40. Pizza

13 2 0
                                    

~Liby~

  Obudziłam się z wielkim bólem głowy i ramienia, a jedyną rzeczą, którą zapamiętałam był Jack, który kucął koło łóżka, na którym leżałam i Avil podającą mi butelkę jakiejś wódki. Po wypiciu dość dużej ilości alkoholu odpłynęłam, ale nadal czułam ból mojego ramienia, który z każdą chwilą ustawał.

  Położyłam rękę na oparciu i próbowałam się podnieść, ale nic z tego, ponieważ czułam totalny brak sił, więc ułożyłam się z powrotem na wygodnej kanapie. Spojrzałam na swoją rękę, a raczej ramię, które było całe owinięte białym elastycznym materiałem i poczułam coś ciepłego na zdrowej ręce.

  Tym cosiem okazała się być ręka Jacka, który kucnął właśnie przy kanapie i zaczął rozmowę.

- Hej. Jak się czujesz? Chcesz może jakieś przeciwbólowe?

- Hej. W sumie to nie jest najgorzej i nie, nie trzeba, dzięki.

- Liby... - przeciągnął, a ja czułam, że zacznie się gruby temat. - To wszystko moja wina. Ja chciałbym Cię bardzo przeprosić. Byłem, a w zasadzie to jestem głupi. Przepraszam. - spuścił głowę w dół.

- Jack to nie twoja wina, to nie ty strzeliłeś i nie mam żalu. Rozumiem doskonale, bo w przeszłości też popełniłam błędy. Nie przejmuj się, jasne?

- Taa... - po raz kolejny przeciągnął i podrapał się po karku.

- Mógłbyś mi pomóc wstać? - spytałam i poczułam jak moje poliki robią się gorące.

- Oczywiście.

  Chłopak podniósł się z podłogi i złapał mnie za zdrową rękę oraz w pasie.

- 1, 2 i 3. - Jack zaczął liczyć i na jego ostatnie słowo łapałam równowagę stojąc na równych nogach. - Wszystko okej? - przystojniak upewniał się podtrzymując mnie delikatnie za plecy przez co przeszedł mnie przyjemny dreszcz.

  Kiedy byłam pewna swojej równowagi ruszyłam do następnego pomieszczenia nie wiedząc dokąd idę. Jack zaczął iść za mną co było przyczyną mojej dekoncentracji, ponieważ czułam się obserwowana.

- Zaprowadzisz mnie do kuchni? - odwróciłam się przez ramię i spojrzałam na Jacka, który bardziej niż moją twarzą był pochłonięty moimi pośladkami. - Ekhem. - musiałam przerwać to wpatrywanie. - Odpowiesz mi czy nie? - zatrzymałam się.

- Co? Jakie? - w końcu spojrzał na moją twarz.

- Gdzie kuchnia?

- Tam. - wskazał palcem na drzwi oddalone od nas o nie dużą odległość.

- Prowadź. - rozkazałam i zaśmiałam się pod nosem.

  Jack pierwszy przekroczył próg kuchni, a ja tuż za nim weszłam do pomieszczenia z uśmiechem na ustach. W środku przy stole siedzieli: Alec, Avil, Marcos i Antonio, którzy miałam wrażenie, że uśmiechnęli się na mój widok. Avil wstała, podeszła do mnie i delikatnie przytuliała, a chłopaki jak to chłopaki rzucili szybkie "Cześć".

- Wszystko dobrze? - powiedzieli jednocześnie Marcos i Antonio.

- Jeszcze żyję. - uśmiechnęłam się delikatnie do chłopaków.

- Wiecie co... - wtrąciłam.

- Nie wiemy nic. - mój chłopak podszedł do mnie i przytulił.

- Zjadłabym coś. - powiedziałam po czym zaplotłam swoją dłoń o dłoń Jacka.

- Ale mamy mały problem. - Marcos zrobił głupią minę.

- Masz pustą lodówkę, tak? - spytała Avil.

- Otóż to! - właściciel domu uśmiechnął się i wskazał palcem wskazującym w stronę dziewczyny.

- Zamówmy pizzę. - zaproponował wspaniałomyślny Jack.

- Tak! - krzyknęłam i złożyłam delikatny pocałunek na poliku pomysłodawcy .

- Avil dasz radę zamówić jadło? - spojrzałam na przyjaciółkę.

- Jasne. Tylko jaką kto chce jeść? - spytała.

   Po zebraniu zamówień zadzwoniła do pierwszej lepszej pizzerii, a ja poszłam do łazienki w celu ogarnięcia siebie  i swojego wizerunku. Kiedy spojrzałam w lustro ujrzałam duży nie ład oraz kilka siniaków na mojej twarzy. Na głowie panował taki nie ład jakby przeszło po nim tornado.

  Odkręciłam wodę, która płynęła silnym strumieniem. Przemyłam twarz wodą i wytarłam ją do sucha. Włosy przeczesałam ręką i związałam w luźnego koka. Po załatwieniu potrzeb wyszłam z łazienki, dołączyłam do reszty siedzącej w salonie i rozmawiającej o wydarzeniach ostatnich kilku dni.

  Po jakichś 30 minutach do drzwi zadzwonił dzwonek, więc Marcos rzucił się do drzwi i odebrał pizzę. Przyniósł ją do nas i zaczęliśmy wszyscy wspólnie jeść posiłek.

Zbliżała się 20.30. a ja czułam się strasznie zmęczona i bezsilna. Ramie zaczęło mnie boleć, ale nie chciałam przeszkadzać całej reszcie oglądającej jakiś serial na telefonie.

  Wstałam z kanapy, ale poczułam szarpnięcie, więc usiadłam z powrotem.

- Co jest? - szepnął Jack siedzący na podłodze obok kanapy. - Przynieść Ci coś?

- Jakieś tabletki przeciwbólowe. - szeptałam i uśmiechnęłam się do chłopaka wstającego z podłogi.

  Jack przyszedł z tabletkami i szklanką wody po czym usiadł obok mnie. Nie chciałam nic mówić, więc oparłam głowę o ramie Jacka. Kątem oka widziałam delikatny uśmiech na twarzy chłopaka.

  Po tym wszystkim co się działo na początku naszej znajomości minęło, ale zostanie na zawsze w mojej pamięci. W sumie to cieszę się  z tego co się wydarzyło między nami. Szczególnie miło i dobrze wspominam naszą wspólną noc. Było cudownie.

- Liby? - głos Jacka wyrwał mnie z myśli.

- Tak?

- Możemy wyjść na dwór? Wyniosę Cię. - uśmiechnął się uroczo.

- Możemy iść i nie trzeba, ale dzięki za fatygę. - tym razem ja uśmiechnęłam się do przytojniaka.

- Na pewno?

- Tak. Chodźmy.

  Jack złapał mnie za zdrową rękę i ruszyliśmy do wyjścia.

  Opuściliśmy dom nie zauważalnie. Jack wskazał na parapet, a po chwili już na nim siedziałam. Blondyn wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów.

- Myślałam, że nie palisz. - spojrzałam prosto w jego oczy.

- Nie paliłem, ale teraz zacząłem. - wyjaśnił.

- Czemu? - spytałam, a chłopak wyjął jednego papierosa i chciał mnie poczęstować na co zaprzeczyłam ruchem ręki.

- Przez Ci... znaczy przez stres i takie tam. - zapalił papierosa, a ja poczułam zapach dymu papierosowego.

- Aha... - czy to miało znaczyć, że przezemnie zaczął palić?

  Z ręki chłopaka wyjęłam papierosa i ściągłam się dymem, a ten spojrzał na mnie jak na czubka.

- Coś nie tak? - spytałam i oddałam mu jego własność.

Zło WcieloneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz