Rozdział 17

1.1K 82 20
                                    




Minęły dwa miesiące, od momentu, kiedy ta wróżbitka, u Cerberusa, postawiła mi Tarota, i przepowiedziała to wszystko.
Przez ten cały czas, w głowie miałam, to co mi, powiedziała.
Cholernie, ciekawiło mnie, co to, za mężczyzna.
Niestety, mogłam się, tylko głowić, ale i tak, nic nie wymyśliłam.

W tej chwili, chodzę po lesie,  wraz z Demonem, i rozmyślam, nad tym wszystkim.

-I co Demon, jak myślisz,   przekonamy się w końcu, o kim mowa? -popatrzyłam na psa.
-Może, zobaczymy
-skomentowałam.

Szkoda, że w tamtej chwili, nie wiedziałam, iż już niedługo, znajdę rozwiązanie,  na to moje pytanie.



-Jestem już -powiedziałam, wpuszczając psa, a następnie wchodząc sama do domu.

-No, ktoś na ciebie, czeka w salonie-powiedziała Sabrina, z uśmiechem.

-Co? Nie rozumiem -popatrzyłam na nią,  zdezorientowana.

-Chodź, to zobaczysz- powiedziała, idąc do salonu.

Westchnęłam zirytowana, ostatnio zrobiła się, bardziej złośliwa. Ale przynajmniej,  zmieniła się, pod tym względem, że znów normalnie rozmawiamy, jak dawniej.

-Co jest? -weszłam do salonu, z niezbyt, zadowoloną miną.

-Masz gości- powiedział  Ambrose z uśmiechem.

-Jakich go... -zaczęłam, ale zauważyłam, na kanapie siedzących Elijah'e, Klaus'a, Rebekah i Kol'a.

Wywróciłam oczami.
Przecież kazałam im, mnie nie szukać.

-Co tu robicie?
I, jak się dowiedzieliście? -spytałam, krzyżując ręce.

-Wyciągnęli ze mnie, te informacje - stwierdziła Bekah, mordując wzrokiem braci.

-No akurat, na twój widok, to mam ochotę, piszczeć ze szczęścia -stwierdziłam,  rozkładając ramiona, i przytulając ją.

-Ja się, jeszcze bardziej cieszę -skomentowała, oddając uścisk.

-A ja to co? -usłyszałam, ten denerwujący głos Kol'a, za którym tak bardzo, tęskniłam od kilku miesięcy.

-Za tobą, też cholernie tęskniłam-stwierdziłam,  wpadając w jego, rozłożone ramiona.

-Elijah, z twojego widoku, też się cieszę-powiedziałam,  przytulając go.

-Ja również się cieszę-powiedział.

Po chwili, usłyszałam za sobą chrząknięcie.

-No tak, to jest moja, młodsza kuzynka Sabrina -powiedziałam, patrząc na białowłosą.
-A to Ambrose.
Jest, ode mnie starszy, o jakieś siedemdziesiąt, coś lat, ale nie wnikajmy, w szczegóły-wzruszyłam ramionami.

-Jak z nią wytrzymujecie? -spytała, rozbawiona Rebekah.

-Dajemy radę, chodź jej głupota, czasami przekracza granice-stwierdził złośliwie, mój kuzyn. 

-Moja głupota, jest jedynie z dobrych chęci-powiedziałam, wiedząc, że chodzi mu, o to wskrzeszenie.
-A teraz konkrety, co was do mnie sprowadza? -spytałam,  unosząc brwi.

-A czy coś, musi nas do ciebie,  sprowadzać Lo... -zaczął,  największy kretyn, ale mu przerwałam.

-Nawet się nie waż.
Nazwij mnie tak, a wylecisz, z tego domu, w sekundę-powiedziałam chłodno.

-Nadal, ci nie przeszło? -spytał zdziwiony.

-Oczywiście, że nie i NIGDY,  nie przejdzie.
Więc radzę ci się, pogodzić z tym, że jesteś dla mnie nikim-powiedziałam obojętnie.

-Cassidy... -zaczął Elijah, ale mu nie pozwoliłam, dojść do słowa.

-Nie, nawet mnie, nie próbuj przekonywać.
Miał swoją szansę, i ją zmarnował, a kolejnej nie dostanie - powiedziałam zirytowana.

-Jeszcze zobaczymy-stwierdził chytrze.

-Wyjdź- powiedziałam,  próbując brzmieć spokojnie.
-Wyjdź, zanim się zdenerwuje-syknęłam, patrząc na niego.
Ku mojej uciesze, wstał i wyszedł.

-Nie zbyt surowo, go potraktowałaś? -spytał Elijah.

-Elijah, czy ty się słyszysz?!
Po tym, co mi zrobił, ja mam go, normalnie traktować i być miła?! -popatrzyłam na niego,  jak na kretyna.

Nic, nie odpowiedział, cisza. 

-No właśnie - syknęłam.

-No dobra, może opowiecie nam, co robiłyście, przez ten cały czas- powiedziała Bex, chcąc rozluźnić atmosferę.

-No... -popatrzyłam na Sabrine.

-Dużo, by było opowiadać - stwierdziła moja kuzynka.

-Tak, to zdecydowanie długa historia - zachichotałam.

-Ja tam jestem ciekawy, bo w Nowym Orleanie, były straszne nudy-skomentował Kol.

-No to może, ja opowiem, skoro wam, się nie chce-stwierdził, złośliwie Ambrose, a ja schowałam twarz w rękach, bo wiedziałam, że to się dobrze,  nie skończy.

-Ależ kuzynie, nie zanudzaj gości-skomentowała Sabrina.

-Nie, nie zanudzi nas-powiedziała rozbawiona Bex.

- No więc, wyobraźcie sobie, że ta, oto dziewczyna tu -wskazał na mnie.
-Mieszka w Greendale, od kilku miesięcy, a zrobiła już takie zamieszanie, że w głowie się nie mieści.
Na dodatek, wciągnęła w to młodszą kuzynkę-powiedział,  zabawnie gestykulując rękami.
-Czekaj co wyście już odstawiły, a no tak.
Zadarłyście z samą śmiercią... -zaczął wyliczać, wszystko co zrobiłyśmy, a Kol i Bekah,  po prostu tarzali się, ze śmiechu, kiedy Elijah, miał minę, pełną politowania.

Pewnie myślał, że się zmieniłam.
Biedny, przeliczył się.

-No, powiem ci, że myślałem, iż trochę, się uspokoiłaś.
A jednak, jest gorzej niż w Mystic Falls - stwierdził rozbawiony Kol.

-Słyszeliśmy, co tam odwalała, i tu chyba, jest gorzej -skomentowała Sabrina.

-Tak, ale ja nigdy, nie byłam i nie będę, święta.
Przyzwyczajcie się- zachichotałam.

-W końcu tak się stanie, że złoży nam, wizytę sam Szatan, z pretensjami, iż Cassidy jest konkurencją, i niszczy Greendale - zaśmiała się białowłosa.

-To byłoby ciekawe - mruknęłam.

-Ciotka Zelda, by cię chyba zabiła -powiedział Ambrose.

-Tak, pewnie by tak było.
A w ogóle, gdzie się podziała ona i ciocia Hilda? -spytałam zaciekawiona.

-Ciocia Hilda w pracy, a Zelda gdzieś zniknęła- powiedział wzruszając ramionami.

-Aha-przytaknęłam.
-No więc, podsumowując,  mieszkam z dwiema cioteczkami, oraz szurniętym kuzynem i kuzynką, która chcę, wszystko naprawiać.
Świetna rodzinka
-powiedziałam z uśmiechem.

-W takim razie, cieszymy się, że jesteś, tu szczęśliwa -powiedział Elijah.

-Tak, jestem- uśmiechnęłam się.
-No a wy, w Greendale, to tak jedno dniowo, czy... -popatrzyłam na nich,  pytająco.

-No i tu, mamy dobrą wiadomość... -zaczęła z uśmiechem Rebekah.
-Puki co, raczej tu trochę,  zabalujemy-powiedziała szczęśliwa.

-Naprawdę?
Czyli, nie muszę się, puki co, z tobą żegnać? -spytałam przeszczęśliwa.

-Puki co, nie-przytaknęła, z szerokim uśmiechem, a ja myślałam, że zaraz, po prostu zacznę piszczeć, i skakać ze szczęścia.
-Tyle mam ci, jeszcze do opowiedzenia -stwierdziła.

-Ale zaraz, jaki jest w tym haczyk? -spytałam podejrzliwie.

-W sensie? -zapytał Kol.

-No, cieszę się, że zostajecie,  na jakiś czas, bo mi was brakowało, ale znając życie, ten idiota Klaus, ma jakiś haczyk, albo powód by tu być - skomentowałam.

-To możliwe, ale my niestety, puki co, nic nie wiemy - powiedział Elijah.

-Może to, i na razie lepiej, nie zepsuje mi przynajmniej,  szczęścia z tego, że będę mieć was, na co dzień - powiedziałam zadowolona.

Rozmawialiśmy, jeszcze bardzo długo.
Aż w końcu, potem zjawiła się, ciocia Hilda i Zelda.
Przedstawiłam im, moich przyjaciół, o których już  wcześniej opowiadałam.

Ogółem, cały wieczór minął w fajnej atmosferze.





















Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale macie naszą rodzinkę, Pierwotnych w nagrodę😁😂

Piszcie w komentarzu, jak wam się podobał rozdział❤😊

Do Zoba

I

Buziaczki x_Cassidy_x 😘😘😘

Chilling Adventures of Cassandra Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz