Część druga Little Evil.
Nowe życie.
Nowe miasto.
Nowa szkoła.
Nowe znajomości.
Coraz więcej tajemnic i wyzwań godnych poświęceń.
No i moje jeszcze bardziej mroczne oblicze...
Wstałam dzisiaj, wyjątkowo wcześnie.
Targało mną, szczęście jeszcze, z poprzedniego dnia.
Nadal, nie mogę uwierzyć, że będę mieć, obok siebie Rebekah.
To wspaniałe uczucie, wiedzieć, iż ma się kogoś, kto zrobi dla ciebie, wszystko i ze wzajemnością.
Wstałam, i szybko poszłam, się przebrać.
Dzisiaj ubrałam to:
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Zdziwiłam się, i to mocno, bo o tej porze, zwykle ciocia Zelda, siedzi i czyta gazetę, a ciocia Hilda robi śniadanie.
Na blacie, zauważyłam karteczkę, więc podeszłam do niej, i zaczęłam w myślach czytać, to co było, na niej napisane.
Cassandro, Hilda musiała, wyjść dziś wcześniej, zresztą tak jak ja.
Dzisiaj w Akademii, będziemy mieli, ważne wydarzenie, więc proszę, abyście się nie spóźnili, i nie przynieśli, naszej rodzinie wstydu!
Ciocia Zelda.
-Dzień... Gdzie ciocie? -spytała zdziwiona Sabrina, wchodząc do kuchni.
-Obydwie, musiały dzisiaj, wcześniej wyjść.
Ze śniadaniem, jesteśmy zdani na siebie-powiedziałam.
-No cóż, to co robimy? -spytała, podchodząc.
-Naleśniki? -spytałam.
-Z syropem? -zmrużyła oczy.
-Z toną syropu! -powiedziałam rozbawiona.
-W takim razie, niech będą naleśniki - skomentowała, z uśmiechem.
-Okej-pokiwałam głową, a potem, zaczęłyśmy się brać do roboty.
-Cześć -powiedział Ambrose.
-Hej-popatrzyłam na niego.
-A no i, mamy się nie spóźnić, bo w Akademii, ma być jakieś wydarzenie-dorzuciłam.
-Jakie wydarzenie? - spytała Sabrina, nalewając ciasto, na rozgrzaną patelnie.
-Nie wiem, ale cytuje:
"Nie spóźnijcie się, i nie przynieście, naszej rodzinie wstydu! " -powiedziałam, naśladując ciotkę Zelde.
-Ale ciekawe, co to za wydarzenie-stwierdziła Brina.
-Przekonany się, jak już będziemy w Akademii -mruknęłam.
Przez resztę śniadania, siedzieliśmy w ciszy, podczas której, każde z nas, było pogrążone, we własnych myślach.
A kiedy skończyliśmy, udaliśmy się, do Akademii.
-Nick! -złapałam czarnowłosego, za ramie.
-Witaj Cassidy -powiedział z uśmiechem.
-Co to za wydarzenie? -spytałam, bo jeśli on nie będzie wiedział, to nikt.
-W Akademii, ma być nowy uczeń, ale nie wiem kto-powiedział.
-A to ciekawe - mruknęłam.
-Tak, ale zgaduje, że zaraz się dowiemy-powiedział, wskazując Blackwood'a.
-Uczniowie, proszę o uwagę -powiedział głośno, dzięki czemu, wszyscy zwrócili, na niego uwagę.
-Od dnia dzisiejszego, będziemy mieli zaszczyt, gościć w naszych progach, moją bratanicę -powiedział, a ja, miałam ochotę, walnąć o ścianę głową.
Kolejna diva, która będzie myślała, że wszystko jej wolno, i to ja, znowu będę musiała, ją ustawiać do pionu.
Nagle zza Blackwood'a wyszła wysoka blondynka, z irytacją, wymalowaną na twarzy.
-No i kolejny plastik, w Akademii -skomentowałam.
-Mam nadzieję, że sprawicie, iż będzie się, tu dobrze czuć.
To tyle, możecie wracać, do swoich zajęć-powiedział.
-Demonologia? -popatrzyłam na niego.
-Tak-przytaknął.
-Cassandro! -usłyszałam głos ciotki.
-Tak? -spytałam, patrząc na nią.
-Chcę, abyś wiedziała, że nie życzę sobie, żadnych konfliktów, pomiędzy tobą a Maggie-powiedziała poważnie.
-Nie mogę, nic obiecać-powiedziałam i odwróciłam się, kierując na Demonologie.
-Nie, oczywiście, że nie-powiedziałam, jednak z wyczuwalną, nudą w głosie.
-Ja mam inne zdanie -powiedział.
-Przepraszam, poprawie się-westchnęłam.
-Mam nadzieję- mruknął.
Kiedy tylko, zajęcia się skończyły, od razu, wyszłam z sali.
-A tu, masz mieszańca.
Lepiej się, do niej nie zbliżaj-skomentowała Prudence, przechodząc obok mnie.
-Nie miałam, nawet takiego zamiaru.
W ogóle, jak to możliwe, że ktoś taki, może uczęszczać do Akademii? -spytała blondynka, patrząc się na mnie perfidnie.
-Ja mam lepsze pytanie.
Jak ktoś, tak głupi, jak ty, może stąpać po ziemi? -spytałam udając, że się zastanawiam.
-Uważaj, do kogo mówisz-powiedziała Prudence.
-Mówię, do pustej blondynki, która nie wie, co znaczy słowo "kultura"-powiedziałam.
-Coś nie tak? -spytał Blackwood, wyrastając spod ziemi.
-Tak ojcze, ten mieszaniec, na za dużo, zaczyna sobie pozwalać-powiedziała Prudence.
-Jestem, tylko szczera Ojcze.
A po za tym, nie życzę sobie, by nazywano mnie mieszańcem - syknęłam i odeszłam.
Resztę lekcji, przesiedziałam, modląc się do Szatana, by skończyły się jak najszybciej.
W końcu, mnie wysłuchał, i zakończył moje męki, dzięki czemu, mogłam wyjść i udać się, na spotkanie z Bex.
-I co, teraz będziesz mieć przechlapane-stwierdziła.
-Nie, bo nic nie obiecałam ciotce-wzruszyłam ramionami.
-No chyba, że tak- skomentowała.
-A no właśnie, miałam ci opowiedzieć, o tej wróżbitce-przypomniałam sobie, popijając łyka Cappuccino, u Cerberusa.
-No właśnie, zamieniam się w słuch -powiedziała, podkładając ręce, pod brodę.
-Ona powiedziała mi, że czekają mnie, w życiu duże zmiany, i spotkam, jakiegoś wysokiego faceta, który da mi wybór:
Być na szczycie lub pozostać na dnie-powiedziałam.
-Co znaczą, duże zmiany, w jej języku? -zapytała Bex.
-No nie wiem, chyba takie ogólne, życiowe i zmiany we mnie-powiedziałam, marszcząc brwi.
-A ten przystojniak, kojarzy ci się z kimś znajomym? -popatrzyła na mnie, znacząco.
-No właśnie, nie.
Nicholas, ten chłopak, o którym ci opowiadałam, nie pasuje mi do wyglądu.
A po za tym, ostatnio kręci się obok Briny-popatrzyłam na nią.
-A ktoś inny? -spytała.
-Nie, oprócz niego, znam jeszcze Harvy'ego, byłego chłopaka Sabriny, ale on też nie pasuje.
Żadnego chłopaka, z Akademii, też nie mogę zaliczyć- westchnęłam.
-Wiesz, muszę z niechęcią przyznać, że przez chwile, myślałam o Klaus'ie, ale też go skreśliłam-mruknęłam.
-Czyli, niebawem poznasz, jakiegoś przystojniaka- zaśmiała się.
-Możliwe -powiedziałam z cwanym uśmieszkiem.
-A co do facetów, zakochałam się-powiedziała ostrożnie.
-O ja nie mogę, w kim?! -zapytałam podekscytowana.
-We wrogo-przyjacielu, Nika-powiedziała.
-Nooo-zagwizdałam.
-Ojj, zamknij się.
Ma na imię Marcel.
Razem z Nikiem, walczą o Nowy Orlean-skomentowała z politowaniem.
-Serio? -zaśmiałam się.
-Tak-wywróciła oczami.
-To zabawne - stwierdziłam.
-No wiem.
Wiesz, muszę przyznać, że nawet podoba mi się, tu w Greendale -powiedziała z uśmiechem.
-Nie jest to, Nowy Orlean, ale jest tu przyjemnie
-uśmiechnęłam się.
-A ty to, masz zamiar, tu spędzić, całą wieczność? -popatrzyła na mnie ciekawa.
-Nie wiem, zobaczymy co los przyniesie -powiedziałam szczerze.
Jakiś czas później, Rebekah odprowadziła mnie, a potem się pożegnałyśmy.
Jak podobał się wam rozdział hem? 😁
Piszcie w komentarzu 😁😊❤