Rozdział 30

333 26 15
                                    

Maraton 1/3

Ważna notatka na dole

*Perspektywa Martinusa*

Wszedłem do szpitala i chciałem znaleźć Melanie, ale jej nigdzie nie było. Dopiero pielęgniarka poinformowała mnie o tym, że dziewczyna jest ma sali operacyjnej.

Młoda kobieta zaprowadziła mnie w odpowiednie miejsce. Zauważyłem tam mamę mojej dziewczyny, dlatego szybko do niej podeszłem i próbowałem się czegoś dowiedzieć.

Kobieta powiedziała mi tylko, że Mel dopiero zabrano. Cholernie się o nią bałem, wiem, że to ma być tylko zabieg, ale to mnie i tak nie przekonuje.

Siedzimy tu już 2 godziny, a o brunet dalej barak wieści. Nagle z bloku operacyjnego wybła pielęgniarka i starszy lekarz.

-Co się dzieje?!- kobieta płakała, więc pomogłem usiąść, sam też byłem tak wystraszony, że nie umiałem wydusić z siebie ani słowa.

-Przepraszam nie mam czasu teraz rozmawiać.- to był dla mnie straszny cios, nie wiem co się dzieje z moim skarbem i nikt nie chce mi powiedzieć.

Nerwowo chodziłem po korytarzu z jednego końca na drugi. Jak możecie się domyślić to nic nie pomagało. Po około godzinie z sali wyszły pielęgniarki pchając łóżko Melanie.

-Przepraszamy, ale wystąpiły małe komplikacje podczas opwracji. Na szczęście udało nam się wszytko opanować. Pani córka powinna się niedługo wybudzić. - odetchnąłem z ulgą, że dziewczynie nic nie jest.

Siedzę przy łóżku mojej drugiej połówki i czekam, aż się obudzi. Jej mama poszła do sklepu pa coś do jedzenia.

-To twoja dziewczyna?- zapyta mnie lekarka na co kiwnołem głową twierdząco.- Widać, że się o nią swędzi martwisz.

-Pani pewnie często to widuje.- stwierdziłem posyłając młodej kobiecie delikatny uśmiech.

-Idź do domu i daj mi swój numer. Jak się obudzi to zadzwonię do ciebie.- zrobiłem tak jak doradziła mi dziewczyna.

Wychodząc ze szpitala zauważyłam Carly i Marcusa. Szli za ręce w stronę szpitala dlatego do nich podszedłem. Pogratulowałem im i powiedziałem że, Melanie jeszcze się nie obudziła.

Po tych słowach wsiadłem do auta i wraz z bratem i jego dziewczyną odjechaliśmy. W domu byliśmy po 10 minutach i nie mieliśmy co robić. Tak szczerze żadne z nas nie miało ochoty na jakieś wygłupy. Byliśmy zbyt przejęci stanem Mel.

Jak na złość co chwila dzwonił mój telefon, ale ani razu to nie była to pielęgniarka. Z każdą chwilą coraz bardziej wąrpiłem, że dzwoni, ale to się dzisiaj nie wydarzyło. Czekaliśmy tak gługo, że każde z nas zasnęło.

Rano obudził nas mój telefon. Okazało się, że był to nieznany, więc szybko odebrałem. Z uśmiechem na ustach przekazałem dobre wieści bratu i Carly.

Szybko się ogarnęliśmy i wsiedliśmy do samochodu Marcusa. Jechali dość szybko, ale ostrożnie. Na miejscu odpieliśmu pasy i wbiegliśmy do szpitala jak banda debili. Ludzie się patrzyli, ale miałem to w dupie.

Mieliśmy wchodzić na salę, ale były przeprowadzane jeszcze badania i nie mogliśmy.

~~~~~~~~~~
Ostatnio (a dokładnie dzisiaj o 2 w nocy xD) pomyślałam, żeby założyć z wami konwersację na messengerze. Moglibyśmy się poznać, popisać trochę. Co wy na to?
Jeśli będziecie chętni to w 3 rodziale maratonu dam na ten temat więcej informacji.

Lover |M.GOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz