Lexa POV:
Po bójce nie dostałam się do innego oddziału, ale uzyskałam za to jakieś wyższe stanowisko w więzieniu. Na szczęście lub nieszczęście starsza Jean trafiła do tamtego oddziału za rozpoczęcie bójki. Gdyby nie fakt, że od niedawna jestem tutaj, to też bym się tam znajdowała. Na miejsce szefa w więzieniu automatycznie wskoczyłam ja, bez żadnych głosowań. Nie wiem czy rządzenie bandą kryminalistek można nazwać jakimś większym życiowym osiągnięciem, ale mniejsza z tym. Można powiedzieć, że bycie guru w więzieniu jest fajne, ale do czasu aż uświadamiasz sobie, co jest na zewnątrz. Nie słyszałam żadnych telefonów od kilku dni, a tak właściwie to od trzech i pół dnia. Posiadam własny telefon, który przemyciła dla mnie jedna z więźniarek, ale nie dostałam go tak za darmo, tylko musiałam zrobić coś w zamian. Właściwie to nieważne. Najważniejsze jest to, że zadzwoniłam do Clarke kilka dni temu. O dziwo nie usłyszałam automatycznej sekretarki, tylko jej wściekły głos. Myślałam, że nigdy nie będzie chciała ze mną rozmawiać więcej, więc gdy się odezwała to zabrała mi słów. Niestety nie powiedziała dużo. Odebrała i powiedziała szybkie "Halo, kto mówi?". Poczułam wielką gulę w gardle i nie mogłam nic z siebie wykrztusić. Dziewczyna ponowiła pytanie, po czym się przywitałam nerwowo. Poznała mój głos, bo od razu zmieniła miły ton na wściekły. "Jeszcze ośmielasz się do mnie dzwonić po tym, co zrobiłaś?!". Od razu zaczęłam przepraszać za to co miało miejsce w wieczór, w którym zrobiłam jej krzywdę. Dziewczyna rozpłakała się, powiedziała, że nie chodzi o to, po czym się rozłączyła. Cały czas mam mętlik w głowie. O co może jej wtedy chodzić? Gdy dzwonię do Octavii lub Josha, to nikt nie odbiera, a numeru do Raven nie znam na pamięć.
- Lexa...- usłyszałam czyiś głos. Podniosłam głowę i ujrzałam parę brązowych oczu.
- Cześć, Pierce. Co jest?- zapytałam, podnosząc się z pozycji leżącej na siedzącą. Brunetka usiadła obok mnie i spojrzała na mnie ciekawie- No co chcesz?- zapytałam z uśmiechem.
Od kilku dni trochę się przywiązałam do mojej współlokatorki. Przy bliższym poznaniu jest całkiem miłą i zabawną osobą, z którą można pogadać na wiele tematów.
Dziewczyna włożyła dłoń do miseczki od stanika i szybko ją wyjęła, trzymając coś w ręce. Przysunęłam się trochę bliżej i złapałam za dłoń, w której coś trzymała.
- Co masz?- zapytałam trochę ciszej. Brunetka uchyliła dłoń i zauważyłam przezroczysty woreczek, w którym był śnieżnobiały proszek. Nie wiedziałam, co mogę powiedzieć. Wiedziałam tylko, że muszę to mieć dla siebie- T-to dla mnie?- wyjąkałam, dotykając woreczka. Kobieta odsunęła ode mnie narkotyk, po czym włożyła go z powrotem na poprzednie miejsce.
- Tutaj nic nie jest za darmo- powiedziała smętnie.
- Co za to chcesz?- zapytałam zaciekawiona. Dziewczyna zmierzyła moją całą sylwetkę wzrokiem.
- Odkąd przez ciebie Jean jest na innym oddziale, to czuję się taka samotna- powiedziała, dotykając moich dłoni- Wiem, że możesz mi pomóc- stwierdziła, uśmiechając się delikatnie.
- Ej ej!- odskoczyłam od niej, siadając trochę dalej- To co było między mną a Amy to nic takiego. Potrzebowałam tego cholernego telefonu, nic poza tym. Cały czas kocham moją dziewczynę- wyznałam, kładąc nogi na materacu, by Pierce się nie zbliżała do mnie.
W głowie tylko powtarzałam sobie "Kochasz Clarke, a nie kokainę. Kochasz Clarke, a nie kokainę...".
- Wątpię, że znajdziesz taki towar gdzieś indziej- stwierdziła obojętnie- Ale jak chcesz- mruknęła, wstając i idąc w stronę wyjścia.
- Poczekaj!- pisnęłam, a Pierce się odwróciła- Zrobię to- powiedziałam stanowczo, stając na równych nogach.
- Kiedy?- zapytała z uśmiechem.
CZYTASZ
It's complicated || Clexa
Fanfiction"- Czemu płaczesz?- zapytała szeptem. - P-przestań, proszę- wyjąkałam, cicho szlochając. - Nic ci przecież nie robię- zaśmiała mi się do ucha, a mi zrobiło się aż niedobrze od słuchania jej głupiego śmiechu. - Jesteś chora i naćpana- stwierdziłam, w...