4. Życie to nie koncert życzeń, kochanie

387 24 6
                                    

Kiedy tylko lekcja dobiegła końca nie mal, że biegiem ruszyłam w stronę wyjścia. Miałam całkowicie gdzieś odgłos kroków za mną i stłumiony krzyk mojego imienia. Popchnęłam drzwi od głównego wyjścia  i ruszyłam w stronę domu. Musiałam odpocząć od ludzi, miałam dość tych wszystkich fałszywych uśmiechów i obgadywania za plecami. Od dziecka już tak miałam, że od razu po szkole biegłam do domu i zamykałam się sama w swoim pokoju rzucając twarz w pościel i tempo rozmyślając nad moim życiem. W ten sposób gubiłam moje wszystkie negatywne emocję. Zajadałam to wszystko i naprawdę dziwię się sama sobie, że potrafię zjeść dwa razy więcej niż przeciętna osoba. Jedzenie łagodziło wszystko. Nie wiedziałam właściwie, jak ja to robię, że nadal utrzymuję się przy rozmiarze xs.  Włożyłam słuchawki do uszy i przyspieszyłam, kiedy kroki stawały się coraz głośniejsze. Nagle poczułam szarpnięcie za ramię, co spowodowało, że mechanicznie się odwróciłam i spojrzałam w te ogromne brązowe oczy, które aż raziły swoim złośliwym spojrzeniem


- A ty zapomniałaś, że musimy zrobić razem projekt ?- prychnął nonszalancko puszczając moje ramię

-  Doskonale o tym wiem -warknęłam odwracając się od chłopaka i kontynuując drogę powrotną lecz chłopak szybko mnie wyprzedził i zaczął iść tyłem dokładnie mnie obserwując - A ty jeszcze tutaj ?- przewróciłam oczami

- Kiedy go robimy ?

- Nie wiem - założyłam kaptur na głowę i włożyłam ręce do kieszeni bluzy

- Musisz być taka irytująca ?- mruknął

- Kurwa Walller nie jetem jakimś Bogiem, więc z łaski swojej nie obsypuj mnie pytaniami.- usiłowałam go wyminąć, ale chłopak barykadował mi przejście - Przysięgam, że zaraz skończysz w tym rowie - westchnęłam usiłując się opanować.

Irytował mnie jego arogancki wyraz twarzy i sceniczny uśmieszek na twarzy. Tak jakby nie mógł chociaż raz zachowywać się mniej idiotycznie. To zupełnie ułatwiłoby mi moje życie.

- Musisz popracować nad kondycją - zaśmiał się widząc pojedyncze kroplę potu na moim czole, która nie była spowodowana zmęczeniem lecz najzwyklejszą w świecie irytacją jego osobom.

Może i nie byłam osobą, która miała najlepsze oceny z wf. Nie byłam też najgorsza, moja kondycja możliwe, że nie była w najlepszym stanie z powodu tych licznych czekolad zjedzonych w moim życiu i ruchu który ograniczał się na spacerze.

- Już mi dogryzłeś możesz sobie iść - machnęłam na niego ręką

- Uwierz mi, że rozmowa  z tobą dla mnie też nie jest najlepszą rzeczą na świecie - westchnął

- Super. To co tu jeszcze robisz ?- uśmiechnęłam się sztucznie, wymijając chłopaka

-  Napiszę do ciebie - odparł znudzony wchodząc na swoją posiadłość

- Najpierw musiałabym odpisać - burknęłam sama do siebie otwierając drzwi od domu.

Na przywitanie u moich stóp ukazał się radośnie machający ogonem pies, który tylko czekał aż go pogłaszczę. Yuki to zwierzak naszych dziadków, ale oni ze względu na swoje małe mieszkanie i wiek nie byli wstanie dłużej się nim opiekować i tak znalazł się u nas.

Weszłam do kuchni, lecz przystanęłam w progu widząc mojego brata, który wpijał się w usta jakiejś rudej dziewczyny, która siedziała na naszym blacie okrakiem i dosłownie pożerała jego twarz. Sama nie wierzę, że Charlie potrafi taki być. Jeszcze wczoraj płaszczył się przede mną abym przekonała do niego Tilly, a dzisiaj zaprasza do domu niczemu winną dziewczynę, która zapewne poleciała na jego pustę teksty. W końcu imię kapitana drużyny piłki nożnej do czegoś zobowiązuje. Odchrząknęłam głośno, usiłując zwrócić na siebie uwagę. Natychmiastowo się od siebie oderwali.

Enemies or loversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz