Rozdział 20

1.2K 66 21
                                    

Od trzech dni, czyli od dnia, kiedy poznałam Lucifer'a.
Nie mogę sobie, wybić z głowy, obrazu naszego spotkania.
Ciągle o tym myślę.
Pewnie zrobi wszystko, bym wpisała się, do tej księgi, ale ja się, mu nie dam!

Wstałam, i w znakomitym humorze, podeszłam do szafy.
Zaczełam szukać, jakiegoś stroju na dziś, ale nic mi, nie pasowało. 

No to, mamy już plany, na dziś.
A mianowicie, wyciągnąć Rebekah, na zakupy i uzupełnić, jakoś szafę.

Tym czasem, musiałam coś ubrać, więc zamknęłam oczy, i wzięłam, co mi wpadło, w dłonie.

Razem z ubraniem, poszłam do łazienki, i po krótkim prysznicu, założyłam je.

Wychodząc, stanęłam przed lustrem, i spojrzałam w nie, patrząc na swoje, odbicie.

Nie rozumiałam, tego uczucia, ale buzowała we mnie, taka energia.
Czułam, że mogę wszystko.
Ale może, to za sprawą tego, iż to ja, postanowiłam coś zmienić.

Od przyjazdu do Greendale, tak naprawdę zmieniłam tylko szkołę, miejsce zamieszkania i nazwisko.
A co, ze mną? 
To pytanie, siedziało w mojej głowie, od kąt tu jestem.
A wczoraj, postanowiłam w końcu, na nie odpowiedzieć, i wprowadzić, pewne zmiany.
Zaczynając od ubrań, w garderobie.
Myślę, że powinnam znaleźć,  coś bardziej, opisującego mnie teraz.
Nad włosami się, jeszcze zastanawiam, ale raczej,  zostawię je, w spokoju.

Uśmiechnełam się pewnie, do swojego odbicia, i popatrzyłam, prosto w swoje oczy.
Po chwili, zobaczyłam w nich, jakiś taki, dziwny, czerwony błysk.
Odskoczyłam wystraszona, upadając na łóżko.

To było, mega dziwne.
Z tą myślą, zeszłam na śniadanie.

-Dzień dobry-weszłam, siadając przy stole.

-Dzień Dobry -powiedziała,  ciocia Hilda z uśmiechem.

-Jakieś plany, na dziś kuzyneczko? -spytał Ambrose.

-Tak, chyba pójdę na zakupy.  Muszę odświeżyć, moją garderobę-powiedziałam.

-To dobry pomysł
-skomentowała Brina.

-Chcesz iść, ze mną i Rebekah? -spytałam, patrząc na nią. 

-Czemu nie, z chęcią pójdę -powiedziała z uśmiechem.

- W takim razie, po śniadaniu zadzwonię do Rebekah
-uśmiechnełam się.

-A zajęcia, w Akademii? -spytała ciocia Zelda.

-Nic się nie stanie, jeśli je sobie, dzisiaj opuścimy
-wzruszyłam ramionami.

-Cassandro, ty nie opuszczasz zajęć, bez potrzeby.
A po za tym, tak nie można- powiedziała poważnie ciotka Zelda.

-Ciociu, wyluzuj.
Nic się nie stanie, jak raz nie przyjdę - westchnęłam,  wywracając oczami.

-No właśnie, Cassidy w końcu,  zaczyna mówić, po ludzku -skomentowała Sabrina.

-Róbcie co chcecie, ale nie proście mnie, abym potem,  was broniła, przed Arcykapłanem
-powiedziała.

-Oczywiście -mruknęłam.

Po zjedzeniu, tak, jak powiedziałam, zadzwoniłam do Rebekah, która z przyjemnością, zgodziła się z nami iść.
Umówiłyśmy się, u Cerberusa, skąd pójdziemy, na zakupy.

-Hejka- powiedziałam, przytulając Bex.

-Cześć-odwzajemniła uścisk, a następnie, przywitała się, z moją kuzynką.

-To co, zaczynamy zakupy? -spytała, uśmiechnięta Sabrina.

-No oczywiście, w końcu po to,  tu przyszłyśmy
-powiedziałam.

Udałyśmy się, najpierw do sklepu obok, a potem, do każdego jednego, który był,  na naszej drodze.
W końcu, skończyło się na tym, że byłyśmy obładowane,  torbami z ciuchami.

-To teraz do nas
-skomentowałam, po czym poszłyśmy, do domu.

Już po przekroczeniu progu, zorientowałam się, że nikogo nie ma.

-Wszyscy gdzieś wybyli
-mruknęłam. 

-Faktycznie -powiedziała białowłosa, rozglądając się.

-Ale, nie będziemy, z tego powodu płakać-wzruszyłam ramionami.

-No raczej, że nie-popatrzyła  na mnie, rozbawiona.

-A teraz chodźcie -powiedziałam, idąc na górę, a one za mną.

Weszłyśmy do mojego pokoju, i zaczęłyśmy oglądać kupione rzeczy.
Byłam szczerze zdziwiona, widząc to, co kupiłam.
Jakim cudem, ja to wzięłam?!
Przecież przedtem, nigdy bym czegoś takiego, nie ubrała pomyślałam, patrząc na krótką bluzkę, która prawie w ogóle, nie zakrywała brzucha.


-Ty to naprawdę, będziesz nosić?-spytała rozbawiona Sabrina, widząc moją zdziwioną, jak i lekko przerażoną minę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


-Ty to naprawdę, będziesz nosić?-spytała rozbawiona Sabrina, widząc moją zdziwioną, jak i lekko przerażoną minę.

-No tak, po to ją kupiłam
-powiedziałam, nie odrywając wzroku, od bluzki.

- Chcę to zobaczyć
-dorzuciła Bex.

-Proszę bardzo! -popatrzyłam na nią prowokacyjnie, po czym wzięłam bluzkę, i poszłam do łazienki, by ją ubrać.

Kiedy miałam, ją już na sobie, trochę dziwnie się czułam.
Niezbyt pewnie, ale chciałam zmiany, więc mam.

Weszłam do pokoju, z wysoko uniesioną głową, i dumną miną.
Nie dam im, po sobie poznać, że niezbyt dobrze, się w niej czuje. 

-Nooo-Bekah zagwizdała.

-Wyglądasz świetnie -powiedziała Sabrina.

-Dziękuje
-posłałam jej uśmiech.

Siedziałyśmy, jeszcze przez dłuższy czas, i rozmawiałyśmy o wszystkim,  i niczym.
Niestety, niedługo potem, Bekah musiała iść, więc odprowadziłyśmy ją, do drzwi, i zostałyśmy same.

Korciło mnie, by powiedzieć dziewczynom, o spotkaniu z Lucifer'em, ale postanowiłam tego, jeszcze nie robić.
Powiem im, kiedy przyjdzie czas.

-Cassandro, Sabrino! - usłyszałam, krzyk ciotki Zeldy.

-Tak? -spytałam, schodząc.

-Jutro, będziemy mieli gości.
Ojciec Blackwood, przyjdzie wraz z, Prudence i jej siostrami, oraz Maggie, na kolacje-powiedziała.

-Co proszę?! -zapytałam gwałtownie.

-Nie unoś się, Cassandro.
I to, co słyszałaś, nie będę powtarzać -powiedziała,  patrząc na mnie.

-Ja na pewno, nie będę uczestniczyć, w tej kolacji! -powiedziałam.

-Należysz, do rodziny Spellman'ów, więc będziesz, i bez dyskusji-popatrzyła na mnie.

-Nie ma, takiej opcji.
Nie będę, siedzieć z tamtą czwórką, w jednym pomieszczeniu
- pokręciłam głową, i poszłam do siebie.

Weszłam, do swojego pokoju,  trzaskając drzwiami.

Pewnie jesteście ciekawi, dlaczego jestem, tak strasznie przeciwna.
Otóż ostatnio, ta cała Maggie, zaczęła za bardzo, się panoszyć.
Zrobiła ze mnie, jakąś biedną,  słabą dziewczynkę! 


-Ej, mieszańcu! -krzyknęła.

Odwróciłam się, i popatrzyłam na nią, z politowaniem.

-Czego pustaku? -spytałam.

-Jak ty mnie nazwałaś?! -podeszła do mnie.

-Tak, jak słyszałaś.
Nie mam, zamiaru powtarzać - stwierdziłam znudzona.

Nawet nie zorientowałam się, kiedy ona, rzuciła na mnie klątwę, którą ja, zastosowałam na Forbes.

Z mojego nosa, zaczęła sączyć się krew, którą pobrudziłam swoje ubranie.
Nie mówiąc o tym, że powstrzymywałam się, z całych sił, by nie ukazać swojej, wampirzej twarzy.
Siedziałam w toalecie, dobre piętnaście minut, by zatamować krwotok.

Tego dnia, już nie wróciłam na zajęcia, ale obiecałam sobie, że się zemszczę.


Umilę jej, jutrzejszy dzień pomyślałam, i poszłam planować, jak się zemścić.


















Hej, wybaczcie te przerwę, ale ostatnio przez to, że zbliża się koniec roku, nie mam na nic siły 😕

Myślę też, że ostatnio rozdziały, się troszkę popsuły, więc bardzo was, za to przepraszam 😞

Do Zoba

I

Buziaczki x_Cassidy_x 😘😘😘

Chilling Adventures of Cassandra Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz