Moje nowe mieszkanie wydawało się o wiele za duże dla mnie. Różnica między nim a apartamentem Harry'ego była taka, że miałam jedno piętro, ale styl był podobny. Miałam dla siebie trzy pokoje, łazienkę i kuchnię, a obok jadalnię. Mieszkałam na piątym piętrze, ale i tak posiadałam przepiękny widok na dzielnicę Nowego Jorku.
Kartony zawalały całą podłogę, jednak byłam zbyt zmęczona, żeby je teraz opróżnić. Przytłoczyło mnie dosłownie wszystko, co ostatnio się wydarzyło.
Z Harry'm pożegnałam się godzinę temu i nie było to w żaden sposób dramatyczny, namiętny lub jakkolwiek emocjonujący koniec. On miał swoje sprawy związane z pogrzebem, a ja musiałam ogarnąć swoje życie na nowo. Pogodziliśmy się z tą sytuacją i zapomnieliśmy o uczuciach do siebie. Przynajmniej tak mi się zdawało.
Pogrzeb mamy Styles'a miał odbyć się za trzy dni i zostałam na niego zaproszona, aczkolwiek nie wiedziałam czy powinnam się tam pojawić. Nie miałam podstaw, chociaż wewnętrznie czułam ten obowiązek.
Dzisiaj też zamierzałam zacząć swoją pracę dla Louis'a, ponieważ nie czułam potrzeby siedzenia w tych pustych ścianach aż do poniedziałku. Była godzina siódma, dlatego mogłam spokojnie się ogarnąć do wyjścia.
Przebrałam się w normalne jeansy oraz białą koszulkę. Na to narzuciłam czarną marynarkę, ubrałam botki tego samego koloru, płaszcz i wyszłam. Gdyby nie ta pogoda, to mogłabym się przejść, lecz zima była surowa i w życiu nie dałabym rady wytrzymać na tym mrozie.
Podjechałam metrem jeden przystanek i wysiadłam prawie przed samą firmą. Pomodliłam się w duchu, aby nie zwrócić na siebie większej uwagi i ruszyłam do wnętrza.
- A gdzie Styles'a zgubiła? - usłyszałam, więc jedynie przewróciłam oczami. Niepotrzebne mi było zaprzątanie sobie głowy ludźmi, których nie znałam i którzy nie znali przebiegu naszej historii.
Kierowałam się instrukcjami Styles'a, które zostawił mi na kartce. Musiałam pojechać windą na dziewiąte piętro i skierować się przez szklane drzwi do drugiej części budynku. Tak też zrobiłam.
Prezentowała się nawet lepiej niż część biurowa Harry'ego. Wizualnie wyglądała lepiej. Wszystko było utrzymane w czerni i bieli, a dodatkowym pozytywem były wielkie szklane okna.
Ruszyłam długim korytarzem z poszukiwaniem gabinetu Louis'a. Niestety jak się okazało, miał on pomieszczenie na samym końcu. Zapukałam trzy razy i weszłam niepewnie, wciskając głowę w przestrzeń pomiędzy framugą a drzwiami.
- Indie! Witaj. - zachęcił mnie, abym weszła w głąb pokoju, więc spokojnie usiadłam na przygotowanym fotelu. - Dowiem się wreszcie, co się stało...
- Może kiedyś. Teraz nie mam ochoty o tym rozmawiać.
- Jakbym jego słyszał. - pokręcił głową. - W każdym razie, jego strata to mój zysk. Nie powiem, że nie cieszę się z takiego obrotu spraw. Mówiłem mu, że łatwiej będzie jakbyś mieszkała ze mną, aczkolwiek był nieugięty. Zazdrośnik. - zaśmiałam się ironicznie, wiedząc, co brunet sobie myślał, gdy Louis mu to proponował. Harry uważał, że każdy był taki jak on. - Dlatego ograniczam twoje obowiązki do jedynie biurowych. I nie martw się. Sytuacja w firmie jest teraz napięta...
- Dlaczego?
- Nikt nie potrafi dogadać się ze Styles'em. Powiedzmy, że wypowiedział kilka słów za dużo do wszystkich swoich wspólników. Niektórzy zrezygnowali. - wzruszył ramionami, a ja wpadłam w zadumę nad tym, co było tego przyczyną. Nie była to już moja sprawa, aczkolwiek ciekawiło mnie czemu był tak oschły w stronę swoich znajomych. - A teraz pójdziesz ze mną na śniadanie, bo nie miałem czasu porządnie zjeść. - uśmiechnęliśmy się do siebie i oboje wstaliśmy. Poprawiłam marynarkę, założyłam z powrotem płaszcz i cicho podziękowałam, gdy otworzył mi drzwi. Był kompletnie inny niż zielonooki. Był uprzejmy, szarmancki i niezwykle pozytywnie nastawiony. Przeciwieństwo ogromne, ale i zadowalające.
Szliśmy po ogromnym korytarzu na dolnym piętrze, a w tle słychać był huk odbicia moich obcasów od podłogi. Po mojej prawej szedł Tomlinson z uśmiechem na ustach. Nagle zza rogu wyłonił się brunet z piękną kobietą przy boku. Nowa asystentka?
- Tomlinson. - prychnęłam.
- Styles.
- Ale sztywniak. - stwierdziłam cichutko tak, by tylko mój towarzysz mógł dosłyszeć. Zaśmiał się i położył mi rękę na plecach. Nie trwało to długo, ponieważ poczułam mocne szarpnięcie.
- Jestem twoim szefem, więc trochę szacunku! - czy on miał rozdwojenie jaźni?
- Jak dobrze wiem, teraz ja jestem jej szefem. - otworzyłam szerzej oczy, obserwując jak szatyn wszedł pomiędzy mnie a mężczyznę o zielonym spojrzeniu.
- A ja dla ciebie kim jestem?!
- Wspólnikiem. Na pewno nie szefem. - miałam chęć roześmiać się na cały głos z miny jaką Louis uzyskał od Harry'ego. - Mimo wszystko. Panuj nad sobą. To jest kobieta, a nie jedna z twoich... - zamilkł, odwracając wzrok w stronę nowej koleżanki. -... zabawek. - wtedy Styles skupił całą swoją uwagę na mnie, co wywoływało u mnie dyskomfort. Miałam ochotę się schować przed jego intensywnymi źrenicami. Swoją ręką odsunął Tomlinson'a, który nie był zbyt przychylny do tego. Szarpali się przez krótki czas, jednakże w końcu prezes firmy dopiął swego i w tym momencie stał bardzo blisko mnie, aż czułam jego oddech na swoim policzku.
- Jak się czujesz? - jego błyszczące tęczówki były zabijające. Nie wyczuwałam swoich nóg, były jak z waty, aczkolwiek nie dałam tego po sobie poznać.
- Dobrze. Zadziwiająco dobrze jak na to, że praktycznie wyrzuciłeś mnie z domu. - warknęłam równie cicho jak on.
- Wiesz, że tak jest lepiej.
- Teraz chcesz o tym rozmawiać? - zakpiłam, nie mogąc wytrzymać już z tak bliskim kontaktem.
- Pieprzył cię? - myślałam, że się przesłyszałam, gdy te słowa opuściły jego usta. Zamrugałam kilkakrotnie, ale jego mina nie zmieniła się, nie zaśmiał się i nie oderwał ode mnie wzroku.
- Nie, ale ty też nie miałeś okazji. - krótko odpowiedziałam, co spowodowało u niego złość. Zacisnął dłonie w pięści i przekręcił twarz w prawo. Czułam narastającą wściekłość wraz z jego pytaniem. Jak mógł posądzać mnie o tak szybkie zabawienie się? - Co ty myślisz? Że kim ja jestem? Tobą? Jesteś odrażający...
- Mówisz do swojego przełożonego, panno Denis. - w tej chwili wybuchałam prawie śmiechem i płaczem jednocześnie.
- Jesteś odpychający, ohydny i mam nadzieję, że w końcu złapiesz jakąś chorobę przez ciągłe pieprzenie jakichś kobiet. Jesteś bezczelny i nie każdy musi postępować tak jak ty. Nigdy mnie nie kochałeś i dobrze, że spostrzegłam jakim jesteś człowiekiem. Szybko się pocieszyłeś. - sugestywnie podniosłam brwi na nową kobietę. - Żegnam, panie Styles. - ostatni raz rzuciłam mu pełne nienawiści spojrzenie i ostatecznie uderzyłam go w twarz tak, żeby zapamiętał jak bardzo mnie skrzywdził.
Nie oglądałam się za siebie. Ostatnie co widziałam, to jego łagodne oczy, które uspokoiły się wraz z moimi słowami. Za późno, Styles, zdecydowanie za późno.
*
Słuchajcie tutaj będzie taka zmiana głównej bohaterki i ogólnie zmiana poglądu na relację ze Styles'em, że będziecie w szoku!
Komentarze mile widziane ;) jak mnie zaskoczycie opiniami to od piątku do KOŃCA SOBOTY robię maraton.
Nie jeden dzień tylko piąteczek i sobotę, pomyślcie o tym ;))
Kocham xx
CZYTASZ
You Are Jealous || h.s
FanfictieKiedy mieszkasz w Nowym Jorku wśród tych wielkich wieżowców i znanych osób, można stracić głowę. Chyba, że jesteś ze średniej półki. Wtedy nie musisz się przejmować całym tym chaosem. Jesteś szarą jednostką, która nie liczy się w wielkim świecie. I...