XXXV. Poker

570 18 3
                                    

Weszłam padnięta do domu i odłożyłam klucze na szafkę. Ściągnęłam czerwoną bluzę Neya i białe trampki, po czym schowałam wszystko do szafy, bo od cholernej szóstej rano do trzynastej siedziałam i sprzątałam. Później musiałam iść do pracy, ale miałam nadzieję, że Jr. nie nabałaganił i zrobił coś do jedzenia przed treningiem.

Otworzyłam drzwi i myślałam, że coś mnie trafi. Syf, syf i jeszcze raz syf. Jeden wielki bajzel, a przecież nie było mnie tylko trzy godziny. Cholera jasna! Rzuciłam torebką o ziemię i zamknęłam oczy, licząc do dziesięciu. Niestety, nie pomogło. Spróbowałam, więc jeszcze raz. I jeszcze, i jeszcze, aż w końcu stwierdziłam, że to nic nie da.

Weszłam do kuchni, gdzie wcale nie było lepiej. Ignorując jednak bałagan, zrobiłam sobie kawę i usiadłam na kanapie, powoli ją pijąc. Była siedemnasta, więc powinien zaraz być.

-Hej, kochana.- wpadł, jak na zawołanie do domu. Rzucił torbę pod ścianę, buty zostawił tak sobie na środku pomieszczenia, a kurtkę powiesił na oparciu krzesła. Otworzył szafkę i westchnął- Nie ma żadnego czystego talerza.

-W zlewie leżą, to weź i sobie umyj.- mruknęłam lekko niewyraźnie, starając się nie wkurwić. Zero szacunku do czyjejś pracy.

-Siedzisz tyle czasu w domu i nie mogłaś tego zrobić?- skrzywił się i chyba zrezygnował z posiłku.

-A co ja kurwa jestem? Gosposia?- wstałam gwałtownie, odkładając kubek na stolik- Pierdolone siedem godzin sprzątałam, kiedy Ty nawet palcem nie kiwnąłeś. Pierdole, nie zapytałeś nawet czy pomóc. Do tego zrobiłeś syf i nic do jedzenia.

-Uspokój się.- powiedział spokojnie, siadając przy brudnym stole.

-Ja mam się uspokoić?- wskazałam na siebie palcem- W ogóle Ci to nie przeszkadza?

-Tak, Ty się uspokój. Robisz spinę, bo jest bałagan. No, dobra. Posprzątałaś, a ja nasyfiłem. Okej. I po co drążyć temat?- zapytał, wciągając głośno powietrze- Nie zrobiłem nic do jedzenia, bo mówiłaś, że zjesz na mieście. Nie dramatyzuj.

-Kurwa mać. Zacząłbyś mnie może choć troszkę szanować.- zadrwiłam, zrzucając przypadkowo jego koszulkę, przwieszoną przez kanapę- Nie żyjesz w oborze, tylko w pierdolonym domu. Ciągle mamy jakichś gości. Nie jest Ci wstyd? Jakoś sobie nie przypominam, aby u któregokolwiek z nich był syf w czasie naszej wizyty.

-Przestań. Przecież Cię szanuję, a ich partnerki też coś robią.- wzruszył ramionami, wyciągając smartfona. Zaczął się nim kurwa bawić, kiedy rozmawialiśmy.

-I to według Ciebie jest kurwa szcunek?- rozłożyłam bezradnie ręce, ale on nawet na mnie nie spojrzał- Do kurwy, człowieku. Schowaj ten telefon, chyba rozmawiamy.

-A to według Ciebie jest rozmowa?- również wstał i do mnie podszedł- Ty się do mnie rzucasz o byle co, a ja mam Cię słuchać. To jest monolog. Wyszum się, to może dojdziemy do ładu.

-Nie.- zaczęłam kręcić głową- Nie, kurwa. Po prostu nie. Nic dla Ciebie nie robię? Nie posprzątałam Ci tej cholernej chałupy? Nie robię Ci codziennie śniadań? Nie budzę Cię na treningi? Kurwa, czego Ci brakuje?

-Niczego. Jest super.- machnął ręką i chciał się przytulić- Przepraszam.

-Głupie pierdolenie.- odsunęłam się i ruszyłam w stronę drzwi- Idę coś zjeść, a jak wrócę to chcę, żeby było czysto.- chwyciłam klamkę.

-Oszalałem na Twoim punkcie. To prawdopodobnie najrozsądniejsza decyzja, jaką podjąłem w całym swoim życiu.- odwróciłam się niepewnie. Patrzył na mnie z nadzieją w oczach. Nie mogłam ot tak sobie wyjść, już nie- Kocham Cię. Tak po prostu. Zakochałem się w Tobie, mała. W Twoich włosach, oczach, nosie, ustach, ciele. W tym, jak się ze mną spierasz, co dziś obejrzymy. W tym, jak gotujesz, jak czasem Cię irytuje, że mimo, że wygrałaś w marynarzyka, to musisz wstać i zrobić dla mnie śniadanie, jak się wściekasz, kiedy piję do nieprzytomności. W Twoich głupich pomysłach i wymyślaniu stu rzeczy na sekundę. W tym, że jesteś taką perfekcjonistką. W tym, że mimo przykrych doświadczeń nadal żyjesz i jesteś taką optymistką. Zakochałem się tak po prostu, bezgranicznie.

Tu entiendes | Neymar JrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz