Wciąż będąc pod wpływem nerwów oraz strachu, czekałam na Louis'a. Obserwowałam każdą osobę, która obok mnie przechodziła. Większość ludzi nie zwracała na mnie uwagi, rozmawiali przez telefon, zajmowali się swoimi towarzyszami albo byli zagłębieni w swoich myślach. Każdy z nich miał swoje problemy, których nie można było odkryć przez jedno spojrzenie. Nikt nie mógł od razu stwierdzić, że byłam córką mordercy, a ja nie potrafiłam odgadnąć, co przydarzyło się innym.
- Louis? - odebrałam połączenie, widząc jego nazwisko na wyświetlaczu. Patrzyłam w podłogę, gdy dotarło do mnie, że wgłębi miałam nadzieję, że to Harry zadzwoni. Indie, uspokój hormony, to jest zakończony etap.
- Możesz iść na parking, czekam w samochodzie na pierwszym piętrze. - kiwnęłam głową, lecz wiedziałam, że nie był w stanie tego zobaczyć. Wstałam i rozłączyłam się.
Na parking dotarłam po kilku minutach i rozpoczęłam poszukiwanie czarnego mercedesa. Podskoczyłam, gdy usłyszałam klakson, a kiedy się odwróciłam zauważyłam wyszukiwany pojazd.
- Jak spotkanie?- zaczęłam konwersację, wsiadając i zapinając pas.
- Dużo się działo, opowiem ci przy jedzeniu. - mruknął dość ponurym jak na niego głosem, uruchamiając silnik i ruszając do wyjścia. Nie przejęłam się jego słowami, aczkolwiek coś musiało być na rzeczy.
Nie jechaliśmy długo, ponieważ zajęło nam to jedynie kilka minut. Widocznie Tomlinson miał więcej szczęścia do omijania korków niż Harry.
Zatrzymaliśmy się przed bardzo ładną, uroczą, ale małą restauracją. Wydawała się być cała z ciemnego drewna, udekorowana bluszczem i wieloma innym rodzajami roślin.
- Witam, panie Tomlinson. Stolik przygotowany. - byłam zaskoczona, jednak starałam się zachować pozory.
- Jem tylko tutaj, a nie mam partnerki, więc przychodzę tu codziennie.
- Rozumiem. - uśmiechnęłam się i zajęłam miejsce naprzeciwko niego. Niemal natychmiast zostało nam podane menu i mogliśmy wsadzić swój nos w kartę. - Chyba wezmę to co zazwyczaj biorę - spaghetti. - nie mogłam się powstrzymać. Kochałam ten makaron.
- To ja krewetki. - po chwili zamówiliśmy swoje dania oraz napoje w postaci wody z cytryną. - Nie jestem pewny, czy będziesz pracowała w Styles Company... - zaczął, powodując moje zdekoncentrowanie. Czyżby Styles chciał się mnie już zupełnie pozbyć?
- Czemu?
- Frank wraca do gry. - oznajmił, biorąc łyk wody. Przyglądał mi się dokładnie, oczekując reakcji. Nie otrzymał jej. Nie miałam powodu, aby się denerwować albo być zadowoloną. Starego Styles'a nie znałam zupełnie. Mieliśmy styczność wyłącznie raz i tyle mi wystarczyło. - Chce wygryźć Harry'ego i wrócić na stołek prezesa...
- Przecież sam dobrowolnie mu go oddał, więc...
- Pieniądze, Indie. Nie bądź naiwna. Ta firma ma dochody, które pozwoliłyby po miesiącu nie pracować do końca życia. Jeśli Frank'owi uda się wyrzucić Harry'ego, to większość pracowników wypadnie z rozgrywki. W tym ja i ty. - nie wyczułam żadnych negatywnych emocji w jego głosie mimo, że groziła mu utrata roboty. Dopiero później przypomniałam sobie o jego kancelarii. - Nie przejmuj się, u mnie jest dla ciebie miejsce.
- Chciałam ci serdecznie podziękować za to, że...
- Nie masz za co. Myślę, że to był mój obowiązek. Nigdy nie miałem tak młodego pracownika. - czy naprawdę byłam najmłodsza w firmie?
Po otrzymaniu swoich dań, siedzieliśmy w budynku jeszcze dwie godziny pogrążeni w konwersacji. Nie poruszaliśmy tematu pracy, a zwyczajnie poznawaliśmy się, nie narzucając sobie żadnych niewygodnych pytań. Nie był tak nachalny i ciekawski jak zielonooki. Spokojnie czekał, słuchał i nie wyciągał ode mnie informacji.
CZYTASZ
You Are Jealous || h.s
FanfictionKiedy mieszkasz w Nowym Jorku wśród tych wielkich wieżowców i znanych osób, można stracić głowę. Chyba, że jesteś ze średniej półki. Wtedy nie musisz się przejmować całym tym chaosem. Jesteś szarą jednostką, która nie liczy się w wielkim świecie. I...