15. Rajd

17 8 2
                                    

~Avil~
Zbliżałyśmy się "pożyczonym" autem chłopaków w stronę naszego osiedla. Rozejrzałam się po parkingu szukająca naszego samochodu. Stało na swoim miejscu. W takim stanie w jakim go zostawiłyśmy ostatnim razem. Weszłyśmy do bloku i ruszyłyśmy biegiem po schodach. Dotarcie na samą górę zajęło nam dłuższą chwilę.

- Kurwa. Przecież nie mamy klucza. - powiedziałam.

- Mam coś lepszego. - odezwała się Liby machając swoją bronią.

- Daj spokój. Strzelać w bloku?

- Te dupki pewnie nas szukają, a ty się przejmujesz strzelaniem w bloku. Laska...

- No w sumie. Dobra strzelaj tylko celnie.

- Odsuń się.

Po chwili usłyszałam strzał i zobaczyłam jak brunetka otwiera drzwi mieszkania. Miała dobrego cela.

- Bierz ubrania, ja wezmę dokumenty, paszporty i jedzenie.

- Okej. Mamy jeszcze jakąś amunicję?

- Gdzieś w szafie pod telewizorem w salonie. - krzyknęłam i rzuciłam się do kuchni.

Wzięłam paszporty, pieniądze, dokumenty, stare telefony i jedzenie. Po chwili do kuchni wbiegła Liby z dwoma wypchanymi torbami. Trzecią rzuciła na stół.

- Pakuj to. - rozkazała.

Zrobiłam to co kazała.

- Wzięłyśmy wszystko?

- Chyba tak. - odpowiedziała dziewczyna.

- Masz telefon. - podałam jej przedmiot.

- Dzięki.

- Spoko. Dobra to spadamy.

Wzięłyśmy torby i ruszyłyśmy schodami w dół.

- Co robimy? Mamy jakiś plan? - spytała brunetka.

- Tak. Wymyśliłam go przed chwilą.

- Dajesz.

- Ty wsiądziesz do audi chłopaków, ja do naszego. Będziemy jechać blisko siebie, żeby się nie zgubić. Kiedy będziemy w dobrej odległości od domu, albo blisko granicy zostawimy ich samochód w lesie. Przesiądziesz się do Camaro i nas nie znajdą. Będziemy bezpieczne. - wytłumaczyłam.

- Dobry pomysł. - stwierdziła.

Wychodziłyśmy z bloku. Ruszyłam do samochodu, a Liby do drugiego. Tak, jak się umówiłyśmy. Wyjechałyśmy z osiedla i wjechałyśmy na ulicę. Spojrzałam na zegarek 4.16. Nieźle.

- Co jest? - wyjęłam telefon i odebrałam połączenie.

- Mamy ogon.

- Przecież oni najebani leżą.

- Może i tak, ale ktoś inny za nami jedzie.

- Weź skręć teraz w lewo. Sprawdzimy czy to prawda.

Skręciłam. Liby powtórzyła tą czynność, którą wykonałam jako pierwsza.

- Faktycznie. - odezwałam się. - I co teraz?

- Musimy go zgubić.

- Okej. Liby? Co planujesz?

- Zjedź do lasu.

- Czemu?

- Zjedź i naszykuj broń.

- No dobra. Nie jestem przekonana, ale okej.

Zjechałam do lasu. Liby zaraz za mną. Wysiadłam z samochodu z bronią, przeładowałam ją. Liby też wysiadła i zrobiła to samo z bronią. Podejrzany samochód zjechał za nami do lasu. Stanęłyśmy blisko siebie. Z samochodu wysiadł Jack, Alec i gościu, któremu obiłyśmy pysk przed siłownią.

- To tylko wy. - powiedziała Liby.

- Nie odpierdalać tylko pakować się i jedziemy do domu. - powiedział Jack.

- Śmieszny jesteś. - nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.

- Nie śmiej się tylko chodź tu. - tym razem odezwał się Alec.

- Nie, nie, nie. - odpowiedziałam i pociągnęłam za spust.

Nie trafiłam w nic i na razie taki był cel. Chciałam ich nastraszyć.

- Nie wygłupiaj się, bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz. - odezwał się czarnowłosy.

- Jakbyś zapomniał rozmawiasz z najlepszymi gangsterkami w Ameryce. Czubku. - warknęłam.

- No właśnie, więc teraz raczcie wybaczyć debile, ale my musimy już jechać. Tu macie samochód. - Liby rzuciła kluczyki od audi w ich stronę.

- Nie pierdol. Wsiadaj do naszego samochodu. - powiedział Jack.

- Ja mam już samochód i prawo jazdy w zasadzie też, więc wybacz, ale nie skorzystam. Avil zawijamy się stąd. - postanowiła moja przyjaciółka.

Ruszyłyśmy w stronę naszego samochodu i wsiadłyśmy do niego. Ruszyłam z piskiem opon.

- Wsiadają do samochodu. Dawaj szybciej. - powiedziała Liby.

Wbiłam kolejny bieg i dodałam gazu.

- Doganiają nas.

- Nie na długo. - powiedziałam.

Byli coraz bliżej widziałam światła ich samochodu w lusterku. Cholera! Przyspieszyłam jeszcze. Licznik wskazywał grubo ponad 220 km/h.

- Możemy jeszcze szybciej? - spytała Liby.

- Tak.

- To przyspiesz.

Licznik wskazywał teraz 230 km/h. Zostawali w tyle. Jest! O to chodzi. Teraz tylko na lotnisko i nara czuby nie złapaliście nas. Spojrzałam na wskaźnik ilości paliwa. Chuj by to strzelił. Końcówka.

- Liby.

- Coś nie tak?

- Paliwo.

- Nie gadaj.

- Kończy się.

- O kurwa.

Doganiali nas po raz kolejny. Mrugali światłami.

- Avil?

- No?

- Mogę? - spytała i wyjęła broń.

- Zdecydowanie.

Wystawiła pistolet przez okno i wystrzeliła raz i drugi. Trochę ich to spowolniło. Wyglądało na to, że przebiła im oponę i trafiła w okno. Jestem z niej dumna!

- Co będzie to będzie. Ufasz mi? - spytałam.

- Jak najbardziej.

Po tych słowach wcisnęłam stopą pedał gazu. Prędkość rosła. Coraz ciężej było mi panować nad pojazdem. Paliwa było coraz mniej.

- Jak ci się uda a mi nie to wysiadaj z samochodu i uciekaj jak najszybciej. Jasne? - powiedziałam stanowczo.

- Nie zostawię cię! Nigdy! - krzyknęła.

- Liby!

Licznik wskazywał 260 km/h. Zaczęłam tracić kontrolę nad samochodem.

- Przepraszam Liby. - to były ostatnie słowa jakie powiedziałam. Samochód zaczął dachować i tylko to zapamiętałam.

****************************************************

Hejka. :)

Dzisiaj trochę krótszy rozdział.

Gwiazdkujcie, Komentujcie. ^^

Pozdrawiam. :*

Ps. Jeżeli ktoś chciałby dedykację piszcie priv albo w komentarzach. ;)

Zło WcieloneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz