nie pójdziesz z nim na randkę. Nie będziesz sobie ze mną pogrywała. - warknął mi prosto do ucha.

- A bo co? - uśmiechnęłam się i podniosłam brew do góry, mentalnie wyzywając go na mały pojedynek słowny. Niestety się go nie doczekałam, a w zamian otrzymałam wpicie się w moje usta z jego strony. W swoich ruchach nie okazywał agresji, ale były one niechlujne, szybkie i namiętne. Napierał na mnie swoim ciałem, a ręce znalazły miejsce na moich biodrach.

- No dalej, otwórz. - sapnął, odsuwając się zaledwie o parę centymetrów. Nie miałam pojęcia, co ten człowiek ze mną zrobił, lecz miałam ochotę go pocałować natychmiast, gdy się odsunął. Co to do cholery było?! Jak ktoś kogo od początku nienawidziłam, teraz mnie uzależnił od siebie? Brzmiałam jak niedojrzała gówniara. Byłam zdezorientowana wszystkimi wydarzeniami z nim związanymi.

- Już się umówiłam, nie wypada go teraz wystawić. - szepnęłam, sięgając po płaszcz. Nie chciałam wychodzić, ale jakieś cząstki sumienia posiadałam. 

- Nie musi wiedzieć, że jesteśmy w domu. - oczywiście.

- Widział nas. - poinformowałam z rozczarowaniem. Oh, Indie, coś ty się wkopałaś. Najpierw chciałaś znaleźć sobie godnego mężczyznę, a później zielonooki kompletnie zawrócił mi w głowie. 

- I co z tego? Jak możesz umawiać się z innymi?

- Nie zbawi cię godzina lub dwie. Nawet nie zatęsknisz. - mruknęłam prosto w jego usta.

- Skąd wiesz? - ukazał mi swoje piękne, białe zęby i delikatnie dał mi przestrzeń. Nałożył mi odzienie, a następnie podał szalik. - Nie chcę, żebyś szła. Będziesz się lepiej bawiła ze mną. W domu. Dam ci tyle rozrywki, co żaden facet.

- Niedługo wrócę. - wywróciłam oczami i założyłam swoje botki. Pomachałam mu i otworzyłam drzwi, w których stał Jackson z bukietem czerwonych różyczek. Oh, uroczo. - Dziękuję. - postanowiłam je odłożyć na blacie w kuchni. 


Razem z chłopakiem stwierdziliśmy, iż wybierzemy się do najzwyklejszego McDonald's, ponieważ oboje kochaliśmy jedzenie stamtąd, a poza tym byliśmy prostymi ludźmi bez większych wymagań. Było przynajmniej smacznie, blisko i tanio.

- Przez pewien czas myślałam, że jesteś zajęty. - wyznałam, gdy usiedliśmy już na swoich miejscach. Zamówienie złożyliśmy, więc jedynie pozostało czekać. Zdecydowałam to wykorzystać na dowiedzenie się o nim czegoś ciekawego. Cały czas miałam odczucie, że brakowało mi towarzystwa zielonookiego. Z nim mogłam się droczyć, kłócić, irytować. Nigdy się nie nudziłam. Przez niego nie mogłam zaakceptować żadnego innego mężczyzny.

- Uwierz, że miałem podobnie. - i w ten sposób zaczęliśmy rozmowę, która trwała bardzo długo. Nie patrzyliśmy na zegarki. Dogadywaliśmy się. Prowadziliśmy konwersację na wszystkie możliwe tematy, które nam przychodziły do głowy. Był inny niż Harry. Taki spokojny. 

Spędziliśmy ze sobą trochę ponad dwie godziny, a o tej porze Nowy Jork był już bardzo niebezpieczny. Na całe szczęście Jackson miał samochód, którym odwiózł mnie pod apartamentowiec. Podczas jazdy wyciągnęłam telefon, na którym widniało dziesięć wiadomości i osiemnaście nieodebranych połączeń. Wszystkie od "Styles prostak". Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać od niezapisania go w ten sposób.

Gdy nadszedł czas pożegnania, brązowooki zaczął się w ekspresowym tempie do mnie zbliżać. Nie zdążyłam zareagować, kiedy jego usta dotknęły moich.  Szok nie pozwolił choćby na oddech. 

- Jeśli według ciebie nie powinienem...

- Nie, nie. Wszystko było w porządku... po prostu mnie zaskoczyłeś. - przyznałam. Odprowadził mnie do drzwi i niemal sekundę po wejściu do holu, w oczy rzucił mi się gniewny Styles.

 - Co to do chuja było?!

- O co ci chodzi?

- Nie udawaj, cholera. Najpierw mnie całujesz, prawie mogliśmy uprawiać seks, a ty liżesz się z nim?! - wrzasnął, mocno ściskając mój nadgarstek. Próbowałam się wyrwać, lecz nie miałam tyle siły. Czułam nowe siniaki.

- Puść mnie! To boli. - podziałało, więc szybkim krokiem podeszłam do windy. Kiedy wsiedliśmy, on kontynuował. - Nie jesteśmy razem i nigdy nie będziemy! Mogę robić cokolwiek mi się wymarzy, a ty nic do tego nie masz! To co robimy nie powinno mieć w ogóle miejsca! Zwykłe błędy, pomyłka.

- Lubisz się bawić facetami?! Jestem twoim, pierdolonym szefem i nie masz prawa mnie tak traktować!

- I ty to mówisz?! To nie ja wymieniam sobie kobiety wtedy kiedy chcę!

- O czym ty mówisz?

- Mia mi powiedziała o twoich przygodach z asystentkami. - mruknęłam, odwracając wzrok.

- I ty wierzysz komuś takiemu jak ona?

- Na jakiej podstawie miałaby kłamać?

- A dlaczego miałaby mówić prawdę? Podoba ci się? - zmarszczyłam czoło, nie rozumiejąc. - Jackson.

- Nie. To nie to. - byłam szczera. Podczas pocałunku z nim nie czułam tego, co z Harry'm. Zero adrenaliny, podniecenia, tego przyjemnego ciepła. Brunet dawał pewną energię w te bliskie spotkania i to mnie pobudzało. Coś w tym było i nie mogłam tego porównać do ust Jacksona. - Kompletnie nie wiem co zrobić. Tak jak powiedziałeś - jesteś moim szefem. Nie możemy robić takich rzecz, a z drugiej strony...

- Od kiedy mnie słuchasz? - miał rację. Całkowitą rację. Westchnęłam, jednakże Harry uprzedził mnie w tym, co zamierzałam zrobić zaraz. Podniósł mój podbródek i z ogromnym zaangażowaniem muskał moją dolną wargę. Potem przemieniło się to w absolutną dzicz i walkę o dominację. - Od środy mam wolne, to możemy zacząć ogarniać rzeczy na wyjazd.

- My?

- Nie psuj tego. - otworzył drzwi od apartamentu, po czym pomógł mi się rozebrać z niepotrzebnych ubrań. Oczywiście, nie wszystkich. - Czyli nie zamierzasz się z nim spotykać? - zapytał jakby... z nadzieją?

- Harry, nie było w planach żadnych zażyłych relacji między nami. Powinniśmy o tym wszystkim zapomnieć.

- Nie, jeśli będziesz miziała się na moich oczach.

- A co? Zazdrosny jesteś?

*

TEORETYCZNY KONIEC NA DZISIAJ x

ROZDZIAŁ NIE JEST SPRAWDZONY! PRZEPRASZAM :(

♥ Rozdział 22 - godzina 21 i wtedy wszystko pozostawiam Wam, bo jeśli się postaracie to dwie godziny później coś wrzucę, ale jak Wam chęci miną to to będzie koniec maratonu ♥

You Are Jealous || h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz