Rozdział 35

1K 70 14
                                    

-Cassidy, hej Cass! -poczułam, jak ktoś mnie szturcha.

-O jacie-szepnęłam, otwierając oczy i rozglądając się dookoła.
-Ambrose? -spytałam zdziwiona.

-Tak, to ja-potwierdził, po czym zaczął kontynuować.  -Przechodziłem obok twojego pokoju i usłyszałem, jakieś odgłosy, więc postanowiłem sprawdzić co się z tobą dzieje-wyjaśnił.

-Czekaj, jakie odgłosy? -zmarszczyłam brwi.

-No wiesz, rzucałaś się po łóżku i szeptałaś w kółko
"Nie, to nie może być prawda".
Chyba ci się coś śniło, więc postanowiłem cię obudzić -powiedział.

-Tak, miałam koszmar, ale już jest okej. Dzięki, że mnie obudziłeś-mruknęłam.

-Nie ma sprawy, a co ci się śniło? -zapytał zaciekawiony.
Przez dłuższą chwile,
siedzieliśmy w ciszy, podczas,  której zastanawiałam się, czy powinnam mu powiedzieć co mi się śniło, czy też nie.
W końcu postanowiłam...

-Od dłuższego czasu, śni mi się jeden i ten sam koszmar-zaczełam.
-Widzisz, zanim przeprowadziłam się do Greendale, straciłam ważną dla mnie osobę. Miała na imię Katherine, i była moją bliską przyjaciółką. Może to wydawać się niewiarygodne, ale bardzo przeżyłam jej śmierć-wyjaśniłam, na co on uważnie pokiwał głową.
-No i od jakiegoś czasu, śni mi się jej śmierć, a potem pojawia się kolejna scena, w której jest ciemno, tylko że po chwili, pojawia się ona. Rusza ustami, jakby coś chciała mi powiedzieć, ale nie wiem co, bo wtedy ona znika i znowu nastaje tylko ta ciemność i nic więcej - westchnęłam, tym samym kończąc swój monolog.

-Wiesz, współczuje, bo straciłaś ważną osobę, ale co do tego koszmaru, to może ona chciała ci coś ważnego przekazać. Bywały takie przypadki, że nie raz osoba nieżyjąca, chciała ostrzec przed czymś te żyjącą-wytłumaczył.

-Możliwe, że masz racje tylko przed czym chciałaby mnie ostrzec? -popatrzyłam na niego pytająco.

-A skąd ja mam to wiedzieć? -wzruszył ramionami.

-No tak, przecież nie jesteś, jakąś wróżką-mruknęłam.
-Ale zaraz, czekaj czy... -zaczełam, ale mi przerwał.

-Niech zgadnę, chcesz zapytać, czy dałoby się z nią, jakoś skontaktować? -uśmiechnął się.

-Dokładnie tak -powiedziałam, przytakując.

-Owszem da się, ale to ryzykowne-szepnął.

-Rozumiem, ale czemu szepczesz? -spytałam.

-Ściany mają uszy-odszepnął  wskazując na ściany, a ja pokiwałam głową na znak, że rozumiem o co chodzi.

-Dlaczego ryzykowne? -zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc.

-Bo widzisz, wywołując ducha, otwierasz takie, jakby przejście pomiędzy naszym światem a ich i czasami wdzierają się wtedy nieproszone osoby, których  później trudno, jest się pozbyć-wyjaśnił.

-Czyli to ryzykowne, ale nie niemożliwe? -spytałam, chcąc upewnić się, że dobrze zrozumiałam.

-Tak, dokładnie-przytaknął.

-A może by tak... -zaczełam, ale on zaraz mi przerwał.

-Zaryzykować? -zaśmiał się.

-Tak, Ambrose muszę się dowiedzieć, co ona chce mi przekazać -powiedziałam poważnie.

-No dobra, pomogę ci, ale ostrzegam, że nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem! -uprzedził mnie.

-Jestem tego świadoma, ale chcę spróbować! -stwierdziłam, dalej stojąc przy swoim.

-Okej, niech będzie.
Tylko będą nam potrzebne świece, i jakaś rzecz, która należała do tej dziewczyny-powiedział, a ja pokiwałam głową, zastanawiając się, czy mam rzecz, która należała do Kath.

-Mam taki wisiorek, który mi, kiedyś podarowała. Nada się? -spytałam. 

-Tak, nada się, ale żeby się upewnić. Kim ona była? Wampirem? -zapytał.

-Tak-potwierdziłam, a on pokiwał głową.
-Tak w ogóle, to która godzina? -zapytałam przeciągając się.

-Siedemnasta-zaśmiał się.

-Coooooo? -otworzyłam szeroko oczy.
-Miałam się tylko zdrzemnąć pół godzinki, a tu już ta godzina, i na dodatek chyba obiad przespałam-jęknęłam niezadowolona.

-A ty tylko o jedzeniu-parsknął śmiechem.

-Nie tylko! -oburzyłam się.

-Jasne, jasne.
Dobra, widzimy się tutaj u ciebie o północy -powiedział wstając.

-Okej, a mogę kogoś ściągnąć? -spytałam.

-No nie wiem, jeśli się wyda, to ciotki mnie uduszą, a ciebie przebiją kołkiem-mruknął z uśmiechem.

-Nie dowiedzą się-zapewniłam.

-No dobra, w takim razie możesz, ale ty bierzesz potem za wszystko odpowiedzialność-uprzedził mnie, podchodząc do drzwi i otwierając je. 

-Jaasne- machnęłam ręką, rozglądając się po pokoju, w poszukiwaniu telefonu.

-Mam nadzieję, że nie wpadniemy znowu w kłopoty, -usłyszałam jeszcze, po czym drzwi się zamknęły.

Po chwili, znalazłam moją zgubę, więc wybrałam numer do Bex i napisałam wiadomość.

Do Barbie:
Co powiesz, na trochę adrenaliny?

Odpowiedź, dostałam natychmiastowo.

Od Barbie:
Zależy, jaką rozrywkę wymyśliłaś ;)

Zaśmiałam się, po czym jej odpisałam.

Do Barbie:
Razem z Ambrosem,  przyzywamy ducha Katherine.

Od Barbie:
W takim razie, chętnie się zjawie!

Do Barbie:
Super, o północy u mnie.
Do zobaczenia

Napisałam, po czym odłożyłam telefon i zaczełam się zastanawiać, kogo jeszcze mogłabym zgarnąć.
Rebekah nie jest czarownicą, a im więcej magicznych rąk, tym lepiej i prościej.

Po chwili, wpadłam na pewien pomysł, więc wyszłam z domu i skierowałam się do lasu.

-Hic ante circulum appareatis prudentiae Prudence
In pulchra figura pulmana, and tortuositate aliqua-powiedziałam, a po chwili krótko włosa, pojawiła się obok mnie.

-Co jest znowu? -westchnęła zirytowana, ale kiedy zobaczyła, że to ja, jej mina złagodniała.
-Myślałam, że to znowu moje siostry razem z Sabriną-wytłumaczyła.

-Ostatnio, dość często razem trzymają-skomentowałam.

-Właśnie, ale mniejsza.
Czego ode mnie chcesz? -spytała.

-Chcę zaoferować ci trochę rozrywki. Razem z Ambrosem i moją przyjaciółką, będziemy przyzywać ducha mojej drugiej nieżywej  przyjaciółki-wyjaśniłam.

-Czy ja wiem... -zaczęła.
-No dobra, i tak nie mam nic lepszego do roboty.
Gdzie i o której? -spytała.

-U mnie w pokoju o północy -powiedziałam.

-Będę, a teraz muszę znikać -powiedziała, po czym rozpłynęła się w powietrzu, a ja wróciłam do domu.

***
O godzinie dwudziestej trzeciej czterdzieści, kiedy wszyscy byliśmy już w komplecie, zaczełam przygotowywać rzeczy, do seansu.

-Bex podaj mi te świeczki i zapałki-poprosiłam blondynkę, która wykonała moją prośbę.

-Okej, wszystko rozumiecie? -spytał Ambrose.

-Tak-przytaknęłyśmy.

-To dobra, Cass zapal świeczki i połóż ten wisiorek, po środku-powiedział.

-Okej-pokiwałam głową, a następnie zrobiłam to co kazał.

-Świetnie, teraz czekamy na północ, a kiedy wybije, złapiemy się za ręce, i zaczniemy wymawiać zaklęcie.
A i pamiętajcie, nie kilka pytań naraz, po kolei! -popatrzył na nas, po czym usiadł obok w kręgu.

Po niecałych dwudziestu minutach, kiedy wybiła północ, zaczęliśmy wymawiać formułkę zaklęcia.

-Duchy nad nami i pod nami a także wy, duchy uwięzione pomiędzy światami.
Prosimy was uchylcie zasłonę i przyślijcie tu ducha Katherine Pierce.
Katherine zapraszamy cię do tego domu, do tego kręgu. Jeśli tu jesteś, proszę byś dała nam znak-wypowiedzieliśmy równocześnie.

Przez chwile, nic się nie działo, ale kilka sekund później, atmosfera w pokoju stała się ciężko i trochę nieprzyjemna.

-Jest tu, wyczuwam ją-powiedziała Prudence.

-Okej, w takim razie Cassidy, zadaj JEDNO pytanie-powiedział Ambrose.

-Kath, czy to ty? -spytałam powoli.

-Tak, mówi, że to ona-przytaknęła Prudence.

-W takim razie, czy chcesz mi coś przekazać? Coś mi zagraża?  -zapytałam.

-Cassidy! Jedno pytanie-syknął Ambrose.

-Tak racja, przepraszam. Czy chcesz mi coś przekazać? -spytałam.

-Mówi, że tak, ale nie może, ponieważ coś jej nie pozwala-wyjaśniła krótko włosa.

-Czy to coś, jest groźne? -spytał Ambrose.

-Milczy, nie może odpowiedzieć -powiedziała.

-Czy jesteśmy w niebezpieczeństwie? -spytałam.

-Ona... Coś jest nie tak, wyczuwam coś jeszcze -powiedziała przerażona Prudence.
-To coś, uniemożliwia mi kontakt z nią! -powiedziała spanikowana.

-Okej, koniec! Rebekah, zdmuchnij świece! Trzeba zerwać kontakt, ponieważ może być nie przyjemnie!  -powiedział stanowczo Ambrose, a blondynka wykonała jego polecenie.

Zaraz po tym, kiedy Bex zdmuchnęła je, ta ciężka atmosfera opadła.

-Czemu zniknął z nią kontakt? -spytałam.

-Coś nam przeszkodziło, jakby drugi duch czy coś  podobnego-wyjaśniła Prudence.

-Może spróbujemy... -zaczełam, ale Ambrose gwałtownie mi przerwał.

-Nie Cassidy, to zbyt niebezpieczne, jeszcze wpuścimy kogoś, kto nie powinien być wypuszczony-powiedział poważnie.

-Ma racje-skomentowała Prudence.

-Ale ja muszę wiedzieć, co chce mi przekazać! -powiedziałam gwałtownie wstając.

-Nie może tego zrobić w ten sposób, przecież ci to powiedziała! -Ambrose zrobił to samo.

-A nie ma innego? -spytałam.

-Nie, nie ma! Daj spokój, bo się nie da! Wiedziałem, że to zły pomysł pozwalając ci na to-westchnął.

-To my się będziemy zbierać
-skomentowała Bex, patrząc na Prudence, a tamta kiwnęła głową, po czym wyszły.

-Cassidy... -zaczął Ambrose, po chwili ciszy, ale ja go uciszyłam.

-Daj już spokój i wyjdź- powiedziałam, wskazując na drzwi.

On widząc, w jakim jestem stanie zrobił to co chciałam i wyszedł.

Wściekła, rzuciłam poduszką o ścianę.
Przecież musi być, jakiś inny sposób.

Zastanawiałam się nad tym, jeszcze chwile, ale żaden pomysł nie przychodził mi do głowy, więc po szybkiej toalecie, położyłam się spać.






I jak moi drodzy? 😏
Zaciekawieni?
Jeśli tak, czekajcie na następny rozdział! 😁

Do Zoba!
Ash🖤☠⛤

Chilling Adventures of Cassandra Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz