Otworzyłam oczy. Próbowałam się podnieść. Nic z tego. Nie dam rady. Leżałam na dywanie w pomieszczeniu, które przypominało salon. Tak to raczej salon. Był szykowny i opływał w luksusach. Bardzo mi się podobał.
Ale znajdowałam się w salonie, a nie pod tymi drzwiami przy których pobił mnie ten pojeb aspołeczny i za którymi siedziała Liby. Fuck! Jeden plus jest taki, że pamiętam drogę. Teraz jeszcze się wymknąć po cichaczu zgarnąć Liby i wiać.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
- Wstawaj! - krzyknęła osoba, która mnie wcześniej pobiła.
- Nie mogę. - odpowiedziałam po cichu bez siły.
- Jak nie możesz? Myślisz że, będę cię nosił?
- Nie.
- No to wstawaj.
- Nie mogę! Tak mnie pobiłeś, że nie mam siły wstać! - wygarnęłam mu.
- Nie przesadzaj! - powiedział ostro. - Dobra chodź. - tym razem już zdecydowanie spokojniej.
Podał mi rękę, żebym mogła wstać. Uniosłam swoją i podałam mu. Pociągnął za nią. Ja nie wykazałam żadnego ruchu.
- No nie baw się ze mną. Podnieś się.
- Alec ja naprawdę nie dam rady.
- Aż tak cię zlałem?
- Najwyraźniej. - syknęłam.
Poczułam silne szarpnięcie. Alec ciągnął mnie po podłodze.
- Ała. Kurwa stój!
- Mówiłem, że nie będę cię nosić. Jak pieprzoną księżną.
- Nie wiem czy jesteś ślepy czy po prostu nie zauważyłeś tego progu, o który zajebałam żebrami?-powiedziałam i syknęłam z bólu.
Boli jak uh... Nigdy mnie tak nie bolało.
- Nie pierdol! Przecież nie jest taki duży. - wskazał na próg.
- Zamknij pysk! Pójdę sama!
Zebrałam wszystkie siły jakie miałam. Czułam, że to były te ostatnie na dzisiejszy dzień i jutrzejszy. O ile ten idiota mnie znowu nie skatuje. Podniosłam się z wielkim trudem. Ledwo stałam na nogach. Zrobiłam jeden krok, później drugi. Ej, myślałam, że będzie gorzej. Przy kolejnych krokach zaczęłam tracić równowagę. Cholera. Nie mogę mu pokazać, że jestem słaba. Nie ma opcji. Poczułam na brzuchu coś ciepłego. Odruchowo złapałam się za niego i spojrzałam w tamtą stronę. Krew. Ja pierdolę. Ten pojeb przeciął mi skórę o ten jebany próg. Chuj by to strzelił.
Wziął mnie na ręce i zaczął iść w kierunku długiego korytarza. Myślałam, że to ten, który odwiedziłam nie dawno. Ten, na którym mnie pobił. Ale nie. To musiało być po przeciwnej stronie budynku.
- Ałć. - syknęłam z bólu.
- Zaraz będziemy w twoim pokoju.
- Moim pokoju?
- Ta.
- To ja mam tu pokój?
- Nie gadaj tyle!
Weszliśmy do pomieszczenia. Było ładne, ale jak na mnie przystoi wolałabym w ciemniejszych odcieniach. Nie wiem kto projektował ten dom, ale był naprawdę śliczny.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Alec położył mnie nie zbyt ostrożnie na łóżku. Tak w sumie to w ogóle nie ostrożnie. Rzucił mną. Zaczyna mi działać na nerwy. Co za nadęty bufon.
- Leż tu grzecznie. Zaraz przyjdę z jakimiś pierdołami i opatrzę ci te rany. - powiedział i wyszedł.
Teraz. Teraz jest szansa na ucieczkę. Jemu pewnie nie będzie się spieszyło z wróceniem tu. Myśli, że jestem pobita i nie ruszę się z łóżka. Ha! Co to, to nie. Jestem twarda, dam radę. Zeszłam z łóżka, a raczej się z niego zwlokłam. Zaczęłam się czołgać do drzwi. Po chwili byłam już na korytarzu. Wszystkie części ciała okropnie mnie bolały. Starałam się nie zwracać na nie uwagi. Było ciężko, ale zapomniałam o bólu, przejęłam się ważniejszymi sprawami. Takimi jak odnaleźć Liby w tej wielkiej willi.
~Alec~
Wpadłem do kuchni, otworzyłem szafkę, w której zawsze walały się jakieś bandaże i woda utleniona. Kurwa! Czy musiałem aż tak ją pobić? Nie musiałbym teraz jej myć z tej krwi i opatrywać. Szlag! Nic tu nie ma. Mam tylko nadzieję, że sąsiad z góry ma jakieś pierdoły do dezynfekcji i chociaż plastry. Ruszyłem po schodach na górę.
- Ee mordo! Chodź na chwilę! - darłem się wbiegając po schodach.
- Co jest? - Jack wyłonił się z pokoju.
- Masz jakieś bandaże i wodę utlenioną?
- Mam. W drugiej szafce od zlewu po prawej stronie.
- Nie możesz mi dać?
- Nie.
- Czemu to? Czy ty się miziasz ze swoją?
- Zamknij się i chodź. - popchnął mnie lekko i poszedł grzebać w szafce.
- Masz cymbale. - podał mi przedmioty.
- Dziena. - zacząłem schodzić po schodach.
Czytałem skład wody utlenionej, który był umieszczony na etykiecie przyklejonej do buteleczki. Wszedłem do pokoju. Był pusty. Co do kurwy? Przecież ona ledwo żyła.
Twarda jest! Miała siłę żeby opuścić pokój. Dobra wszystko fajnie tylko, że muszę ją teraz znaleźć. Nie mogła daleko uciec. Ruszyłem w długi korytarz. Zauważyłem krew rozciągającą się na podłodze. Ślady skręcały do pierwszych drzwi po lewej stronie. Tym pomieszczeniem był składzik na miotły. Mam cię! Otworzyłem drzwi szybkim ruchem.
- Niespodzianka kochanie! - krzyknąłem, a moim oczom ukazała się śliczna blond dziewczyna.