XXI. "Tak strasznie przepraszam"

625 24 5
                                    

Następny dzień spędziliśmy na jeżdżeniu bez sensu po mieście i jedzeniu pizzy. Rozmawialiśmy na każdy możliwy temat, od pogody przez damskie kosmetyki po moje uczucia do Neymara.

-I tak wiem, że będziecie razem.- pokręcił głową, gdy staliśmy na światłach.

Stwierdziliśmy, że najwyższy czas wracać do domu, ale to były szczytowe godziny w Barcelonie. Korki jakie rzadko się widuje.

-Mówisz jakbyś mnie nie znał.- powtórzyłam po raz kolejny- Lubimy się, ale to się nie wydarzy.

-A chcesz się założyć?- spojrzał na mnie zdeterminowany, a ja go szturchnęłam, aby ruszał.

-O co?- zerknęłam za okno.

-Ten, kto przegra, będzie musiał robić wszystko, co zechce druga osoba.- powiedział z chamskim uśmiechem.

-Zgoda.- podałam mu rękę.

Później śpiewaliśmy, a raczej darliśmy mordy do naszych ulubionych piosenek, aż w końcu, po kolejnej godzinie dotarliśmy pod jego mieszkanko.

-Jesteśmy!- krzyknęłam, wchodząc do domu, a po chwili usłyszałam tupot Thiago- Cześć, maluchu.

-Psywiozłaś tate?- zapytał, gdy trzymałam go na rękach, a w tym samym momencie do środka wszedł wyżej wspomniany z naszymi torbami- Hej.

Poszedł go przytulić, a ja przywitałam się z Anto i spytałam o ich najmłodsze dziecko, Mateo. Gdy rozsiedliśmy się na kanapie, ktoś zadzwonił dzwonkiem. Leo posadził mi na kolanach chrześniaka i ruszył w kierunku hałasu.

-Mogłeś mi dziecko obudzić, stary.- usłyszeliśmy, jak karci przybyłego gościa- Chodź.

Do salonu wszedł Brazylijczyk, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. Zapanowała niezręczna cisza, co wyczuł nawet trzyletni Thiago.

-Napijesz się czegoś?- spróbowała Roccuzzo, a on pokręcił tylko głową- Okej... Co planujesz na święta?

-Daj spokój.- westchnął Messi- Idźcie sobie wszystko wyjaśnić, a nie zachowujecie się jak dzieci.

Rzucił mi kurtkę, która wisiała na wieszaku i zabrawszy swoją pociechę, ruszył schodami na górę. Tony dołączyła do niego chwilę później, gdy dałam jej znak, że wszystko gra.

Ale wcale tak nie było. Nic nie było w porządku. Wiedziałam, że on się o mnie troszczył, co również oznaczało, że nie byłam mu obojętna. Po prostu go zraniłam. Wiedziałam i było mi z tym bardzo źle. Nie wiedział ile nocy przesiedziałam na balkonie, wpatrując się w gwiazdy i myśląc jak bardzo zawaliłam sprawę. Uwielbiałam go, ale nie mogłam tak dłużej. Nie chciałam żyć z przeświadczeniem, że wszystkich zawodzę i jestem tylko problemem.

Szliśmy przez oświetlone ulice Barcelony. Z każdej strony mijali nas weseli ludzie. To jakaś szczęśliwa rodzinka, tu rozbawiona grupa przyjaciół, a tam zakochana para. Nie wyglądałam nawet jak tamta samotna pani, która z uśmiechem wychodziła ze szpitala. Tak strasznie do nich nie pasowałam. Byłam inna. Zupełnie inna od tych wszystkich ludzi.

-Ja... Po sylwestrze chcę iść do ośrodka.- wyszeptałam.

Spojrzałam w jego kierunku. Miał na sobie czarne jeansy i granatową bluzę. Na głowę miał zaciągnięty kaptur, ale mimo wszystko widziałam po oczach, że jest pogrążony w swoich myślach. Ręce miał wbite w kieszenie spodni. Wyglądał na... Przybitego.

-Słucham?- zapytał- Dlaczego?

-Uszanuj moją wolę, dobrze?- zatrzymałam się, co i on musiał uczynić- Proszę, Neymar.

Tu entiendes | Neymar JrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz