VI. Prezentacja

1.2K 31 4
                                    

15 sierpnia 2013

Minęło osiem miesięcy. Znowu mogłabym się rozpisywać o zmianach, które nastąpiły, ale... Właściwie to po co? Zmiany są i będą częścią naszego życia. Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy nie chcieli się zmieniać, albo nie chcieli zmieniać nic w swoim życiu. Od zawsze uważałam, że zmiany są potrzebne i ważne, bo bez nich nie byłoby rozwoju i nadal żylibyśmy w epoce kamienia łupanego. Oczywiście, przeciwne przekonania mieli moi rodzice. Ustatkowali się, mieli spokój, więc po co jakieś zmiany? Po co robić coś spontaniczne skoro nudny i powtarzalny dzień jest o wiele lepszy? I chyba to był jeden z naprawdę wielu powodów, przez które ich nie rozumiałam. Jak można żyć przez (przynajmniej) szesnaście lat bez żadnej, dosłownie żadnej zmiany?

Ja tak nie umiałam i wydaje mi się, że nigdy nie będę umiała. Zresztą, to nie jedyna rzecz, która nas różni. W moim życiu nie mogło być monotonii, bo gdy ona się pojawiała to był też ktoś z pomysłem na nią. Czasem robiłam coś sama, częściej jednak z chłopakami.

Zostałam chrzestną syna Messiego.  Wiecie jak się cieszyłam? Tony była o wiele mniej nerwowa i mogłyśmy spokojnie gdzieś wyskoczyć. To samo z Lionelem. Był kochanym partnerem, ojcem oraz przyjacielem. Popełniał błędy, jak każdy zresztą. Zapominał o rzeczach najważniejszych. Raz na przykład zostawił Thiago, bawiącego się na szycie schodów bez opieki, czy spalił kurczaka i wywołał malutki pożar. Jednak wiecie o czym przez pięć lat nie zapomniał ani razu? O moich urodzinach. Co roku robiliśmy to samo, w mniejszym lub większym składzie. Wprawdzie nie było już takich fajerwerków jak za pierwszym razem, ale wolałam to tysiąc razy bardziej niż tradycyjną imprezę.

W wolnych chwilach robiłam za niańkę. Zwłaszcza kiedy Shakira wyjechała i musiałam pomagać Gerardowi przy małym. Był taki zakochany w swoim pierwszym dziecku. Dumny też. Dani się śmiał z nowszych tatusiów, wspominając swoje początki i mówiąc, że mnie też to kiedyś czeka.

Siedzieliśmy sobie jak, co tydzień przed telewizorem, rozkoszując się jedynym wolnym dniem w tygodniu. Byliśmy ubrani w onesie z podobiznami królików- ja w różowym, a on niebieskim. Dzieciaki wyjechały na dwa tygodnie do swojej mamy i zostały nam ostatnie trzy dni spokoju. Chociaż wiadomo, że obydwoje się stęskniliśmy za nimi.

Musiałam jeszcze napisać piosenkę dla wschodzącej gwiazdy i umówić się na zaległą sesję sukni ślubnych. Jednak niewiele się tym przejmowałam w wolny dzień.

Siedzieliśmy na kanapie i jedliśmy popcorn, oglądając najnudniejszy film jaki udało nam się znaleźć.

-Ej, prezentacja nowego zawodnika jest dzisiaj.- przeczytał SMSa, którego dostał kilka sekund temu.

Wiedziałam, co znaczy to, że mnie o tym powiadomił.

-Byliśmy na czterech ostatnich.- jęknęłam zrezygnowana.

Naprawdę nie miałam ochoty się ogarniać i wychodzić gdziekolwiek.

-Ostatni raz i więcej Cię o to nie poproszę.- zrobił maślane oczka.

Niechętnie się na to zgodziłam i już miałam ruszyć swe szanowne cztery litery, ale dowiedziałam się, że miałam jeszcze cztery godziny. Siedziałam, więc dalej, dopóki ktoś nie przerwał mi tego błogiego poranka. Tym kimś byli oczywiście piłkarze. Pique i Messi z dzieciakami.

Złośliwie skomentowali nasze ubiory, co było już u nich normą. Jeden i drugi od razu chcieli iść na prezentację, a Leo powiedział nam, że on już wie kim jest nowy nabytek Barcelony. Mówił jeszcze, że jest w moim wieku i może mi się spodobać, bo każda dziewczyna stwierdziła, że to niezłe ciacho. Gadał, jakby mnie nie znał.

Tu entiendes | Neymar JrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz