Rozdział 3

634 47 31
                                    

Tajemnicza postać zdejmuje kominiarkę i widzę Scotta. Jestem przerażona i płaczę, bo wiedziałam co się za chwilę wydarzy, jednak z oddali słyszę jakiś głos.

Już po chwili brunet zostaje odepchnięty ode mnie. Byłam tak przerażona, że moje ręce nadal się trzęsły. Chłopacy szarpali się i wyzywali, a ja nie wiedział co mam zrobić.

-Zostaw ją ty idioto!- zawsze myślałam, że to mój chłopak będzie mnie bronić, a tym czasem jestem broniona przed nim.

-A weź sobie ją. Znajdę lepszę!- to bardzo mnie zabolało, a w dodatku Scott popchął mnie, że wpadłam na Martinusa.

-Okej.- co?

Blondyn posłał sztuczny uśmiech rywalowi i delikatnie objął mnie ramieniem. Szliśmy w ciszy, aż nagle chłopak się zatrzymał.

-Nie przejmuj się nim. To zwykły dupek, zasługujesz na kogoś lepszego.- brązowooki przeciera kciukiem moje policzki pozbywają się z nich łez.

-Wiem... ale... nie ważne...- to i tak nie ma sensu.

-Odprowadzę cię do domu.- blondyn posłał mi lekki uśmiech, któru starałam się odwzajemnić.

Przechodzimy przez ostatnią ulicę, a ja szukam kluczy po całej torebce, ale ich tam nie ma, bo zabrała je moja przyjaciółka. Na szczęście jest jeszcze zapasowa para na podwórku.

Szukam w doniczce zapazswego klucza, ale ktoś go zabrał. No to nie ciekawie. Najgorsze jest to, że Martinus nadal tu jest.

-Wszystko w porządku?- ta... z pewnością.

-Jedne klucze zabrała mi Tori, a drugie ktoś. Może mój brat wrócił.- do rodzicòw się raczej nie dodzwonię, ten wieczór nie może być już gorszy.

-Chodź do mnie. Mam jeden wolny pokój.- chyba nie mam innego wyjścia.

Zgodziłam się i poszliśmy do Martinusa. Chłopak zaprowadził mnie do łazienki, w której zmyłam resztki makijażu. W między czasie brązowooki jeszcze raz wszedł do pomieszczenia i przyniósł mi jakąś koszulkę.

Wzięłam gorący prysznic, poczym dokładnie wytarłam się czystym ręcznikiem. Szybko złożyłam bluzkę, która sięgała mi do połowy ud. W dodatku cieszę się, że nie jest ona prześwitująca.

-Melanie!- słyszę wołanie Martinusa, więc idę do pokoju.

-Wystarczy Mel.- jak ja nie nawidzę jak ktoś mówi do mnie całym imieniem...

-Nie lubisz jak ktoś tak mówi.- kiwam lekko głową na tak, a chłopak mówi dalej. -Tu masz kanpki, a ja przyniosę ci koc.

Nigdy nie sądziłam, że Martinus jest taki opiekuńczy. Bałam się, zę będzie chciał mnie przelecieć, ale się pomyliłam. Zjadłam posiłek, i akurat do pomieszczenia wszedł wykąpany Martinus w samych dresach i z kocem w ręku.

-Martinus?- Jezu co ja robię?...

-Tak?- mógł jednak tego nie słyszeć.

-Nie ważne, to głupie.- po raz kolejny zrobiłam z siebie idiotkę przed nim..

-Spokojnie.- może powiedzieć?

-Mógłbyś zostać ze mną?- telefon Martinusa zaczyna dzwonic, no co chłopak bierze go do ręki.

-Jasne, zaraz przyjdę.- mam nadzieję, że zabrzmiało to normalnie.

Zza drzwi co chwilę słyszę różna zdania np. ,, Nie wiem idioto gdzie jest twoja siostra'' lub ,,Jestem Zajęty''.

Martinus wchodzi do pokoju, a ja widzę na jego klatce piersiowej. tatuaż przypominający głowę tygrysa. Nie sądziłam, że jest on taki przystojny.

Blondyn kładzie się obok mnie i czuję ciepłe ręce, króre mnie oplatają. Nie wiem czemu, ale przy nim czuję się bezpiecznie.

Lover |M.GOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz