~Alec~
Siedziałem na miejscu pasażera tuż obok Avil kierującej pojazdem. Odwróciłem się do tyłu sprawdzając stan Liby. Nie wyglądała dobrze: leżała na siedzeniach, a jej głowę oparta była o kolana Jacka, który głaskał ją delikatnie po włosach. Dziewczyna była cała blada, zakrwawiona i zmaltretowana.
Było mi jej naprawdę szkoda, bo nie miała nic wspólnego ze śmiercią ojca Leo. Jedyną w inną osobą był Jack, ale jak narazie nie będę mu tego wypominać. Teraz to on musi zająć się półprzytomną dziewczyną.- Alec. - Avil mnie szturchnęła i wyrwała z rozmyśleń przez co usiadłem prosto do kierunku jazdy.
- Nie możemy jechać do szpitala. - mówiła moja ślicznotka nie odrywając wzroku od drogi.
- Dlatego jedziemy do domu Marcosa. Ustaliliśmy to kiedy ty byłaś jeszcze z Leo w tamtym budynku. Aa no właśnie... - zawiesiłem się na chwilę. - Co ty tam robiłaś? - spytałem zaciekawiony.
- To co było trzeba.
- Zabiłaś go? - wydarłem się na całe gardło.
- Nie, ale dałam mu dużo do myślenia. - uśmiechnęła się pod nosem, co było znakiem satysfakcji.
- Powiesz mi? - złapałem ślicznotkę za szczupłe udo - Kochanie?
- Może kiedyś. - odpowiedziała i ściągnęła moją rękę ze swojej nogi.
Avil co chwilę przerzucała biegi i dodawała gazu przez co prędkość, z którą jechaliśmy była naprawdę duża, ale nie martwiłem się o to, że będziemy mieć wypadek, bo widziałem jak prowadziła samochód. Dobrym przykładem jej umiejętności była ta sytuacja gdy uciekały razem z Liby przede mną i przed Jackiem.
- Liby trzymasz się? - spytała blondynka i spojrzała w lusterko.
- Jakoś tak... tylko strasznie mi zimno. - odpowiedziała słabo i cicho druga z dziewczyn.
- Trzymaj i kieruj. - rozkazała mi moja Mała, a ja posłusznie chwyciłem za kierownicę.
Avil zaczęła zdejmować bluzę i w jednym momencie szturchnęła łokciem rękę, którą trzymałem kierownicę co spowodowało lekki skręt w stronę pobocza.
- Sorki. - szybko rzuciła i podała bluzę do tyłu. - Jack przykryj ją proszę. - usłyszałem z tyłu.
- Daleko jeszcze? - dopytywała Liby.
- Jeszcze kawałek. - odpowiedziałem wyprzedzając Avil, która otworzyła usta w celu wydania z siebie dźwięku.
- Dasz radę? - zadała pytanie moja Mała i przejęła kierownicę.
- Myślę, że tak. - odpowiedziała ledwo słyszalnie Liby.
Jechaliśmy z dużą prędkością, ale Avil na to nie zważała i jechała coraz szybciej.
- Kochanie tu w lewo. - wskazałem palcem kierunek, w którym mieliśmy jechać. - Zwolnij trochę. - dodałem cicho, tak żeby Liby nie usłyszała, bo nie chciałem jej denerwować.
- Nie mogę. Ona cierpi. - Avil odpowiedziała równie cicho. - Daleko jeszcze?
- Jeden zakręt i jesteśmy. - spojarzałem na telefon, w którym miałem włączoną nawigację z adresem Marcosa.
- To dobrze. - spojarzałem na twarz dziewczyny. W tym świetle była cudowna.
Kiedy Avil zaparkowała samochód na posesji Marcosa do auta podbiegli właściciel domu i Antonio, a ja opuściłem pojazd. Otworzyłem drzwi samochodu, delikatnie chwyciłem za rękę Liby i pociągnąłem. Marcos i Antonio złapali ją pod plecy, a Avil za nogi. Po chwili dołączył do nas Jack, który wyszedł z samochodu. Dołączył do Avil i złapał Liby za nogi na wysokości ud. Marcos otworzył drzwi, wnieśliśmy poszkodowaną i położyliśmy na łóżku.
Jack dał dziewczynie bluzę przykrył ją kocem po czym kucnął przy łóżku. Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu mojej Małej po krótkiej chwili dostrzegłem kawałek jej nogi w kuchni. Ruszyłem w tamtym kierunku, ale dziewczyna tylko mnie ominęła, więc za nią ruszyłem. Avil postawiła pudełko z przyrządami medycznymi na ławie stojącej blisko łóżka, na którym leżała postrzelona Liby.
- Wejdźcie. - Avil spojrzała na wszystkich oprócz Liby.
- Mogą zostać. - Liby szeptała.
- To chociaż Marcos i Antonio. - uśmiechnęła się blado do dwóch wspomnianych osób.
- To my będziemy w kuchni. - odezwał się Antonio i razem z Marcosem wyszli z pokoju.
- Dziękuję. - szybko dodała blondynka.
- Zdejmi koszulkę. - kucnęła przy łóżku. - A wy się nie patrzcie. - tym razem powiedziała do nas.
- To ja idę do kuchni. - Jack wstał.
- Zostań. Proszę. - powiedziała dość głośno jak na jej stan Liby.
- Zostań. - dodała Avil i minęła delikatnie głową wskazując miejsce obok siebie. - Przyda mi się pomoc.
- No okej. - mój przyjaciel kucnął na miejscu wskazanym przez Avil.
- Musimy wyjąć tą kulę. Kochanie idź przynieś wódkę albo coś mocniejszego. - odwróciła się do mnie Avil.
- Tak jest. - odezwałem się i szybko ruszyłem do kuchni.
- Coś nie tak? - spytał Antonio gdy przekroczyłem prog kuchni.
- Dawaj wszystką wódkę jaką masz. - zarządałem.
Chłopak otworzył jedną z wiszących szafek i zaczął wyciągać z niej kolejno butelki. Jeżeli nie pomyliłem się w liczeniu było ich 15.
- Pomożecie mi? - spytałem biorąc butelki z alkoholem pod pachy.
- Jasne. - chłopaki wzięli kilka butelek i ruszyliśmy do pokoju.
Po dwóch kursach wszystkie butelki stały na stoliku, a hiszpańscy przyjaciele wrócili do kuchni. Usiadłem w fotelu, wziąłem butelkę alkoholu, otworzyłem go i wypiłem trochę.
Przeglądałem się temu jak moja dziewczyna delikatnie i zwinnie radziła sobie z raną Liby.
Cała ''operacja'' trwała jakieś 2 godziny, a ja kończyłem butelkę wódki, którą zacząłem na początku ''operacji''. Avil zdjęła rękawiczki, Jack przykrył Liby kocem i dał buziaka w czoło śpiącej i pijaniej poszkodowanej.
Moja Mała podeszła do mnie i usiadła na kolana wyrywając butelkę z mojej ręki.
- Ale jesteś płytki. Wszystko wypiłeś. - uderzyła mnie z pięści w klatkę piersiową.
- A ty byłaś bardzo dzielna. - chciałem dać jej buzi, ale ta zrobiła unik i wstała po nową butelkę.
- Spadaj. Jesteś pijany. - wytknęła język.
- Wcale nie. Chodź do pokoju to ci udowodnię. - wstałem z fotela, ale zaczęło kręcić mi się w głowie, więc z powrotem usiadłem.
- Nie muszę iść do pokoju. Mam dowód tutaj. - zaczęła się śmiać, a ja chyba usnąłem, bo jej śmiech był ostatnią rzeczą, którą zapamiętałem.
******************************************************
Hejka :)
Dawno nie było rozdziałów, więc wrzuciłam tu ten oto. ;)
Do usłyszenia. ♡

CZYTASZ
Zło Wcielone
AksiŻycie przestępcze bywa świetną zabawą. Nie zawsze wszystko idzie pięknie i zgodnie z planem. Występują małe komplikacje...