24

19.4K 750 206
                                    

Nie odzywałam się do niego ani słowem. Nie o to chodziło, że się zdenerwował, bo to była codzienność, lecz czułam przez niego wstyd. Potraktował mnie jak swoją rzecz, a Indie Denis nie podlegała nikomu, ponieważ wprawdzie nikogo nie miałam.

- Będziesz tak milczeć? - w głosie usłyszałam tę pretensję przez moją ciszę, ale zasłużył sobie. Zmywałam naczynia, jednak w pewnym momencie poczułam szarpnięcie w okolicach łokcia i teraz stałam już w nim twarzą w twarz. - Odezwij się, cholera.

- Kim ty myślisz, że jesteś? Jakbym chciała, mogłabym nawet z nim uprawiać seks. - zamknął oczy i zwrócił głowę w bok. - Nie masz prawa mnie tak traktować. Nie jestem twoją własnością, nawet nie jesteśmy razem, więc nic nie możesz zrobić.

- A ty? Nie wiesz, że rozkochiwanie w sobie jednego faceta, a potem mizianie się w holu z drugim ma swoją nazwę? - słucham?

- Nazwałeś mnie dziwką?

- Nie...

- Zasugerowałeś to. - nie wierzyłam własnym uszom. - Wiesz, co jest najśmieszniejsze? Mówi to osoba taka jak ty. Jeszcze jedno. Nazwałeś dziewicę dziwką, gratuluję. - posłałam mu ironiczny uśmiech i wyrwałam się z jego uścisku. Popędziłam do swojej sypialni zanim on mógł mnie dogonić. Zamknęłam drzwi na klucz i odsapnęłam. Nie spodziewałam się. Naprawdę nie tego oczekiwałam po takim szanującym się, profesjonalnym, perfekcyjnym biznesmenie. Z drugiej strony to był Styles, on był dziwakiem i chamem.


Noc minęła spokojnie. Wydawało się jakby go nie było w domu, bo nawet chrapania nie słyszałam. Lepiej dla mnie.

Rano wstałam o szóstej, ponieważ na ósmą mieliśmy zjawić się w Styles Company, aby ten mógł załatwić swoje sprawy tuż przed wylotem. Powinnam mu zrobić na złość i zostać w piżamie, jednakże wkurzyłabym go bardziej wyglądając najlepiej jak mogłam. Postawiłam na zwykłą czarną spódniczkę, białą bluzkę z dekoltem w serek dość głębokim i czarne, zwykłe rajstopy. Na nogi dołączyłam do tego szpilki o tym samym kolorze. Umalowałam się i uczesałam swoje długie włosy.

Wyszłam z łazienki i wpadłam prosto na jego klatkę piersiową, lecz nie pisnęłam ani słówka. Mimo, że był bez koszulki. Ominęłam go i zeszłam na dół. Śniadanie zrobiłam wyłącznie dla siebie i to pokrojone owoce z orzechami, dlatego na pewno nie zostanie to pominięte jego komentarzem.

Jadłam z przyjemnością do momentu zawitania jego osoby w jadalni. Usiadł naprzeciwko mnie i zwyczajnie się patrzył.

- Gdzie śniadanie dla mnie? - wzruszyłam ramionami. - Indie, odezwij się. - mruknął zmęczony moim zachowaniem. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to co powiedział wczoraj wieczorem. - Jesteś dzieckiem, niedojrzałym...

- Nie mów do mnie. - warknęłam, podnosząc się z miejsca.

- Ty chyba nadal nie wiesz kim ja jestem...

- Na całe szczęście wiem, kim ja jestem... w twoich oczach. - uśmiechnęłam się smutno i posprzątałam cały bałagan jaki narobiłam.

Jechaliśmy do firmy w milczeniu, aczkolwiek mężczyzna próbował nawiązać jakiś kontakt. Dotykał kolano, pytał o stację w radiu czy inne pierdoły, jednakże nie reagowałam.

- Słuchaj, nie to miałem na myśli, kiedy rozmawialiśmy. Dlaczego robisz z tego taki problem?

- Dlaczego? Ciągle robisz mi awantury o rzeczy, które nawet nie są twoją sprawą, traktujesz mnie jak chcesz, oceniasz... - nie dał mi dokończyć, ponieważ jego usta znalazły się na moich. Nie przejmował się nawet faktem, iż byliśmy na parkingu w wielkim budynku Styles Company.

- Przepraszam.

- Co? Mógłbyś powtórzyć?

- Nie prowokuj. - zgasił silnik i wyszedł z auta, następnie otwierając moje drzwi. Podziękowałam i razem udaliśmy się do windy. W windzie na szczęście bądź na nieszczęście zostaliśmy sami i on to widocznie zamierzał wykorzystać. Jego umięśnione ramiona oparły się o barierkę za moimi plecami, a nasze nosy praktycznie się stykały.

- Jaki jest cel tego co robisz? - zapytałam, gdyż męczyło mnie to już od dłuższego czasu. Po co on się ze mną bawił w te wszystkie pocałunki. Czy naprawdę chciał mnie wykorzystać tak jak Mia mówiła? Czy może ruszyło go serce? Nie, to raczej niemożliwe.

- A muszę mieć cel? - szepnął.

- Całujesz, bo tak ci się podoba? To nie ma sensu... - przerwałam, bo winda wydobyła z siebie charakterystyczny dźwięk, co znaczyło, że mogliśmy wysiąść. Porzuciliśmy swoją konwersację i w milczeniu doszliśmy do jego biura.

- Indie, pięknie wyglądasz. - Louis przywitał mnie jak zwykle w świetnym humorze. Zrobił krok do przodu i zamiast zwyczajnie ścisnąć mi dłoń czy cokolwiek podobnego, to postanowił mnie przytulić. Kerry ruszył jego śladem, ale wyłącznie ucałował moją rękę.

- Wyglądasz zjawisko, Indie. Zdecydowanie...

- Kerry! Nie masz jakichś zajęć? Jesteśmy tutaj tylko na chwilę.

- Cześć, Harry. Miło cię widzieć...

- I właśnie dlatego, że na najbliższe kilka dni to ostatnia możliwość zobaczenia panny Denis, to siedzimy tutaj. - Tomlinson musiał dorzucić swoje dwa grosze, by zdenerwować Harry'ego jeszcze mocniej.

- Wynocha. - mruknął, siadając na swoim fotelu. Pożegnaliśmy się w uprzejmy sposób i dzięki temu znowu zostaliśmy sami z zielonookim. - Mówiłem coś. Czemu nigdy mnie nie słuchasz?

- O co ci chodzi?

- Podrywali cię...

- I co z tego?! Zrozum, że nie jestem twoją własnością. Dopóki jestem wolną kobietą mają prawo to robić. - byłam już wyczerpana ciągłym wyjaśnianiem mu swoich pomyłek. Nie zamierzałam się z nim użerać i chciałam raz na zawsze skończyć ten temat. Nie umiał znaleźć żadnych słów na ewentualny protest. Jego argumentacja i tak nie miałaby sensu.


- Jak spóźnimy się na lotnisko, to przysięgam, że...

- Skończ pieprzyć i jedź. - mruknęłam, zapinając pasy. Harry wycofał samochód i pędem wyjechał z parkingu. Był na mnie zły, ponieważ zachciało mi się wyjść do toalety dokładnie wtedy, gdy mieliśmy już opuszczać budynek.

- Akurat kiedy mieliśmy...

- Przestań marudzić, proszę. Wreszcie odpocznę, niestety z tobą, więc okaż troszkę dobroci i bądź znośny...

- Znośny? Myślę, że lubisz moje towarzystwo. - posłał mi jeden z piękniejszych uśmiechów, dlatego nie dałam rady nie odwzajemnić go. Wyciągnęłam się na swoim siedzeniu i już nie mogłam doczekać się swojej pierwszej, wielkiej podróży.

- Masz rację, aż tak zły nie jesteś. - przyznałam, obserwując Nowy Jork za oknem.


- Nigdy w życiu nie leciałam samolotem. - ścisnęłam oparcia mojego fotela, jednak nie zamknęłam oczu. Miałam chęć zobaczenia rozpoczęcia lotu.

- Wszystko będzie w porządku. To powoduje przyjemne uczucie podekscytowania. Zaraz będzie po wszystkim. - Styles złapał moją drżącą dłoń w swoją i kciukiem rysował małe kółeczka, próbując mnie uspokoić. - Jestem obok.

*

Heeej xx

CHCECIE MARATON?? ❤️

Jak sie postaracie to zrobię dzisiaj od 16 xx

Kocham xx

You Are Jealous || h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz