XXXVII. LA liga

548 18 5
                                    

Minęły całe dwa miesiące od tamtego cholernego dnia. Nie ruszałam się z domu. Poważnie, ani razu nie wyszłam. Nie miałam na to nawet najmniejszej ochoty. Wpadłam w taki dołek moralny, że nie miałam ochoty się nigdzie ruszać. Właściwie to nie robiłam nic. On gotował, on sprzątał, on pisał do moich znajomych, że nic mi się nie działo. Prawie nic. Przewalałam się z łóżka na kanapę, czasem do łazienki i- jeśli ktoś nas odwiedził- to nawet do kuchni. Przez ten czas poznałam chłopców. Przychodzili codziennie i zostawali ze mną do późnego wieczora-rzadko, ale też- na noc. Zwłaszcza wtedy, gdy Portugalczyk wyjeżdżał do rodziny.

Obudziłam się późnym rankiem. Okej, było przed południem. Zeszłam do salonu i usiadłam wygodnie na kanapie. Jeden trening dobiegał końca, drugi się jeszcze nie zaczął. To oznaczało, że prawdopodobnie ktoś zaraz do mnie przyjdzie. Minęło piętnaście minut i już miałam pójść zawinąć się w kołdrę, ale moje przemyślenia były trafne. Pukanie do drzwi. Nawet nie wstałam z kanapy, wchodzili kiedy chcieli. Nagle, jakby mnie olśniło, zamknięte. Otworzyłam im i wróciłam na kanapę.

-Wstałaś dopiero?- zapytał James, wchodząc do środka. Przy wejściu zostawił buty oraz torbę i bluzę. Poprawił włosy.

-Yhm.- mruknęłam bez wyrazu. Byłam zbyt zmęczona nic nie robieniem, aby wymyślać sensowniejszą odpowiedź- Sam jesteś?- oni zawsze przychodzili w grupkach, a dzisiaj natomiast on sam, jeden. Dziwne.

-Tak, mam pewien pomysł.- uśmiechnął się tajemniczo- Mogę nam kawkę zrobić? O, i jakieś kanapki? Padam z głodu.- wskazałam ręką wymownie na kuchnie, a on zniknął ucieszony. Rodriguez był taką osobą, która mogła jeść i jeść. Miał szybką przemianę materii, ale równie dużo siedział na siłowni i pracował nad swoim ciałem. Wrócił kilka chwil później i ustawił wszystko na ławie. Spojrzał na mnie gniewnie, więc chcąc nie chcąc musiała jeść razem z nim.

-Jaki masz pomysł?- upiłam łyk gorącej cieczy- Coś dla mnie, zgaduje.

-Oczywiście, że dla Ciebie, mordo.- uwielbiał mnie tak nazywać- Znam taką jedną osobę, która zaczyna dopiero, ale ma studio do dyspozycji. Tylko nie ma żadnego teksciarza, a Ty umiesz pisać. I może to byłoby dla Ciebie zajęcie...?

-Chwila...- podniosłam się lekko- Skąd o tym wiesz?

-Zostawiłaś raz zeszyt na wierzchu.- wzruszył ramionami i wyciągnął się po kanapkę. Przełknął gryza, po czym szeroko się uśmiechnął- Co Ty na to?

-Jesteś głupi, ale czasem masz fajne pomysły.- poczochralam mu włosy i podniosłam się, a kołdra, w którą byłam zawinięta, spadła na ziemię. Widziałam, że niedyskretnie zlustrował mnie wzrokiem- Kiedy mnie z nimi umówisz?

-Na dzisiaj, za...- wychylił się, by zobaczyć zegarek- Trzy i pół godziny. Idź się przygotuj, będę w pół do czwartej.- odstawił naczynia do zlewu i wyszedł, a ja odetchnęłam. Idę do ludzi. W końcu. James był debilem, ale troszczył się o mnie. Ustawił mnie z nimi na pewniaka, nie przyjmując w ogóle do wiadomości, że miałabym się nie zgodzić. Wiedziałam, że chciał dla mnie jak najlepiej, a siedzenie w domu nie było dla mnie odpowiednie, bo cały czas myślałam o Barcelonie. Mojej kochanej rodzince i... O nim. Zawsze pojawiał się w moich myślach, więc miałam nadzieję, że jeśli będę czymś zajęta to przestanę.

Usiadłam przed telewizorem, bo przygotowywać się zacznę troszkę później. Popstrykałam trochę, po czym zostawiłam na wiadomościach.

-Już niedługo mecz, na który czekają wszyscy Hiszpanie. Mecz LA liga, przeciwko sobie zagrają FC Barcelona i Real Madryt. Możemy tylko obsatwiać kto wygra, co i wy możecie zrobić na stronie wyświetlającej się poniżej. Pewne jest to, że w barwach bordowo-granatowych zagra słynne trio: Suarez, Messi, Neymar. Natomiast u nas pewne miejsce ma tylko Ronaldo. Oby wiodło im się w stolicy Katalonii jak najlepiej i wszyscy, oczywiście będziemy ich wspierać, na stadionie lub przed telewizorem. Zapraszamy serdecznie.- powiedziała dziennikarka ze sztucznym uśmiechem.

Tu entiendes | Neymar JrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz