-Ale czemu, one nas tak, nie lubią? -spytała Sabrina, kiedy byliśmy już w domu.
-Bo widzisz... -ciocia Zelda zaczęła opowiadać, o tym, jak to nasi, przodkowie poświęcili trzynaście, niewinnych kobiet.
-Ale ja, zostaje.
Nie zostawię swoich przyjaciół! -powiedziała Sabrina, a ja pokiwałam głową, na znak, że się zgadzam.
-Wszyscy zostaniemy! -powiedziała ciocia Zelda.
-Jesteśmy Spellman'ami... -zaczęła.
-No właśnie, po tym wszystkim, trzeba będzie rozważyć, co z twoim nazwiskiem Cassandro-powiedziała, patrząc na mnie.
-Ale tym czasem, jesteśmy nimi, i mamy honor!
Nie pozwolimy, na to, aby zginęło więcej niewinnych! -powiedziała, a my wszyscy, pokiwaliśmy głowami.
-Ale, jak chcesz, ich obronić? -zapytał Ambrose.
-Podczas huraganu, wszyscy chowają się, do piwnicy twojej szkoły, więc może by tak... -powiedziała ciocia Hilda.
-Huragan, już się robi-powiedział Ambrose.
Chwile później, wrócił z mapą miasta, na której położyliśmy miskę z wodą.
-Dobrze, niech teraz każda z was, weźmie słoik, i po wypowiedzeniu zaklęcia, odkręci go-powiedział Ambrose, a my zaczęłyśmy
-Boreauszu, Wietrze Północy, wzywam cię -powiedziała ciocia Zelda.
-Eurosie, Wietrze Wschodu, wzywam cię -powiedziała ciocia Hilda.
-Natosie, Wietrze Południa, wzywam cię -powiedziałam.
-Zefirze, Wietrze Zachodu, wzywam cię -powiedziała Sabrina, tym samym, kończąc formułkę.
-I co działa, działa? -spytała.
-Poczekaj chwile -powiedziała ciocia Zelda.
Kilka sekund później, mogliśmy usłyszeć alarm.
-No to teraz, oby się wystraszyli, i modlili, do swojego Boga-powiedziała ciocia Zelda.
-Nie ma go! -Sabrina, złapała mnie za rękaw, ciągnąc stronę wyjścia, ze szkoły, w której już byłyśmy.
Od razu, z nią poszłam, niedługo potem, byłyśmy pod domem, Harvy'ego.
-Harvy, ale to nie huragan, to coś gorszego! -powiedziała Sabrina, próbując go nie wiem, po raz, który przekonać, aby poszedł do szkoły.
-Wybacz, ale nie ufam czarownicą.
Mam dość, bycia tchórzem. Sami, sobie poradzimy -powiedział, i poszedł gdzieś.
-Nie chcesz, naszej pomocy, okej- mruknęłam.
-Co zamierzasz? -spytała Sabrina.
-A jak myślisz? -spytałam.
-Nareszcie!
Gdzie wy byłyście? -ciocia Zelda, popatrzyła na nas surowo.
-Musiałam kogoś, jeszcze poprosić o przysługę-powiedziałam, a Ambrose poruszył sugestywnie brwiami.
Nicholas POV
Nie byłem, zbytnio zadowolony, że musiałem iść do tego śmiertelnego.
Ale, w tej dziewczynie, jest coś takiego, przez co nie umiem, jej odmówić.
-Harvy, tak? -spytałem.
-Yy, tak-powiedział zdezorientowany moim widokiem.
-Znamy się? -spytał.
-Jestem Nick.
Cassidy i Sabrina mnie przysłały, żebym ci pomógł.
Pokaż mi, wszystkie okna i drzwi, rzucę jakieś zaklęcie- powiedziałem, idąc się rozejrzeć.
Cassandra POV
Wszyscy stanęliśmy, w okręgu i złapaliśmy się, za ręce.
Równo o północy, zaczęliśmy wymawiać, formułkę zaklęcia.
-Qui affecto protego, Mixitisque iubas serpentibus, et posterunku meis stripiqu.- powtarzaliśmy to, na okrągło.
-To działa! -powiedziała Sabrina.
-Tak, i jeśli się nie rozproszymy, to powinno się nam udać -powiedziała ciotka Zelda, w tej samej chwili znikając.
-Gdzie ona zniknęła?! -spytał Ambrose.
-Nie wiem, ale może, jak już nikt... -zaczęła ciocia Hilda, ale wtedy, zniknął też i Ambrose.
-Spokojnie, skupmy się-powiedziała ciocia.
-Czarownice rosną w siłę! -powiedziała pani Wardwell, znikąd się zjawiając.
-Ja już długo nie dam rady! -powiedziała ciocia Hilda.
-Musimy zaatakować.
Mam pewien sposób, ale musiałabym, na chwile porwać, Cassandre i Sabrine -powiedziała.
-Zgoda -powiedziałam, a Sabrina pokiwała głową.
-Salem, Demon pilnujcie cioci, i bez dyskusji -powiedziałam.
-Dobrze, chodźmy-pani Wardwell pociągnęła nas.
Po chwili, znalazłyśmy się na polanie, o której opowiadały mi ciocię.
Tam, gdzie Sabrina, miała wpisać się do księgi.
-Co tu robi Księga Bestii?! -spytała Sabrina, a ja popatrzyłam na kobietę zdezorientowana.
-To wasza jedyna szansa, inaczej wszyscy zginiemy! -zaczęła nas przekonywać.
-Pomyślcie, to wasza wielka chwila, możecie być potężne!
Już nikt, wam nie powie, że jesteście słabe!
Bez tego, zginie Harvy, Rosie, wszyscy! -powiedziała.
-Dobrze, wpisze się.
Dla Harvy'ego -powiedziała Sabrina, i podeszła do księgi.
-Cassidy, a ty? -popatrzyła na mnie.
Zaczęłam się szczerze wahać.
-Nie rób tego, nie poddawaj się! -usłyszałam, jakiś głos w głowie.
W tej chwili, przypomniałam sobie, słowa Kath.
Słowa, które mówiły, że mogę wiele i nigdy, mam w siebie nie zwątpić!
-Nie, prędzej umrę, albo sama przebije się kołkiem, niż wpisze się i oddam swoją duszę! -powiedziałam, cofając się.
-Ale... -zaczęła.
-Nie ma, żadnego "Ale"! -powiedziałam.
W tym samym momencie, Sabrina właśnie, skończyła się wpisywać.
-Sabrino-podbiegłam do niej, i złapałam ją, w ostatniej chwili.
-Co teraz? -spytała, patrząc na panią Wardwell.
-Ty musisz to wiedzieć-powiedziała, z niezbyt zadowoloną miną.
-Cassidy? -popatrzyła na mnie, wystraszona.
-Drzewo! -powiedziałam.
-To, o którym mi opowiadałaś.
To na nim, one zawisły-powiedziałam.
-Tak-powiedziała, i nie wiem, jak w następnej chwili, byłyśmy przed nim.
-Teraz, spróbujcie pokierować trzynastką-powiedziała w końcu, ta nie użyteczna, kobieta.
-Okej, razem? -spytała Sabrina.
-Razem-powiedziałam.
-Wiedźmy, mówimy do was, już dość!
Odejdźcie!
Macie przestać, bo spotka was kara! -powiedziałyśmy razem.
Od razu, kiedy skończyłyśmy, zobaczyłyśmy równe trzynaście czarownic.
-Jak śmiecie nam rozkazywać?!
Kara już raz nas w życiu spotkała, więcej nas nie powiesicie-powiedziała jedna z nich.
-Nie, nie powiesimy-powiedziała Sabrina.
-Możemy was spalić-powiedziałam.
-Ty chcesz nas spalić mieszańcu? -spytała patrząc na mnie.
-Należymy do świata umarłych, i żaden ludzki ogień nas nie dosięgnie- powiedziała.
-A kto tu mówił o zwykłym ogniu.
Ja miałam na myśli piekielny-powiedziałam.
-Tylko trzy czarownice w historii tego dokonały! -powiedziała z kpiną.
-A więc, ja jestem czwarta, ponieważ już raz je wezwałam! -powiedziałam.
-No to ja, będę piąta! - dorzuciła Sabrina.
-Ja Cassandra Gilbert, wzywam ognie piekielne! -krzyknęłam, a Sabrina zrobiła to samo.
Wtedy, ręka tej czarownicy, zaczęła się palić.
-Ater ignus, fusce fume.
Te evoco ut potentium tuam monstres.
Cupidibus flammis hic veni. Caelo sub isto, harc arborem consumo.
Lucem tenebrasque tuas monstra.
Impetuum tuum evoco ad devorandum.
Hanc arborem ac omnes hospitas devora- powiedziałyśmy głośno i wyraźnie, a czarownice, jak i drzewo zaczęły płonąć, ogniem.
Tym samym, którym ja, wypaliłam Pentagram.
Kiedy tylko czarownice spłonęły, i wszystko się skończyło, razem z Sabriną wróciłyśmy do domu.
-Idę poszukać, cioci Zeldy i zobaczyć, czy wszystko w porządku z nią-powiedziałam, i poszłam na górę.
-Ciociu- zapukałam do pokoju i weszłam.
-Ammm, co to za dziecko? - spytałam zdziwiona.
-Cassandro, to jest Leticia.
To dziecko Arcykapłana.
Nie mogłam jej tam zostawić, przecież jakby on się dowiedział, że to ona urodziła się pierwsza, a nie chłopiec, to boje się, że mógłby jej coś zrobić.
Wiesz, jakie ma podejście, do kobiet w kowenie
-powiedziała, patrząc na mnie.
-Doskonale cię rozumiem ciociu.
Ja zrobiłabym tak samo-powiedziałam.
-Mogę ją zobaczyć? -spytałam z uśmiechem, na co ciocia pokiwała głową.
-Ojeju, jest śliczna
-powiedziałam, patrząc na nią.
-Cassandro, Zeldo co wy... -zaczęła zdezorientowana ciocia Hilda.
-Lepiej, was zostawię ciocie-powiedziałam, i wyszłam.
Poszłam do siebie, byłam wykończona, więc położyłam się spać.
Starałam się... 😬

CZYTASZ
Chilling Adventures of Cassandra
FanfictionCzęść druga Little Evil. Nowe życie. Nowe miasto. Nowa szkoła. Nowe znajomości. Coraz więcej tajemnic i wyzwań godnych poświęceń. No i moje jeszcze bardziej mroczne oblicze...