Rozdział 18

1.1K 80 16
                                    






Wstałam dzisiaj, wyjątkowo wcześnie.
Targało mną, szczęście jeszcze, z poprzedniego dnia.
Nadal, nie mogę uwierzyć, że będę mieć, obok siebie Rebekah.
To wspaniałe uczucie, wiedzieć, iż ma się kogoś, kto zrobi dla ciebie, wszystko i ze wzajemnością.

Wstałam, i szybko poszłam, się przebrać.

Dzisiaj ubrałam to:


-Dzień dobry-powiedziałam, wchodząc do

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


-Dzień dobry-powiedziałam, wchodząc do... pustej kuchni?

Zdziwiłam się, i to mocno, bo o tej porze, zwykle ciocia Zelda, siedzi i czyta gazetę, a ciocia Hilda robi śniadanie.

Na blacie, zauważyłam karteczkę, więc podeszłam do niej, i zaczęłam w myślach czytać, to co było, na niej napisane.

Cassandro, Hilda musiała, wyjść dziś wcześniej, zresztą tak jak ja.
Dzisiaj w Akademii, będziemy mieli, ważne wydarzenie, więc proszę, abyście się nie spóźnili,  i nie przynieśli, naszej rodzinie wstydu!

                     Ciocia Zelda. 

-Dzień... Gdzie ciocie? -spytała zdziwiona Sabrina, wchodząc do kuchni.

-Obydwie, musiały dzisiaj,  wcześniej wyjść.
Ze śniadaniem, jesteśmy zdani na siebie-powiedziałam.

-No cóż, to co robimy? -spytała, podchodząc.

-Naleśniki? -spytałam.

-Z syropem? -zmrużyła oczy.

-Z toną syropu! -powiedziałam rozbawiona.

-W takim razie, niech będą naleśniki - skomentowała, z uśmiechem.

-Okej-pokiwałam głową, a potem, zaczęłyśmy się brać do roboty.

-Cześć -powiedział Ambrose.

-Hej-popatrzyłam na niego.
-A no i, mamy się nie spóźnić, bo w Akademii, ma być jakieś wydarzenie-dorzuciłam.

-Jakie wydarzenie? - spytała Sabrina, nalewając ciasto, na rozgrzaną patelnie.

-Nie wiem, ale cytuje:
"Nie spóźnijcie się, i nie przynieście, naszej rodzinie wstydu! " -powiedziałam, naśladując ciotkę Zelde.

-Masz, prawdziwy talent- Ambrose, parsknął śmiechem.

-Ale ciekawe, co to za wydarzenie-stwierdziła Brina.

-Przekonany się, jak już będziemy w Akademii -mruknęłam.

Przez resztę śniadania,  siedzieliśmy w ciszy, podczas której, każde z nas, było pogrążone, we własnych myślach.
A kiedy skończyliśmy,  udaliśmy się, do Akademii.

-Nick! -złapałam czarnowłosego, za ramie.

-Witaj Cassidy -powiedział z uśmiechem.

-Co to za wydarzenie? -spytałam, bo jeśli on nie będzie wiedział, to nikt.

-W Akademii, ma być nowy uczeń, ale nie wiem kto-powiedział.

-A to ciekawe - mruknęłam.

-Tak, ale zgaduje, że zaraz się dowiemy-powiedział,  wskazując Blackwood'a.

-Uczniowie, proszę o uwagę -powiedział głośno, dzięki czemu, wszyscy zwrócili, na niego uwagę.
-Od dnia dzisiejszego, będziemy mieli zaszczyt, gościć w naszych progach, moją bratanicę -powiedział, a ja, miałam ochotę, walnąć o ścianę głową.
Kolejna diva, która będzie myślała, że wszystko jej wolno, i to ja, znowu będę musiała, ją ustawiać do pionu. 

Nagle zza Blackwood'a wyszła wysoka blondynka, z irytacją,  wymalowaną na twarzy.

-No i kolejny plastik, w Akademii -skomentowałam.

-Mam nadzieję, że sprawicie, iż będzie się, tu dobrze czuć.
To tyle, możecie wracać, do swoich zajęć-powiedział.

-Demonologia? -popatrzyłam na niego.

-Tak-przytaknął.

-Cassandro! -usłyszałam głos ciotki.

-Tak? -spytałam, patrząc na nią.

-Chcę, abyś wiedziała, że nie życzę sobie, żadnych konfliktów, pomiędzy tobą a Maggie-powiedziała poważnie.

-Nie mogę, nic obiecać-powiedziałam i odwróciłam się, kierując na Demonologie.

-Panno Spellman, czyżbym panią nudził? -spytał Blackwood.

-Nie, oczywiście, że nie-powiedziałam, jednak z wyczuwalną, nudą w głosie.

-Ja mam inne zdanie -powiedział.

-Przepraszam, poprawie się-westchnęłam.

-Mam nadzieję- mruknął.

Kiedy tylko, zajęcia się skończyły, od razu, wyszłam z sali.

-A tu, masz mieszańca.
Lepiej się, do niej nie zbliżaj-skomentowała Prudence, przechodząc obok mnie.

-Nie miałam, nawet takiego zamiaru.
W ogóle, jak to możliwe, że ktoś taki, może uczęszczać do Akademii? -spytała blondynka, patrząc się na mnie perfidnie.

-Ja mam lepsze pytanie.
Jak ktoś, tak głupi, jak ty, może stąpać po ziemi? -spytałam udając, że się zastanawiam.

-Uważaj, do kogo mówisz-powiedziała Prudence.

-Mówię, do pustej blondynki, która nie wie, co znaczy słowo "kultura"-powiedziałam.

-Coś nie tak? -spytał Blackwood, wyrastając spod ziemi.

-Tak ojcze, ten mieszaniec, na za dużo, zaczyna sobie pozwalać-powiedziała Prudence.

-Jestem, tylko szczera Ojcze.
A po za tym, nie życzę sobie, by nazywano mnie mieszańcem - syknęłam i odeszłam.

Resztę lekcji, przesiedziałam, modląc się do Szatana, by skończyły się jak najszybciej.
W końcu, mnie wysłuchał, i zakończył moje męki, dzięki czemu, mogłam wyjść i udać się, na spotkanie z Bex.

-No mówię ci, kolejna kopia Prudence -powiedziałam, patrząc na, moją ulubioną blondynkę.

-Kogo? -spytała.

-Ah no tak, takiej jędzy z Akademii -wyjaśniłam.

-I co, teraz będziesz mieć przechlapane-stwierdziła. 

-Nie, bo nic nie obiecałam ciotce-wzruszyłam ramionami.

-No chyba, że tak- skomentowała.

-A no właśnie, miałam ci opowiedzieć, o tej wróżbitce-przypomniałam sobie, popijając łyka Cappuccino, u Cerberusa.

-No właśnie, zamieniam się w słuch -powiedziała, podkładając ręce, pod brodę.

-Ona powiedziała mi, że czekają mnie, w życiu duże zmiany, i spotkam, jakiegoś wysokiego faceta, który da mi wybór:
Być na szczycie lub pozostać na dnie-powiedziałam.

-Co znaczą, duże zmiany,  w jej języku? -zapytała Bex.

-No nie wiem, chyba takie ogólne, życiowe i zmiany we mnie-powiedziałam,  marszcząc brwi.

-A ten przystojniak, kojarzy ci się z kimś znajomym? -popatrzyła na mnie, znacząco.

-No właśnie, nie.
Nicholas, ten chłopak, o którym ci opowiadałam, nie pasuje mi do wyglądu.
A po za tym, ostatnio kręci się obok Briny-popatrzyłam na nią.

-A ktoś inny? -spytała.

-Nie, oprócz niego, znam jeszcze Harvy'ego, byłego chłopaka Sabriny, ale on też nie pasuje.
Żadnego chłopaka, z Akademii, też nie mogę zaliczyć- westchnęłam.
-Wiesz, muszę z niechęcią przyznać, że przez chwile,  myślałam o Klaus'ie, ale też go skreśliłam-mruknęłam.

-Czyli, niebawem poznasz,  jakiegoś przystojniaka- zaśmiała się.

-Możliwe -powiedziałam z cwanym uśmieszkiem.

-A co do facetów, zakochałam się-powiedziała ostrożnie.

-O ja nie mogę, w kim?! -zapytałam podekscytowana.

-We wrogo-przyjacielu,  Nika-powiedziała.

-Nooo-zagwizdałam.

-Ojj, zamknij się.
Ma na imię Marcel.
Razem z Nikiem, walczą o Nowy Orlean-skomentowała z politowaniem.

-Serio? -zaśmiałam się.

-Tak-wywróciła oczami.

-To zabawne - stwierdziłam.

-No wiem.
Wiesz, muszę przyznać, że nawet podoba mi się, tu w Greendale -powiedziała z uśmiechem.

-Nie jest to, Nowy Orlean, ale jest tu przyjemnie
-uśmiechnęłam się.

-A ty to, masz zamiar, tu spędzić, całą wieczność? -popatrzyła na mnie ciekawa.

-Nie wiem, zobaczymy co los przyniesie -powiedziałam szczerze.

Jakiś czas później, Rebekah odprowadziła mnie, a potem się pożegnałyśmy.
















Jak podobał się wam rozdział hem? 😁
Piszcie w komentarzu 😁😊❤

Do Zoba

I

Buziaczki x_Cassidy_x 😘😘😘

Chilling Adventures of Cassandra Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz