Rozdział 32

1K 76 23
                                    

Od spotkania z Blackwood'em, minął tydzień. Przez ten czas,  miałam się zbytnio nie wychylać, i czekać na list od rady.
Nie chcąc się bardziej pogrążyć, trzymałam się tego.

-Cassidy, w końcu przyszedł! -usłyszałam krzyk ciotki Zeldy.

-Już idę! -odkrzyknęłam, wybiegając z pokoju, i kierując się do kuchni.

-I co piszą?-spytała zestresowana ciocia Hilda.

-Cassandro, proszę-podała mi list.

-No dobrze-otworzyłam kopertę, po czym zaczełam czytać najpierw po cichu dla siebie, a potem na głos dla ciotek i kuzynostwa.
-NIE ŚWIĘTY SĄD

               Greendale,
dnia 15 lipca, 2019 r.

Sz. Panna
Cassandra Alison Spellman
Uczennica Akademi
Sz.N.
0

0-666 Greendale

Szanowna Pani Spellman, w imieniu własnym oraz wszystkich Sędziów Nie Świętego Sądu, wzywamy panią do ostatecznego stawienie się w nie świętej kaplicy w terminie 18.07.2019r.

Powód:
- Sprawa morderstwa Meggan F. Blackwood,
- Znalezienie bransoletki na miejscu zbrodni,
- Przyznanie się do dopuszczonego przestępstwa.

Wysokość pańskiej kary wygłosi Wielki i Wszechpotężny Lucifer Morningstar przy pomocy Nie Świętego Sądu.

Jeżeli nie stawi się Pani
18.07.2019r, 
Zostanie pani ekskomunikowana z Kościoła Nocy oraz przeklęta klątwą duchową, która poskutkuje odebraniem pańskiej mocy.

Nie święty sąd-skończyłam.

-No cóż, miejmy nadzieję, że nasz pan okaże się być łaskawy-powiedziała, a ja wywróciłam oczami.

-A jeśli nie? -spytała Sabrina.

-Nawet tak nie mów,  Sabrino-ciocia Hilda popatrzyła na nią poważnie.

-Będzie co ma być-wzruszyłam ramionami.

-Twoje podejście, jest bardzo spokojne-zauważyła ciocia Hilda.

-A jakie ma być? Nie będę przecież płakać-wywróciłam oczami.

-Dobre podejście-powiedziała ciotka Zelda.

-Coś, jeszcze? Czy mogę iść do siebie? -spytałam.

-Nie nic, możesz iść do siebie - odpowiedziała, wracając do czytania gazety.

-Okej, to będę u siebie -powiedziałam, idąc w stronę wyjścia z kuchni.

Siedząc w swoim pokoju, rozmyślałam nad tym, jaka kara może mnie spotkać i właśnie na tym, zleciała mi reszta dnia.

***

Następne trzy dni, minęły mi, "jak z buta". Nawet nie wiem, kiedy.
Dopiero teraz, zaczęłam się lekko denerwować, z czego nie byłam, ani trochę zadowolona.

-Denerwujesz się? -spytał Ambrose, wchodząc do mojego pokoju.

-Nie, nawet nie-wzruszyłam ramionami, dokonując ostatnich poprawek przed wyjściem.

-Tak, na pewno-prychnął.

-Nie chcesz, nie wierz-mruknęłam.

-Oj no dobra. Idziesz już, bo ciotki się niecierpliwią, a zwłaszcza Zelda -zaśmiał się.

-Tak, chodź -powiedziałam, a on odsunął się, by przepuścić mnie w drzwiach.

-No nareszcie, nie możemy się spóźnić. To pogorszyłoby tylko, twoją sytuacje! -skomentowała.

-Dobra, spokojnie. Już jestem, możemy wychodzić
-stwierdziłam.

Po kilku minutach, byliśmy już na miejscu.

-Tylko pamiętaj, okazuj skruchę i pokaż im, że żałujesz-mruknęła ciotka Zelda.

-Jasne -wywróciłam oczami, bo w rzeczywistości miałam inny plan.

-Dobrze, wchodźmy
-skomentowała, a następnie weszła do środka, co ja po chwili również zrobiłam.

Zajęliśmy nasze miejsca, a już po chwili, Blackwood zaczął "przemawiać".

-Moi drodzy, każdy z was doskonale wie, w jakiej sprawie dziś tu jesteśmy. I tak samo, jak wy mam nadzieję, że kara zostanie sprawiedliwie wymierzona-powiedział, a wszyscy zaczęli się z nim zgadzać.
-Cassandro, wstań i podejdź tu-popatrzył na mnie.

Westchnęłam ciężko, a następnie wstałam i podeszłam w wyznaczone mi mnie miejsce.
Jak dla mnie, to wszystko było bezsensu. Jedna nieżywa  czarownica w te, czy we w tę to żadna różnica.

-Przedstaw się-usłyszałam paskudny głos, tej wstrętnej trójcy.

-Jestem Cassandra, Alison Spellman -powiedziałam, próbując ukryć zirytowanie.

-Czy przyznajesz się, do zabicia Meggan Blackwood? -spytali.

-Tak Nie Święty Sądzie, przyznaje się-uniosłam dumnie głowę, aby dać im do zrozumienia, że nie żałuje.

-Czy przyznajesz, że było to zaplanowane zabójstwo? -usłyszałam jedynie, bo zaczełam się rozglądać, za jednym czarnowłosym palantem, który miał być, a którego nie było.

-Co? Ah tak, oczywiście, że przyznaje się-rzuciłam niedbale.

-Co ona wyprawia?! -usłyszałam oburzony szept ciotki Zeldy.

-Co masz na swoją obronę? -tym razem głos, zabrał Blackwood.

-Działałam, dla dobra kościoła i...-zaczełam, ale mi przerwał.

-Dla dobra kościoła, Cassandro nie rozśmieszaj nas-powiedział kpiąco.

-Z całym szacunkiem, ale jednak nie znał ojciec do końca swej bratanicy -prychnęłam.

-Sugerujesz coś? -spytał, ale ja milczałam.

-Co masz na swoją obronę? -tym razem, pytanie zadały mi te stwory.

-Uważam, że Maggie Blackwood, była niezrównoważona psychicznie-skomentowałam.

-Słucham?! -Blackwood,  tryskał złością. 

-Tak, to prawda -powiedziałam, a następnie zaczełam opowiadać im to, co słyszałam.

-Czy masz, jakiegoś świadka? -spytali.

-Ja... -zaczełam, ale wtrąciła się osoba, którą bym o to nie podejrzewała.

-Tak, ma. Ja widziałam i słyszałam wszystko -powiedziała Prudence, podchodząc do mnie.

Byłam zdziwiona, bo przecież nie było jej wtedy ze mną.
Ona widocznie to wyczuła, bo rzuciła mi spojrzenie mówiące "cicho, wiem co robię".

-Słucham? -Blackwood popatrzył na nią z niedowierzaniem.

-Tak, to wszystko to prawda. Ja tam byłam i słyszałam to-zignorowała ojca, nadal upierając się przy swoim.

-Opowiedz nam swoją wersje-powiedziały, a ona zaczęła wymyślać.

-Tak to wyglądało -zakończyła swoją historie.

-To nic nie znaczy, przyznała się i mamy jej bransoletkę. Powinna ponieść, najgorszą z kar-powiedział.

-Faustusie, to my i nasz Pan,  jesteśmy tu od wyznaczania kar-stwierdzili.

-Z całym szacunkiem to rozumiem, tylko naszego Pana tu nie ma-zauważył lekko zdziwiony.

-W takim razie, aby wydać pełnomocny wyrok, trzeba go sprowadzić-zdecydowali.

-Nie Święty Sądzie, jeśli pozwolicie, dostąpię tego zaszczytu i go przywołam-skomentował, a następnie zaczął wymawiać,  właściwe zaklęcie.

Po chwili na środku kościoła, pojawił się sam Szatan, pół nagi z dwiema skąpie ubranymi dziwkami, oraz butelką, jakiegoś trunku w ręce.

-Co się... -zaczął, ale zdając sobie sprawę, gdzie, i w jakim stanie się znajduje, zniknął.

Ja osobiście, powstrzymywałam się, od wybuchnięcia gromkim śmiechem, kiedy to inni stali zdezorientowani.

-Jak śmiecie mnie wzywać?! -kilka sekund później, pojawił się cały rozzłoszczony.

-Panie, miałeś wyznaczyć kare, dla tej dziewczyny -skomentowały stwory, na co on zmarszczyła brwi, jakby chciał sobie, o tym przypomnieć.

-No tak, -wywrócił oczami, po czym odwrócił się, w moją stronę z wymalowanym zdziwieniem na twarzy.
-Tej dziewczynie? -spytał, chcąc się upewnić, na co ja zachichotałam.

-Tak panie, tej dziewczynie-odpowiedziały.

Widać było, że nic nie wie na temat. Miałam z tego ogromny ubaw.

-Zarządzam przerwę podczas, której odbędzie się narada! -powiedział, patrząc na wszystkich zgromadzonych.

-Zapraszam, do mojego gabinetu-stwierdził Blackwood, po czym zniknęli.





















Noooo, chyba, co niektórzy mają opóźniony zapłon😂❤
Jak wam się podobał rozdział? 😏

Do Zoba!
Ash🖤⛧

Chilling Adventures of Cassandra Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz