46

12.2K 425 120
                                    

Następnego dnia niemal zaspałam do pracy. Mimo, że nienawidziłam metra to byłam za nie teraz wdzięczna. Dzięki niemu weszłam do firmy kilka minut przed czasem.

Odetchnęłam kilka razy zanim weszłam do windy. Bieganie na wysokich obcasach mogło zmęczyć. Wzięłam oddech i znalazłam swoje miejsce tuż przed drzwiami windy. Nie czułam się komfortowo w otoczeniu tych wszystkich ludzi w tak małym pomieszczeniu jak to. Zwłaszcza po sytuacji na pogrzebie, o której zapewne wszyscy wiedzą. 

Kiedy nareszcie dotarłam na swoje piętro, niemal wybiegłam na zewnątrz. Poprawiłam marynarkę i spokojnym krokiem ruszyłam do biura Harry'ego. Policzyłam do dziesięciu zanim weszłam do środka. 

- Musimy... gdzie jest Harry? - zapytałam, patrząc na Louis'a i Frank'a. Frank siedział na fotelu młodszego Styles'a, co nie podobało mi się ani trochę, natomiast Louis zajął miejsce na kanapie. 

- Nie był w stanie przyjść...

- Co to znaczy?

- To, że nawet nie mógł wstać z łóżka. Tak pijany był i prawdopodobnie teraz też pije. - Frank bez żadnych emocji patrzył mi prosto w oczy, chcąc jakby przekazać mi, że miał rację. 

- I siedzicie tutaj zamiast mu pomóc?

- Co możemy jeszcze dla niego zrobić? Nikogo nie słucha, robi wszystko po swojemu. Nie patrz na mnie w ten sposób, Indie. Razem z Louis'em stwierdziliśmy, że wysłanie go do kliniki będzie najlepszym rozwiązaniem. Dla nas, dla niego, dla firmy.

- Ty też?

- Indie, to będzie dla niego dobre. - wyczułam żal i smutek w jego głosie, ale nie przekonywało mnie to do końca. Może to nie był zły pomysł, lecz wiedziałam, że Harry nigdy się na to nie zgodzi. 

- Czy on już wie?

- Nie, nie mógłby nawet ogarnąć, co do niego mówimy. Wysłaliśmy maila. 

- Maila? Wysłaliście mu maila, że na pewien czas wywalacie go z firmy i musi jechać gdzieś, aby się leczyć? Czy wy macie jakieś sumienie? - mój pretensjonalny ton zadziałał jedynie na Tomlinson'a. Nie mogłam uwierzyć, że postąpili w tak durny sposób. 

- Indie, lepiej, żeby od razu wziął się za siebie, a nie przyjeżdżał tutaj i się awanturował. 

- I tak przyjedzie i będzie się awanturował, dobrze o tym wiecie. - mruknęłam, zrezygnowana siadając obok szatyna. Położył mi rękę na kolanie w celu dodania otuchy i uspokojenia, aczkolwiek mało to dało. - W takim razie, co mam robić?

- Będziesz pracować tak jak pracowałaś wcześniej. Tylko pod moim skrzydłem. - ostatnie zdanie nie zadowoliło mnie w ogóle. 

- Rozumiem, a co do studiów...

- Już prawie załatwiłem najważniejsze formalności...

- Dziękuję, Louis, ale chciałabym sama wszystko osiągnąć. Znalazłam dobrą uczelnię w Waszyngtonie i...

- Indie, nie komplikuj sobie tego. Obiecałem, że ci pomogę...

- Louis, nie rozumiesz. Mam zamiar zacząć wszystko od nowa, bez Harry'ego, bez pomocy. 

- Jesteś pewna...

- Tak, zdecydowanie. W przyszłym roku będę aplikować. 

- Dasz radę?

- Jasne, nie takie rzeczy robiłam.

- A wrócisz? - i tu mnie zagiął. Nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony to było oczywiste, że wrócę do Nowego Jorku, jednak z drugiej mogłam tam zostać i rozpocząć nową historię. 

You Are Jealous || h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz