XXXIV. Powroty

477 21 8
                                    

Siedziałam w karetce, gdzie przystojny mężczyzna opatrywał moją nogę. Nie było to coś niebezpiecznego, ale blizna zostanie. No i troszeczkę poboli. Na szczęście nikomu nie stało się nic poważnego, tylko samochody nadawały się do kasacji.

Westchnęłam, czując nagłe wyrzuty sumienia. Dopiero do nich wracałam i już zdążyłam coś rozwalić. Nie lubiłam tego uczucia, ale ich winy też w tym trochę jednak było. Spojrzałam na Lionela, który zdenerwowany rozmawiał z jakąś kobietą. Wyglądała, jakby miała do niego o coś pretensje, ale nic stąd nie słyszałam. Odwróciłam wzrok na Daniego, dzwonił do kogoś, aby nas zabrał. Mieliśmy jeszcze czterdzieści kilometrów do naszych okolic.

-Gotowe.- uśmiechnął się, wstając z kolan- Tylko zalecam na razie na nią uważać i jeśli coś się będzie działo, to przyjechać. Jednak powinno się samo zrosnąć.- podał mi rękę, abym również się podniosła. Przyjęłam ją z wdzięcznością. Pomógł mi wyjść z pojazdu i usiąść na najbliższej ławce.

-Neymar będzie za jakąś godzinę.- oznajmił Alves, siadając po mojej prawej. Serce mi zabiło mocniej na myśl o piłkarzu, ale również przypomniałam sobie o niedokończonej rozmowie. Brazylijczyk chyba pomyślał o tym samym- Wiesz, Paula... Chodziło o to, że...- westchnął, robiąc pauzę- Znalazł kogoś.- zamarłam w bezruchu, czekając aż wybuchnie śmiechem i powie, że żartował, ale nie zrobił tego.

-Co?- spytałam, jakby w amoku- O czym Ty mówisz?- popatrzyłam przed siebie, analizując po raz setny jego słowa. "Znalazł kogoś"... To niemożliwe. Przecież mówił, że mnie kocha. Nie mógł ot tak z tego wszystkiego zrezygnować. Nie mógł ot tak zrezygnować ze mnie, z nas. Po prostu nie i już.

-Jeju, przepraszam...- usłyszałam, a on zaczął się panicznie śmiać. Miałam wrażenie, że jeszcze chwila i by się biedak udusił. Nie za bardzo rozumiałam o co w tamtej chwili chodziło. Na początku stwierdziłam, że przepraszał, bo to on musiał mnie w tym uświadomić, ale raczej by się z tego nie śmiał. Prawda?- Żałuj, że nie widziałaś swojej miny.

Od razu ogarnęłam, że Dani Alves to wieczne dziecko, które miałam ochotę zabić. Jak on mógł? Uderzyłam go w brzuch, chcąc pokazać mu swoje oburzenie, ale to nie poskutkowało i dalej się śmiał.

-Jesteś okrutny.- burknęłam, zaplątując ręce na piersiach. Wyglądałam jak obrażone dziecko, ale ten dupek po prostu bezczelnie bawił się moim kosztem. Opatulił mnie ramionami, ale ja ani drgnęłam- Odsuń się.- patrzyłam przed siebie, nie mając zamiaru wybaczać mu tego haniebnego czynu- Nie lubię Cię, masz się odsunąć. Ten wypadek to Twoja wina.- chłopak wywrócił oczami, dociskając mnie do siebie.

-A co tu tyle miłości?- spytał Messi, udając spokojnego, ale gołym okiem było widać, że mocno zdenerwowała go rozmowa z tamtą kobietą. Usiadł po mojej drugiej stronie, a my w ciszy czekaliśmy aż wybuchnie- Ta baba jest taka wstrętna. Tłumaczę jej, że to był wypadek, że to ona gwałtownie zachamowała w miejscu do tego nie przeznaczonym. A jak zapytałem czemu właściwie to zrobiła, zaczęła fuczeć, że to nie moja sprawa i za kogo ja się w ogóle uważam, bo przecież ona z dzieckiem jedzie. Ja pierdole, jak się nie umiesz zachować na jezdni to po chuj Ci w ogóle prawko?- wciągnął gwałtownie powietrze i przestał tak gestykulować rękami. Faktycznie, wyjątkowo wstrętne babsko. Chociaż i tak uważałam, że wina leżała po naszej stronie. Leo starał się na pozór uspokoić- A wy co?

-Dani mnie irytuje.- mruknęłam, zmieniając temat. Argentyńczyk spojrzał na nas z zainteresowaniem- Wkręca mnie, że Neymar kogoś znalazł, a później prawie dusi się ze śmiechu. Jeszcze jakby to zabawne było.- posłałam Alvesowi znaczące spojrzenie, a on się uśmiechnął.

-Przecież ma.- napastnik zerknął na nas ze zdziwieniem- Wrócił do Bruny. Nie wiem, co w tym zabawnego.- i gdybym nie zauważyła jego spojrzenia skierowanego do mężczyzny po mojej drugiej stronie, to może bym mu uwierzyła.

Tu entiendes | Neymar JrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz