Prolog

2.2K 41 1
                                    

14 lipca 2008

-Nie mogłabyś być, jak Twoja siostra?!- zapytała wściekle kobieta przede mną, bo matką nazwać jej nie mogłam. Od lat było wciąż to samo, ciągłe kłótnie i afery, że wszystko robię źle- Nie mogłabyś się dobrze uczyć? Dobrze zachowywać? Zajmowaliśmy się Tobą przez pieprzone szesnaście lat i od małego sprawiasz same problemy!

Słyszałam od nich naprawdę dużo. Coś w stylu, że nie dziwili się, że nie miałam przyjaciół lub, że powinnam sobie znaleźć pracę. Jednak pierwszy raz usłyszałam, że jestem dla nich problemem. Nigdy nikt mi nie powiedział, że mnie kocha, że jest ze mnie dumny. Że jestem dobra, taka jaka jestem. Moja wspaniała siostra, która była dla rodziców darem od Boga, jedyna i niepowtarzalna, patrzyła na to, siedząc na kanapie. Nie odezwała się słowem, nawet nie mrugnęła. Po prostu patrzyła jak jej rodzeństwo jest gnojone. W moich oczach zgromadziły się łzy. Chciałam być silna, naprawdę. Nie chciałam nigdy więcej przez nich płakać. Ale nie wytrzymałam. Bo czasem dzieje się coś, przez co człowiek pęka. I wszystko się zmienia.

-Nie chciałam was tak obarczać, przepraszam. Trzeba było powiedzieć wcześniej.- powiedziałam głosem pełnym wyrzutu. Ale nie dodałam nic więcej. Oni nie byli moją rodziną. Nigdy. I nie wiem, czemu ktoś aż tak mnie pokarał, że musiałam z nimi żyć.

Szybkim krokiem ruszyłam do pokoju i zaczęłam pakować torbę, ocierając niechciane łzy. Wtedy pękłam. I u mnie też wszystko się zmieniło. Naprawdę miałam już dość. Ta rodzinka była tak cholernie perfekcyjna. Matka w perfekcyjnej sukience, z perfekcyjną fryzurą i makijażem. Ojciec pracujący w perfekcyjnej pracy i zarabiający perfekcyjne pieniądze, którymi mógł zapłacić za ten perfekcyjny dom. Siostra z perfekcyjnymi ocenami i przyjaciółmi z innych perfekcyjnych rodzin. No i ja. Dziewczyna ze złymi stopniami, zawsze w za dużej bluzie, ze znajomymi jeżdżącymi na deskach i pijącymi piwo. Tak bardzo do nich nie pasowałam. I nie udało mi się wpasować mimo wszelkich starań. Starłam ostatnie łzy i zapięłam torbę. Chwyciłam moje oszczędności i po cichutku zeszłam na dół. Wszyscy spali, bo w domu było cicho jak nigdy. Ostanie raz spojrzałam na miejsce, w którym zrodziło się we mnie tyle nienawiści, gdy ubierałam buty.

Na pewno będziecie zadowoleni. Uciekłam z domu. Raczej się już nie spotkamy.
                       Wasz problem, Paulina

Zostawiłam za sobą tą perfekcyjną przeszłość i uciekłam. Zrobiłam z siebie tchórza, nie chcąc walczyć z problemami. Ale co ja mogłam? Byłam tylko gówniarą, która dostała kopa od życia. A moja rodzina mogła wszystko. Mogli mnie niszczyć bez żadnej konsekwencji.

Weszłam na lotnisko, nie wiedząc co robić. Ale miałam tylko dwie opcje: Anglia lub Hiszpania. Co mną kierowało? Nie wiem do dziś, ale teraz wiem, że wybrałam najlepiej, jak tylko mogłam. Wybrałam swoje szczęście.

-Najbliższy samolot do Hiszpani?- zapytałam młodą kobietę. Miała na oko trzydzieści parę lat, ale była naprawdę ładna. Krótko ścięte włosy pasowały do brązowych oczu i małych ust, które rozciągały się w bajecznym uśmiechu. Ładnie skrojony uniform współgrał z jej talią osy. A mimo to widziałam w niej coś, co mnie odrzucało.

-Dokąd dokładnie?- zaczęła sprawdzać coś na komputerze. Miała długie smukłe palce, które sprawnie poruszały się po klawiaturze. Na paznokciach widniał jasnoniebieski lakier z malutkimi kwiatuszkami. No wyglądała obłędnie!

-Barcelona.- uśmiechnęłam się. Stolica Katalonii była moim marzeniem od dziecka, ale nie udało mi się go spełnić. Więc może to był właśnie ten czas.

-Za trzy godziny. Ma pani szczęście.- oznajmiła oschle, podając mój bilet. A jednak coś nie grało. Zapłaciłam należną sumę, po czym z kawałkiem papieru ruszyłam w stronę odprawy.

Lepsza przyszłość, nadchodzę!

Stanęłam pierwszy raz na Hiszpańskiej ziemi. Było dosyć ciepło, ale przede wszystkim bardzo słonecznie. Założyłam okulary na nos i ruszyłam w stronę wyjścia z lotniska. Jak zwykle w takich miejscach panował gwar i pośpiech. Ale łez też nie brakowało. Minęłam chyba setkę ludzi, nim udało mi się dostać do drzwi. Jednak, gdy tylko opuściłam to okropne miejsce, poczułam się jak w raju. Byłam tam, gdzie chciałam być.

Miałam przy sobie niewielką kwotę pieniędzy, co było problemem nie do przejścia, i naprawdę, w tamtym momencie nie bardzo wiedziałam, co będę miała ze sobą zrobić. Nie martwiąc się tym jednak, ruszyłam na spacer po Barcelonie. Tak bardzo chciałam tu kiedykolwiek być. A rodzice niech się teraz martwią szkołą i wszystkimi formalnościami. Przecież nie powiedzą, że ich wyrodna córka przepadła bez śladu.

Przespałam w jakimś tanim motelu pięć nocy i na tym skończyło się beztroskie życie. Wprawdzie zatrudniłam się w małej kawiarni niedaleko stadionu, ale pieniądze dostałabym pod koniec miesiąca. Musiałam szybko coś wymyślić, aby tylko mieć gdzie spać.

Wymyśliłam. Z perspektywy czasu: byłam cholernie odważna. Wykorzystując maksimum swoich zdolności, stanęłam na środku zatłoczonej drogi w podziemiach i wyciągnęłam gitarę. Przed sobą położyłam czapkę dnem do góry. Pierwsze melodie były wygrywane niepewnie i ze strachem, ale im więcej ludzi stało wokół mnie, tym odważniej robiłam to, co kochałam. Na kartonie, który znalazłam blisko śmietników, napisałam na co zbieram pieniądze i faktycznie je tam wrzucali. To było niesamowite. Tłum ludzi, słuchający moich piosenek. W moim kraju coś takiego by nie przeszło. A tu? Raj.

W końcu późnym wieczorem ludzie zniknęli, a ja zaczęłam się zbierać. Miałam wystarczającą kwotę, by opłacić jeszcze kilka, może kilkanaście nocy w tym motelu.

-Bardzo ładnie grasz.- oznajmił mężczyzna w kapturze i okularach. Odskoczyłam na bok. Jasne, że się przestraszyłam. W końcu była dwudziesta druga, a ludzie wokół jakby wyparowali. Do mnie podchodzi dwóch podejrzanie wyglądających mężczyzn, a ja mam nie srać na ich widok w gacie?

-Nie masz gdzie spać, a ja mam duży dom niedaleko.- odezwał się drugi. Zmarszczyłam brwi na te z lekka niemoralną propozycję. Nocleg? Ponieważ?

I gdybym tylko wiedziała, jak to wszystko wpłynie na moje dalsze życie, nigdy bym się nie kłóciła.

-Za dużo sobie wyobrażacie, myśląc, że pójdę z którymś z was do łóżka. Nie jestem dziwką.- splunęłam chamsko na moment zapominając o swoim strachu. A potem to wróciło. Wizje, co ze mną zrobią, jeśli jeszcze coś powiem.

Oni się zaśmiali, co nieco mnie zdekoncentrowało, i po prostu ściągnęli bluzy i okulary. I jakie było moje zdziwienie, gdy zamiast dwóch zbirów zobaczyłam króla Barcelony, Lionela Messi'ego i, chyba, jego przyjaciela Dani'ego Alvesa. Trzeba mieć szczęście w życiu. Chociaż to było bardziej szczęście w nieszczęściu.

Porozmawialiśmy chwilę, bo, kurczę, byli moim idolami, od kiedy znalazłam własne szemrane towarzystwo. Nie mogłam odebrać sobie tej okazji.

-Co robisz?- zapytałam, kiedy Brazylijczyk chwycił moje torby i ruszył w nieznanym mi kierunku. Drugi z piłkarzy ruszył za nim, upewniając się, że też gdzieś tam idę.

-Nie spinaj się, musimy pilnować naszych wizerunków.- zaśmiał się Argentyńczyk, widząc moje przerażoną minę. Czy to normalne, że dwie legendy kradną ciebie i twoje rzeczy? Dla mnie na pewno nie.

Nie wiedziałam czy mogłam im ufać, byli dla mnie obcymi. Przypadkowo spotkanymi ludźmi na ulicy, którzy oferowali nocleg za darmo. To wszystko się kupy nie trzymało. Pewnie jeden z nich był gwałcicielem i mordercą. Tak obrzydliwie bogata osoba zatuszuje każdą sprawę.

Stanęliśmy pod ogromnym domem. Wielką willą należącą do Messi'ego. Czy to odpłata za krzywdy doznane wcześniej? Oby tak właśnie było. Oby nie kolejna kara za czyny, które popełniłam w poprzednim życiu.

-Chodź, zobaczysz swój nowy dom.- mężczyzna szturchnął mnie w bok, czym wyrwałam się z otchłani myśli. Pokręciłam głową na tego gwałciciela i półprzytomnie spojrzała na osobę po swojej lewej. Czemu ja?

-Jestem Paula.- przedstawiłam się jeszcze, po czym ruszyłam za nim. Oglądałam jego umięśnione plecy, kiedy otwierał przede mną te burżuazyjne drzwi.

~ ~ ~ ~ ~
Hej! Łapcie jeszcze prolog i do zobaczenia przy pierwszym rozdziale!
Buziaki!

Tu entiendes | Neymar JrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz