Rozdział 44

183 12 6
                                    

Ambar:

Minęło już kilka tygodni odkąd zamieszkałam z Garym, to znaczy ze swoim ojcem. Na początku było dziwnie, ciężko było się przyzwyczaić do mieszkania gdzieś indziej, do posiadania ojca. Dużym plusem był brak Lunitki i konieczności patrzenia na tą sztuczną rodzinę, której nie czułam się częścią. 

Z czasem poczułam się tu nawet dobrze. Gary nie był nadopiekuńczy. Nie przeszkadzało mu gdy wychodziłam z przyjaciółmi, chodziłam na imprezy i wracałam późno w nocy, za co Sharon robiłaby mi awanturę. Mogłam zapraszać znajomych i nikt nam nie przeszkadzał. Miałam sporo wolności. Gary mówił, że nie jest nadopiekuńczy, że on w młodości się dużo bawił i jeśli chce też tak mogę. A może też po prostu czułby się niekomfortowo nadzorując mnie. Jednak czułam, że mu zależy. Gdy wracałam on pytał jak było, czy dobrze się bawiłam. Jedliśmy razem śniadanie i kolacje i rozmawialiśmy. Dosłownie o wszystkim i o niczym, o szkole, drużynie, o mnie, o nim. Z Sharon mogłam rozmawiać tylko o szkole, nie zwracała ne mnie uwagi, a potem liczyła się tylko Luna. Tu było inaczej. Mogłabym być sobą, robić co chce, a jednak zależało mu na mnie, martwił się i dbał o mnie.

Nie było to łatwe ale poznaliśmy się lepiej, dowiedziałam się dużo jego życiu, o swojej mamie, o wielu sprawach na które od zawsze nie mogłam znaleźć odpowiedzi.

- Wychodzisz gdzieś ? - spytał Gary.

Stałam właśnie przed dużym lustrem w moim pokoju i przeglądałam się. Miałam na sobie ciemno różowa sukienkę, czarne szpilki, czarną torebkę, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Uwielbiałam modę, strojenie się i makijaż. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają.

- Tak - odwróciłam się w jego stronę - Umówiłam się z Benicio.

- Ślicznie wyglądasz - stwierdził Mężczyzna.

To tylko drobny komplement, ale zrobiło mi się bardzo miło. Chyba nigdy nie słyszałam czegoś takie z ust Sharon, nie zwracała na mnie takiej uwagi, nie mówiła mi komplementów, a ja bardzo chciałam to usłyszeć.

- Dzięki - uśmiechnęłam się - Idziemy na kolację do restauracji, wrócę późno.

- Zależy Ci na nim bardzo, co ? - spytał.

To była kolejna nowość, Sharon nigdy nie pytała się mnie jak układa mi się z Matteo. Ani Monica ani Alfredo, nikt. Nikt nie pytał o Matteo gdy z nim była, ani o Benicio. Moje uczucia nie były ważne, aż do teraz.

- Tak - powiedziałam - Jestem z nim szczęśliwa.

- To dobrze, pasujecie do siebie - uśmiechnął się do mnie  - Baw się dobrze i w razie co to dzwoń.

- Dzięki.

Niepewnie podeszłam do niego i przytuliłam go. Okazywanie uczuć nadal było dla mnie czymś nowym, zwłaszcza w takich relacjach, ale właśnie tego chciałam od dziecka. Przy Sharon nie wolno mi było okazywać uczuć, a ja chciałam. Chciałam mieć kogoś dla kogo będę ważna.

Mężczyzna przytulił mnie i pocałował w czoło. Tego mi brakowało przez całe życie, ojca. Takiej pięknej relacji.

- Biegnij bo się spóźnisz - powiedział.

- Do zobaczenia potem - uśmiechnęłam się i skierowałam się do drzwi.

Obejrzałam się jeszcze na Garego i szczęśliwa wyszłam z domu. Nigdy nie sądziłam, że takie chwile mi się przydarzą. Myślałam, że to zostanie marzeniami. Ale teraz miałam rodzinę, może małą, niepełną, może nie idealną, ale idealną dla mnie. Zależało nam na sobie, czułam, że mam kogoś kto się o mnie martwi, dba, czułam się kochana i ważna. Było mi tu dobrze. Wreszcie odnalazłam swój dom.

Red Sharks  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz