Ledwo trzymając się na nogach, wpadłam wręcz do domku. Pociągałam nosem, z wargi leciała mi krew, a moje ciało było całe obolałe. Nie mogłam nawet porządnie złączyć nóg.
Nie, nie zgwałcił mnie.
W momencie, w którym chciał już dokonać gwałtu, ostatkami sił kopnęłam go w sam środek jego dolnych partii i to było wystarczające, aby zebrać strzępki swoich ubrań oraz uciec.
Nie czułam nic, prócz brudu. Mimo, że teoretycznego mordu mojej kobiecości nie dokonano, to sam fakt, że prawie do tego doszło, że miał jakiś dostęp do mojego ciała, że macał okolice piersi oraz bardziej intymne, pokrywało mnie błotem.
- Indie?! - nie potrafiłam unieść na niego swoich oczu. Zwyczajnie wbiegłam do łazienki, upuszczając rozerwane rzeczy na podłogę.
Wraz z włączeniem wody pod prysznicem, zalałam się łzami. Nie umiałam ich powstrzymać, nie dałam rady wyciągnąć ze swojego gardła krzyku, który opanował mnie wewnętrznie.
- Indie, cholera?! Co się stało?! Otwórz drzwi. - dobijał się do pomieszczenia, lecz jego słowa echem odbijały się w moim umyśle. Wszystko było skupione na wydarzeniach sprzed parudziesięciu minut. - Indie, płaczesz? - zapytał już dużo spokojniejszym głosem, ale wciąż jego dłoń uderzała o drewnianą powłokę.
Weszłam pod zimną wodę, kucając w brodziku. Chciałam być czysta, pozbawiona dotyku obcego faceta. Samo zetknięcie się jego palców z miejscami, gdzie nigdy nie powinny się znaleźć, sprawiało ból i ogromną traumę. Kolejną traumę.
- Indie?
- Zostaw mnie! - krzyknęłam, nareszcie odzyskując zdolność mówienia. Co nie oznaczało, że miałam na to ochotę.
Wyszorowałam każdy fragment ciała, umyłam włosy dwa razy, wypłakałam się i ubrałam w czyste ubrania. Umyłam zęby, twarz kilka razy i przed dobre dwadzieścia minut stałam naprzeciwko lustra, tępo wgapiając się w swoje puste odbicie. Nie miałam w sobie już nic. Życie potraktowało mnie jak gówno i zakończyło moją walkę o lepsze warunki właśnie dzisiaj.
- Indie?! Kochanie, co się stało? Czy to siniaki i zadrapania, kto... - złapał mnie za ramię, więc natychmiast zepchnęłam jego rękę i odsunęłam się na odpowiednią odległość.
- Nie... nie dotykaj mnie. - szepnęłam, mając oczy rozmiarów spodka. Byłam przerażona. Czułam wyłącznie nienawiść do wszystkich dookoła. - Gdzie byłeś?! Gdzie byłeś, kiedy tak bardzo cię potrzebowałam?! Czemu potraktowałeś mnie w ten sposób w siłowni?! Co takiego zrobiłam?! Gdybyś zareagował inaczej, zostałabym, a wtedy nie wydarzyłoby się... nieważne. Nienawidzę cię. - ostatnie słowa wręcz wyjawiłam bezdźwięcznie. Moje struny miały już dosyć. Nawet one nie chciały się angażować w konwersację.
- Indie, czy... - z nową ścieżką kropli na moich policzkach pokręciłam zrezygnowana głową. - Musisz mi powiedzieć, co się stało.
- A co to zmieni? Czasu nie cofniesz. - pociągnęłam nosem i zostawiłam go ze swoimi myślami. Usiadłam skulona na leżaku, obserwując zachodzące słońce. Znikało dokładnie tak jak ja, chociaż u mnie panował już całkowity mrok.
Prawie się wywróciłam, kiedy usłyszałam potworny huk. Po zbadaniu sytuacji, mogłam stwierdzić, że Styles rozwalił lampkę nocną, cisnąc ją o ścianę.
- Albo mi powiedz, co się wydarzyło, albo... - wyglądał niebezpiecznie, jakby wpadł w szał. Nie kontrolował swoich ruchów, uderzał we wszystko, w każdą ścianę, mebel.
- Albo co? Pobijesz mnie? Nie będziesz pierwszy. - oznajmiłam sucho, posyłając mu spojrzenie pełne pogardy. Nie obejrzałam się nawet, a byłam przyparta do zimnego okna tarasowego. Powietrze było mi prawie odebrane, gdyż ściskał moje gardło na tyle mocno, że z ciężkością oddychałam.
CZYTASZ
You Are Jealous || h.s
FanfictionKiedy mieszkasz w Nowym Jorku wśród tych wielkich wieżowców i znanych osób, można stracić głowę. Chyba, że jesteś ze średniej półki. Wtedy nie musisz się przejmować całym tym chaosem. Jesteś szarą jednostką, która nie liczy się w wielkim świecie. I...