Siedziałam naprzeciwko niego i zastanawiałam się nad swoją decyzją, ponieważ gdybym pojechała z nim byłabym zmuszona spędzać większość swojego czasu w jego towarzystwie, a na dodatek musiałabym znosić jego współpracowników. To nie byłoby dla mnie komfortowe, patrząc na mój brak entuzjazmu w stosunku do ludzi.
- Nie ukrywam, że wolałbym, abyś ze mną pojechała. - zbił mnie z tropu. Myślałam, że tak samo jak ja, nie był pozytywnie nastawiony do przebywania ze mną poza miastem. Z drugiej strony niebezpiecznie byłoby zostać samą w miejscu, gdzie mój ojciec najwidoczniej postanowił mnie obserwować. Bałam się go, to było oczywiste. Nie wiedziałam do czego mógłby się posunąć, a nie ukrywając, Styles dawał mi jakiś mały procent poczucia bezpieczeństwa.
- Nie jestem pewna. Musiałabym pomyśleć...
- Nie ma za dużo czasu, do jutra ewentualnie. - wzruszył ramionami zirytowany moim niezdecydowaniem. Nie przejęłam się tym, aczkolwiek byłam zaskoczona, że mógł się obrazić za coś tak mało znaczącego.
Rozumiałam, choć nie, nie rozumiałam tego, jak taki człowiek mógł funkcjonować w społeczeństwie. Harry chciał, by wszystko było doskonałe, podlegało pod niego. Uważał, że jego pomysły były najlepsze, a jego zdanie najważniejsze. Świat był inny. W większości nigdy nie robił niczego, żeby ułatwić nam życie. Świat po prostu był loterią. Raz wygrywałeś pieniądze, idealny dom i rodzinę, a raz... biedę i przemoc.
Był zdecydowanie oderwany od codzienności, nie od rzeczywistości, a od codzienności. Był świadomy, co się wokół niego działo, jednakże nie pojmował większości ludzkich spraw. To go nie dotyczyło. Dla niego nie było czegoś takiego jak "inność". Albo zgadzałeś się z nim i mu podporządkowywałeś się, albo nie istniałeś i jedyne co, to byłeś traktowany gorzej. Przykre, bo naprawdę był przystojny.
Przez resztę dnia bałam się odezwać, gdyż Styles był widocznie zły na mnie. Nie zrobiłam nic, co miałoby usprawiedliwić jego zachowanie, aczkolwiek nie zamierzałam z nim dyskutować. Nie zależało mi, aż tak. W ogóle chyba mi nie zależało, jeśli mielibyśmy poruszać temat jego osoby.
- Wychodzę. - oznajmił, a kiedy spojrzałam na zegarek, to było już mocno po północy, dlatego trochę się zmartwiłam. Nigdy nie lubiłam wychodzić późno z domu, jednakże Nowy Jork to było miasto nocy, ale również bardzo niebezpieczne o tej porze. Zamknął mi drzwi od pokoju, nie czekając na odpowiedź. Po prostu poszedł. Szybko wygrzebałam się spod kołdry i pobiegłam za nim.
- Gdzie?
- Nagle się zainteresowałaś. - zmarszczyłam czoło i prychnęłam.
- Nie, ale jest już późna godzina, a ja nie chcę zmywać twojej krwi z kanapy. - zaśmiał się, ale to nie był pozytywny, szczery śmiech, a raczej oschły i ponury. Trzasnął drzwiami i zwyczajnie mnie zostawił.
Nie byłam pewna, czy czułam rozczarowanie, czy smutek w jakikolwiek sposób, ale to nie było dla mnie naturalne. W mojej klatce piersiowej rozlało się nieznajome mi uczucie, a przecież nic takiego nie powinno mieć miejsca.
Westchnęłam i powędrowałam na górę, mając nadzieję, że w spokoju sobie zasnę. Niestety moja głowa, a co najgorsze serce nie pozwalało mi na to. Chociaż nie byłam przekonana, że było to serce. Może sumienie, nerwy, cokolwiek.
Podskoczyłam, gdy usłyszałam dzwonek. Przez mały ułamek czasu, miałam myśli, że był to zielonooki, jednak on użyłby kluczy.
Powoli schodziłam na dół, jednocześnie ubierając rozciągniętą, czarną bluzę. Podbiegłam do dużych drzwi i powoli je otworzyłam. Zamarłam i straciłam oddech. Przede mną stał, uśmiechnięty, zadbany, cholerny ojciec i myśl o ucieczce nawet nie mogła wchodzić w grę, bo niby gdzie.
CZYTASZ
You Are Jealous || h.s
FanfictionKiedy mieszkasz w Nowym Jorku wśród tych wielkich wieżowców i znanych osób, można stracić głowę. Chyba, że jesteś ze średniej półki. Wtedy nie musisz się przejmować całym tym chaosem. Jesteś szarą jednostką, która nie liczy się w wielkim świecie. I...