Rozdział 37

201 14 4
                                    

Ambar:

Wieczorem siedziałam przy stole w jadali razem z Alfredo, Monicą, Miquelem i Luna. Rodzinna kolacja. Ta jasne... Ani trochę nie miałam humoru na takie udawanie, że wszyscy jesteśmy jedną wielką szczęśliwą rodziną. Przecież to nie była prawda. Alfredo pojawiał się tu raz na jakiś czas, zamieszkał tu na stałe dopiero gdy dowiedział się, że Luna to Sol. Widocznie ani Sharon ani ja nie byliśmy dla niego wystarczająco ważne. Valente do niedawna byli tu pracownikami, a teraz mieszkali tu, a Luna była nikim, a teraz jest cudownie ocalałą Sol Benson. To nie wyglądało na rodzinną sielanką, a bardziej na jakąś patologie. Nie miałam ochoty brać w tym udziału zwłaszcza po tym czego się dowiedziałam ostatnio.

- Ambar dlaczego nie jesz ? - spytał Alfredo.

- Nie jestem głodna - powiedziałam.

- To wszystko jest bardzo pyszne - stwierdził Alfredo.

- Powiedziałam, że nie jestem głodna - odparłam nieco ostrzejszym głosem.

- Spokojnie Ambar, a coś się stało, że nie chcesz jeść ? - spytała Monica.

Wywróciłam oczami. Tego nie dało się wytrzymać. W tym domu czego bym nie zrobiła było źle. I udawali głupich. Wszystko było nie tak zaczynając od ich obecności przy stole.

- Nie zamierzam z wami o tym rozmawiać - odrzekłam.

- Jesteśmy rodziną, jeśli coś się stało możesz nam powiedzieć - stwierdziła Monica.

- Rodziną ? - zakpiłam - Dobre sobie. To  - wskazałam rękami na stół - Ma być rodzina ? To bardziej zgraja przypadkowych osób.

- Ambar nie zachowuj się tak - powiedział Alfredo - Możesz nie łącza nas więzy krwi, ale jesteśmy rodziną.

- Nie musisz znowu robić wszystkiego by być w centrum zainteresowania - mruknęła pod nosem Luna.

Oczywiście ją usłyszałam i jeszcze bardziej mnie to zdenerwowało. Za kogo ona się uważa. Odkąd jest bogata myśli, że wszystko jej wolno, że jest lepsza ode mnie ? Mam dość tego, że tu liczy się tylko Luna, Luna, Luna. To kiedyś był mój dom, a teraz czuje się tu zbędna.

- Nie jesteście moją rodziną - powiedziałam wstając od stołu - Moją rodziną była Sharon, która zniknęła odkąd Luna jest Sol. Może nie była idealna, kłóciłyśmy się często, ale to była moja rodzina...

 - Teraz masz nas - powiedziała Monica.

- Nie - odparłam  - Mam kogoś więcej.

- O czym mówisz Ambar ? - spytał Alfredo spoglądając na mnie.

Byłam zdenerwowana i miałam dość. Dość znoszenia tego, że czuje się obco w moim domu, że Luna jest tu najważniejsza, dość udawania, że jest dobrze.

- Mam ojca... - powiedziałam - Poznałam go.

Wszyscy spojrzeli na mnie zaszokowani. Tego się spodziewałam. Nikt nic nie wiedział o mojej rodzice łączenie ze mną i choć nadal nie byłam pewna jak to wygląda, sądziłam, że na pewno nie będzie to gorsze niż to co jest tu. Nie wiedziałam jak by wyglądało moje relacje z Garym odkąd znam prawdę, ale wcześniej się dogadywaliśmy...

- Mówisz poważnie ? - spytała Luna.

- Tak - odparłam - I mimo, że nie znałam go przez całe swoje życie myślę, że będzie dużo lepszym towarzystwem niż wy.

Miałam dość tej rozmowy więc nie czekałam na ciąg dalszy i poszłam na górę do swojego pokoju. Ze złością trzasnęłam drzwiami i zrzuciłam z łóżka poduszki. Tak trudno było sobie z tym wszystkim radzić. Z samotnością, mieszkaniem z Luną, nowymi wyzwaniami i prawdą.

Red Sharks  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz