Podskoczyłam przerażona i odwróciłam się w stronę osoby, która mnie zaczepiła. Ile bym dała, aby osoba, która przede mną stała, wyparowała. Niechętnie spojrzałam na mężczyznę, który doprowadził do zrujnowania mi życia. Nie wierzyłam, że tak bardzo zamierzał osiągnąć swój cel.
- Żartujesz sobie ze mnie? - byłam zaskoczona, że cokolwiek do niego powiedziałam. Wcześniej wpadałam w nieokreślone napady paniki, nie mogłam oddychać, mdlałam. Ostatni raz wylądowałam w szpitalu przez tego gnoja. Teraz czułam jedynie odrazę, wstręt i cholerne potępienie. - Masz czelność podchodzić do mnie, śledzić mnie...
- Indie, chciałem jedynie porozmawiać. Musisz mnie wysłuchać...
- Nic nie muszę. Nie rozumiesz? Zabiłeś mi rodzinę... zniszczyłeś ją. Jak absurdalne to jest, że stoisz teraz naprzeciwko mnie, a ja z tobą rozmawiam? Jeszcze prosisz mnie o cokolwiek. Zniknij raz i na zawsze. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, nie chcę cię widzieć. Odejdź i daj mi spokój. - wyszeptałam z wściekłością. Spojrzał na mnie swoimi dużymi oczami, ale nie dostałam odpowiedzi.
- Tutaj jest! - usłyszałam, więc zwróciłam uwagę na ochroniarza, który zmierzał w naszym kierunku. Czyżby ten potwór coś ukradł?
Człowiek, którego kiedyś nazywałam ojcem, wbił mi do dłoni małą karteczkę i zaczął uciekać. To utwierdziło mnie w fakcie, że nie zmienił się ani trochę. Z ciekawości rozłożyłam fragment papieru, na którym był podany nieznany mi adres. Nie sądziłam, żeby to był jego dom. On nie miał nic.
- Zna pani tego mężczyznę? - zdyszany wysoki facet stanął obok mnie, łapiąc się za biodro. Wzruszyłam ramionami i pokręciłam przecząco głową. - Cholera jasna, kręci się tutaj od miesięcy i zawsze kradnie pojedyncze rzeczy. - parsknęłam wewnętrznie, nie dowierzając, że po tym wszystkim on jeszcze był złodziejem.
Zmęczona i zrezygnowana, wróciłam do mieszkania. Nie miałam siły ani ochoty na zakupy. Sprawdzając telefon, zadziwił mnie brak wiadomości od Harry'ego. Wcześniej wydzwaniał dosłownie co minutę, a teraz czułam niepokój spowodowany ciszą z jego strony.
Westchnęłam i postanowiłam zrobić coś przyzwoitego na kolację. Skończyło się na garnku spaghetti, ale kto mógłby się obrazić na takie danie.
Włączyłam laptopa, który leżał na stoliku do kawy i na siedząc na dywanie, postanowiłam wyszukać adres, który dostałam dzisiaj od swojego ojca. Na tej samej ulicy znajdował się przytułek dla bezdomnych. Mimo wszystko, zakuło mnie coś w sercu. Nie byłam pewna, czym to był spowodowane. Nie mogłam mieć litości dla tego człowieka, jednak myśl, że jedyna osoba z mojej teoretycznej rodziny tak skończyła, była przykra.
Wszystko to co się wydarzyło bolało mnie ogromnie. Utrata najbliższych, śmierć mojej mamy, brata, brak kochającego taty, ciągłe problemy z Harry'm. Nie umiałam nic stworzyć, nawet zachować pracy. Każdą rzecz, którą próbowałam stworzyć lub nią kierować, przepadała.
Nie poczułam, gdy pierwsza łza spłynęła mi po policzku, ani druga czy trzecia. Po prostu spadały do miski bądź na moje ubranie. Przez moment byłam w kompletnej rozsypce, wmawiając sobie, że nie mam nic do zaoferowania temu światu. To okropna myśl, która dopada mnie za każdym razem, gdy dzieje się coś niepokojącego.
- Indie, weź się w garść. - skarciłam się, wycierając zdradzieckie słone krople ze swojej twarzy. Odetchnęłam kilka razy i wpisałam w wyszukiwarkę potrzebne mi informacje na temat dostania się na studia. Chciałam wszystko zrobić po swojemu, swoją ciężką pracę. Miałam dość użalania się, płakania przez każdą osobę w moim życiu. To był dzień, w którym zdecydowałam zmienić siebie i swój byt w tym wielkim świecie.
Ze zrozumieniem czytałam artykuły oraz propozycje poszczególnych uczelni. Byłam gotowa na to, aby dokonać wszystkiego, żeby zdać na studia w Waszyngtonie. To była uczelnia, która mnie zainteresowała i to ona stała się moim celem na przyszły rok.
- Dasz radę, Indie. - musiałam naprawdę przestać do siebie gadać, bo było to już nieodpowiednie.
Spędziłam na tym całą noc, żeby wyszukać odpowiednie kursy , by móc zdać egzaminy. Wiedziałam, że będę musiała poświęcić na to dużo pieniędzy, ale zdecydowanie było to warte.
Położyłam się około drugiej lub nawet trzeciej i wciąż z tyłu głowy miałam obawy odnośnie Harry'ego. Nie odzywał się, co było nie w jego stylu. Postanowiłam jednak nie odpuszczać, zasłużył na milczenie a ja na spokój.
Jego postawa na pogrzebie była z jednej strony do zrozumienia, ponieważ cierpiał, zagubił się, stracił ukochaną mamę, która była podporą całej rodziny, ale jednak nie umiałam znaleźć wytłumaczenia na to, że zamiast oddać mamie szacunek to wolał popadać ze wszystkimi w konflikty. Nie byłam w stanie tego pojąć.
- Zniszczyłaś wszystko, zabiłaś naszą matkę! - zachłysnęłam się powietrzem, słysząc ostre słowa skierowane do blondynki.
Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. Nigdy nie spodziewałabym się, że oskarży siostrę o wypadek. Nie wyobrażałam sobie co czuła, gdy krzyczał w jej kierunku. Takie oskarżenia były mocne, ale jednocześnie bezpodstawne. Na pewno przeżywała to tak samo jak Harry, a może nawet sama siebie obwiniała, a on odważył się wypowiedzieć tak bolesne stwierdzenie na głos.
- A ty? Robisz dokładnie to samo, mówiąc o swoim ojcu! - rozejrzałam się dookoła i sytuacja była taka, że każde oczy nas obserwowały, a niektórzy się przybliżyli.
Nie wierzyłam, że mógł porównywać te dwie sytuacje. Potrafiłam ogarnąć jego rozgoryczenie, ale to było poniżej pasa. W tej chwili te słowa uderzyły we mnie mocniej niż na pogrzebie. Indie nie rycz ponownie. Jesteś silna.
- Zobaczysz, Styles. Ona nie wytrzyma z tobą. Skończy tak samo jak skończyła Georgia i Harriet.
Przypomniały mi się słowa Kerry'ego, które były przykryte tajemnicą. Nie miałam pojęcia o kim mówił, aczkolwiek mogłam się domyślić, że były to poprzednie kobiety Styles'a. Chciałabym się dowiedzieć, co się z nimi stało, że Jack postanowił użyć tego jako broń przeciwko brunetowi, ale czy zmieniłoby to cokolwiek w naszej sytuacji? Nie byłam pewna. Nie umiałam określić, co łączyło mnie z zielonookim i czy chciałam, aby coś łączyło. Po prostu to wszystko wydawało się beznadziejnym kołem, gdzie Harry lub ja psujemy wszystko, naprawiamy i od nowa. To nie miało sensu i chyba trzeba było stanąć z prawdą prosto w twarz. Nie zamierzałam rezygnować z pracy, ponieważ teraz liczyły się studia. Musiałam jeszcze poinformować Louis'a o swojej samodzielnej decyzji. Byłam mu wdzięczna za możliwość studiowania dzięki niemu, lecz chciałam dojść do tego sama. Takie były moje warunki. Potrzebowałam tego.
Indie, czas na zamiany.
♥
wybaczcie za moją przerwę :(
jak ktoś tutaj jest to niech się odezwie proszę :(
kocham was xx
CZYTASZ
You Are Jealous || h.s
FanfictionKiedy mieszkasz w Nowym Jorku wśród tych wielkich wieżowców i znanych osób, można stracić głowę. Chyba, że jesteś ze średniej półki. Wtedy nie musisz się przejmować całym tym chaosem. Jesteś szarą jednostką, która nie liczy się w wielkim świecie. I...