~Alec~
Poczułem szarpnięcie i usłyszałem solidny krzyk przez co natychmiast zerwałem się na nogi. Uderzyłem Avil zapominając o tym, że dziewczyna spała dzisiejszej nocy w moim łóżku. Avil też wstała i patrzyła to na mnie to na Jacka. Widać było że oboje nie wiedzieliśmy co się dzieje.
- Co jest kurwa? - wrzasnąłem zaspanym głosem na całe gardło.
- Ktoś chce zabić Liby! - odkrzyknął szybko.
- Co? Jak to? - spytała podniesionym tonem Avil.
- Wszystko moja wina. Dostałem smsa. Lecimy do Hiszpanii. Zbierajcie się! - rozkazał mój przyjaciel.
Wybiegł z pokoju, a ja i Avil zaczęliśmy się ubierać w ekspresowym tempie.
- Kochanie weź mój portfel i sprawdź czy jest tam kasa, a ja idę po paszport. - poprosiłem, a raczej zażądałem z czym czułem się źle.
- Okej. - uśmiechnęła się do mnie i opuściła pokój.
Zacząłem szukać paszportu, który włożyłem wczoraj do szuflady. Wyjąłem go i wybiegłem z pokoju prosto do salonu gdzie czekali na mnie Avil i Jack.
- Ja prowadzę, bo po was widzę, że nie jesteście w stanie. - oznajmiłem.
- Jestem za. - odezwała się moja dziewczyna.
- Ja też. - poparł Jack.
Wyszliśmy z domu i zamknąłem drzwi na klucz. Podszedłem do mojego samochodu.
- Kotek łap. - Avil rzuciła kluczyk od swojego samochodu, a ja wystawiłem ręce i złapałem go.
- A czemu nie moim? - spytałem.
- Nie masz paliwa. - rzucił zdenerwowany Jack.
- A no tak. - klepnąłem się ręką w czoło.
- Wsiadajcie. - rozkazała ślicznotka i usiadła na miejsce pasażera, a za nią wpakował się Jack na tylne siedzenia.
Dołączyłem do nich i usiadłem za kierownicą następnie włożyłem kluczyk do stacyjki i przekręciłem go, wrzuciłem bieg i ruszyłem.
Na lotnisku byliśmy po 20 minutach. Gdy wjechaliśmy na parking zaparkowałem samochód.
- Jack podaj mi proszę tą torbę. - odwróciła się do tyłu.
- Proszę. - przyjaciel podał jej przedmiot.
- Kochanie przechowasz mi portfel? - spytałem.
- Jasne. Daj. - podałem portfel mojej ślicznotce, a ta schowała go do torebki.
- Dziękuję. - pocałowałem ją w polik.
Wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy na lotnisko. Jack poszedł sprawdzić kiedy jest najbliższy lot do Hiszpanii, a my z Avil staliśmy wpatrzeni w małego chłopca, który siedział na podłodze i układał kolorowe klocki. Dziewczyna wtuliła się w mój tors i nadal patrzyła na chłopca. Miał na oko z 3 albo 4 lata.
- Ale słodziak. - uśmiechnęła się promiennie.
- Chcesz mieć takiego? - powiedziałem cicho do jej ucha.
- Za jakiś czas, ale nie teraz.
Staliśmy przytuleni do momentu, w którym podbiegł do nas Jack.
- Za 5 minut odprawa. - rzucił - Szybko. - pociągnął mnie za ramię co mnie trochę wkurzyło.
- Już biegniemy. - głos zabrała moja dziewczyna.
Złapałem ją za rękę i biegliśmy za moim kumplem.
Jack nie mógł wysiedzieć na miejscu w samolocie co oznaczało, że bardzo się denerwuje. Chodził po pokładzie w tą i z powrotem aż w końcu usiadł i zapiął pas bo zaczęły się turbulencje.
Po wylądowaniu Jack próbował dodzwonić się do Liby, ale nic mu z tego.
- Halo. Marcos? Mógłbyś przyjechać na lotnisko. A nie możesz wyjść wcześnej? Ta wynagrodzę ci to, ale pospiesz się. Tak. Weź Antonia. No narazie. - Jack rozmawiał przez telefon.
- I jak? - spytałem.
- Będzie za 15 minut.
- To co robimy? - wtrąciła Avil.
- Czekamy. - odpowiedział Jack i usiadł na chodniku.
Powtórzyłem tą czynność tyle tylko, że po "turecku".
- Chodź Mała. - poklepałem się rękami po nogach i spojrzałem na dziewczynę.
Podeszła do mnie i usiadła. Myślałem, że będzie cięższa. Oparła głowę o moje ramie i pocałowała w polik za co ja w podzięce pocałowałem ją delikatnie w usta.
Oderwałem się od mojej Małej kiedy zobaczyłem jak Jack patrzy na nas smutnym wzrokiem. Dziewczyna spojrzała na mnie zawiedzionym wzrokiem, a ja dałem jej znak żeby spojrzała na Jacka. Wstała z moich kolan i podeszła do mojego przyjaciela, klęknęła obok niego i położyła swoją ręke na jego ramieniu.
- Jack? - chłopak podniósł głowę słysząc swoje imię. - Powiedziałam, że nie będę więcej wtrącać się w decyzje i życie Liby, ale dla ciebie zrobię wyjątek i spróbuję z nią porozmawiać o was. Okej?
- Avil dzięki, ale jak narazie musimy ją znaleźć, a łatwe to nie będzie, bo ktoś chce ją zabić i to jest moja wina.
- Twoja wina? Co ty gadasz? - Avil zabrała rękę i stanęła na równe nogi.
- No bo jakbym jej tu nie zostawił to by się nic nie stało.
- Oj zamknij się! Nie ma w tym żadnej twojej winy! Ona sama chciała tu zostać! Zrozumiano?! - dziewczyna się zdenerwowała.
- To moja wina. - powiedział cicho Jack.
- No kurwa! Tłumaczyć takiemu. - moja ślicznotka zacisnęła ręce w pięści.
- Ej skarbie uspokój się trochę. - podszedłem do dziewczyny i złapałem ją za nadgarstek. - A teraz usiądź sobie. - posadziłem dziewczynę na chodniku.
- Sorki Jack. Trochę mnie poniosło. - wyszeptała Avil.
- Spoko. - odpowiedził chłopak.
Siedzieliśmy w ciszy do chwili gdy zjawili się Antonio i Marcos. Po przywitaniu wpakowaliśmy się do samochodu chłopaków i ruszyliśmy z piskiem opon.
- Co jest? - spytał Antonio.
- Ktoś chce zabić Liby. - wyjaśnił szybko Jack.
- Co? Jak to? - spytał zdezorientowany kierowca pojazdu czyli Marcos.
- No po ludzku. Dostałem smsa. Musisz namierzyć ten telefon. - podał przedmiot Antoniowi.
- Nie mam sprzętu. - rozłożył ręce Antonio. - Jedziemy do domu tam dam radę to zrobić.
- Byle szybko. Liczy się każda chwila. - spuścił głowę Jack.
Marcos dodał gazu i po 5 minutach byliśmy w mieszkaniu chłopaka. Szybko ustalił miejsce, z którego został wysłany sms. Było to nie daleko mieszkania Antonia, więc wyszliśmy z mieszkania i ruszyliśmy biegiem do samochodu. Dojechaliśmy do wyznaczonego miejsca.
Moim oczom ukazał się jakiś stary i zruinowany magazyn. Podeszliśmy do niego całą piątką i ostrożnie weszliśmy do budynku, który ledwie stał.
W środku zastaliśmy okropny widok...
**************************************************
Hej ^^
Co się stanie z Liby? ;-)
Jak myślicie? :-)

CZYTASZ
Zło Wcielone
ActionŻycie przestępcze bywa świetną zabawą. Nie zawsze wszystko idzie pięknie i zgodnie z planem. Występują małe komplikacje...